Udostępnienie rowerów miejskich wydaje się być dobrym pomysłem - ocenia dr hab. Dominik Olejniczak. Zaznacza, że wirus będzie nam towarzyszył jeszcze długo oraz że w medycynie trzeba uważać na pojęcia „na pewno”, „zawsze”, „nigdy” czy „na 100 procent”.
Samorzad.pap.pl: Jak pan ocenia, w jakim momencie epidemii jesteśmy? W tym kontekście zapytam również o konkret: od 6 maja można wypożyczać rowery miejskie, wiele samorządów udostępnia je mieszkańcom, traktując je jako alternatywny środek transportu. Czy to jest niebezpieczne?
Dr hab. nauk medycznych i nauk o zdrowiu Dominik Olejniczak, Członek Zarządu Fundacji Obywatele Zdrowo Zaangażowani, adiunkt w Zakładzie Zdrowia Publicznego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego: Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, nie mniej należy mieć na uwadze i liczyć się z możliwym szybkim przyrostem zakażeń jesienią. Nie zmienia to faktu, iż nauczyliśmy się już żyć w pewnym reżimie i zachowanie podstawowych zasad bezpieczeństwa może nieco ograniczyć skalę zachorowań.
Co do umożliwienia korzystania mieszkańcom z rowerów miejskich, wydaje się to dobrym pomysłem, szczególnie jeśli to miałoby być alternatywą dla transportu publicznego, gdzie ryzyko zakażenia jest większe.
Oczywiście należy zadbać o zachowanie zasad bezpieczeństwa - operatorzy powinni opracować system dezynfekowania sprzętu, użytkownicy powinni bezwzględnie przestrzegać zasad higieny, które są już przecież wypracowane i odpowiednio rozpropagowane. W kontekście powrotu do tzw. „normalności” to krok w dobrą stronę.
PAP: Minister zdrowia powiedział niedawno o luzowaniu restrykcji „To jest balans pomiędzy względami ekonomicznymi a epidemicznymi”. Podziela pan ten pogląd?
D. Olejniczak: Abstrahując od sytuacji politycznej, w której się znaleźliśmy, trudno nie podzielać tego poglądu. Przekonaliśmy się już dobitnie, iż epidemia ma ogromny wpływ na gospodarkę; w pewnym sensie okazało się, że to system naczyń połączonych. Długofalowy charakter tych skutków już dziś jest bezdyskusyjny. Z drugiej strony państwo musi funkcjonować, nawet w dobie pandemii koronawirusa. Stąd też podejmowanie prób swojego rodzaju wyważenia jest zrozumiałe, choć wciąż poruszamy się po niepewnym gruncie.
PAP: „Tyle luzowania, ile to absolutnie niezbędne” – tak możemy powiedzieć krótko?
D. Olejniczak: Tyle luzowania, ile może być bez niepotrzebnego zwiększania ryzyka zdrowotnego - tak bym to ujął.
PAP: Gdybyśmy zapomnieli o gospodarce, nie brali jej w ogóle pod uwagę, jaka byłaby pana rekomendacja działań przeciwepidemicznych w Polsce?
D. Olejniczak: Z pewnością dużą wagę należy przyłożyć do ograniczeń, związanych z przemieszczaniem i przede wszystkim gromadzeniem się. Najsurowsze zakazy, często budzące wątpliwości (jak choćby ograniczenia, związane z podróżą i przebywaniem na działkach), już zniesiono - dziś można zastanawiać się, czy były uzasadnione. Pewne ograniczenia były konieczne, jednak wirus wciąż nam towarzyszy (i wiele wskazuje na to, że będzie towarzyszył jeszcze długo) i musimy nauczyć się z nim funkcjonować.
Główną rekomendacją powinna jednak pozostać edukacja. Moim zdaniem należy i już wcześniej należało, postawić na ustawiczną edukację zdrowotną, również w zakresie postępowania w przypadku epidemii, zwłaszcza, że już od dawna było wiadomo, że taka sytuacja może nastąpić - na przykład już w 2015 roku pisał o tym prof. Krzysztof Pyrć.
Osobiście wciąż nie mogę zrozumieć, dlaczego kolejni ministrowie edukacji narodowej z taką konsekwencją odmawiali włączenia do podstawy programowej przedmiotu „wychowanie zdrowotne”, argumentując, iż wiedza o zdrowiu jest już wpisana w program nauczania i nie ma potrzeby wyodrębniania takiego przedmiotu. Teraz możemy ocenić, czy ta wiedza jest wystarczająca, czy nie, choćby w kontekście szerzenia się fakenewsów. Argument braku możliwości finansowych także do mnie nie trafia, skoro w systemie są środki na nauczanie przedmiotów, które nie mają podstaw naukowych, to na wychowanie zdrowotne tym bardziej powinny się znaleźć.
W kwestii zakresu tej edukacji, nie wdając się już w szczegóły, należałoby postawić na budowanie odpowiedzialności za zdrowie swoje, ale także osób z własnego otoczenia - domu, pracy, czy miejsca zamieszkania i uświadomienia, że za nasze niewłaściwe wybory zdrowotne konsekwencje mogą ponosić także inni. W dobie epidemii to wiedza kluczowa.
PAP: Czy jest coś, co na pewno da się powiedzieć o przebiegu epidemii do końca roku? W jak dużym obszarze niepewności się poruszamy?
D. Olejniczak: Jeden z moich znakomitych nauczycieli zdrowia publicznego, prof. Jerzy Szczerbań bardzo uczulał nas, iż w medycynie nie ma sformułowań takich, jak „na pewno”, „zawsze”, „nigdy”, czy „na 100 procent”. Oczywiście w przebiegu epidemii istnieją pewne prawidłowości, jednak do końca nie da się przewidzieć, z jaką sytuacją będziemy mieli do czynienia w dalszej lub bliższej przyszłości.
Musimy nauczyć się żyć w nowej rzeczywistości, i niejako ją kreować: mam tu na myśli zachowanie czujności i zasad bezpieczeństwa, a w przypadku, kiedy zamierzamy poszerzać naszą wiedzę o zagrożeniu - korzystać ze źródeł o charakterze naukowym. Dziś tzw. fakenewsy stanowią nie mniejsze zagrożenie, niż sama pandemia.
PAP: Co można poradzić samorządom terytorialnym, różnego szczebla, które w wielu przypadkach stoją na pierwszej linii frontu walki z epidemią SARS-CoV-2 i jej skutkami?
D. Olejniczak: Zdaję sobie sprawę, że samorządy często dysponują mocno ograniczonymi środkami i zasobami ludzkimi, a wsparcie rządu często jest czysto teoretyczne. Niemniej jednak, jak już wspomniałem, głównym zadaniem powinna być edukacja oparta na dowodach naukowych, skierowana zarówno do pracowników urzędów, jak i do mieszkańców. Ta edukacja powinna być w pewnym sensie „szyta na miarę”- dostosowana do potrzeb i możliwości odbiorcy i obejmować nie tylko czysto medyczne aspekty zdrowia, ale także psychiczne, czy społeczne. Nie ma potrzeby operowania skomplikowanymi terminami, które przeciętnemu człowiekowi nic nie mówią - przekazywana wiedza musi być wiedzą funkcjonalną, łatwą do zastosowania w praktyce. Taka wiedza z pewnością pomogłaby w podejmowaniu decyzji o znoszeniu, bądź luzowaniu kolejnych obostrzeń, związanych na przykład z funkcjonowaniem urzędów.
Ważne jest także klarowne uzasadnianie ograniczeń, z którymi się borykamy, mam wrażenie, iż wówczas nieco łatwiej przychodziłoby nam stosowanie się do nich.
Braki kadrowe z powodzeniem można zaopatrzyć na przykład współpracą z NGO’s-ami, chociażby z organizacjami pacjenckimi, które często dysponują znakomitym zapleczem merytorycznym i mają dużą chęć do działania, a także są otwarte na taką współpracę, co można poprzeć wieloma przykładami.
Można zatem stwierdzić, iż współpraca, a także współodpowiedzialność za zdrowie, są kluczami w walce z epidemią.