Dobrze płacimy, więc nie narzekamy na brak chętnych do pracy. Poza tym nasze miasto wyrobiło sobie dobrą markę jako atrakcyjne miejsce do życia i do pracy. Przybywa nam około dwóch tysięcy nowych mieszkańców rocznie, stąd mamy coraz więcej osób wysoko wykwalifikowanych na naszym rynku pracy – mówi Grzegorz Benedykciński, burmistrz Grodziska Mazowieckiego.
Od 1 października obowiązują nowe, wyższe o 10-17 proc. stawki w 22 kategoriach zaszeregowania pracowników samorządowych zatrudnionych na umowę o pracę. Serwis Samorządowy PAP, postanowił przy tej okazji porozmawiać z burmistrzami, prezydentami miast, starostami i wójtami o płacach w samorządach. Dziś przedstawiamy opinię na ten temat burmistrza Grodziska Mazowieckiego, Grzegorza Benedykcińskiego.
Serwis Samorządowy PAP: Wielu pracowników samorządowych narzeka na niskie zarobki. Jak to wygląda u Pana w urzędzie?
Grzegorz Benedykciński, burmistrz Grodziska Mazowieckiego: Co do zasady wydaje mi się, że dobrze płacę pracownikom. Trzy czy cztery miesiące temu przeprowadziłem zresztą duże podwyżki rzędu 500-600 złotych, a na niektórych kluczowych stanowiskach nawet wyższe, bo zauważyłem, że część pracowników zaczyna się rozglądać za innymi posadami. Poza tym bardzo chętnie daję nagrody, jeśli coś wyjątkowo dobrze wyjdzie. Mogę więc śmiało powiedzieć, że menedżerowie w moim urzędzie zarabiają przyzwoicie.
Przyzwoicie, czyli ile?
Kwoty są oczywiście różne w zależności od stanowiska. Sprawdziliśmy, że średnia płaca w naszym urzędzie jest wyższa niż w sąsiednich miastach i gminach. a większość menedżerów zarabia nawet więcej ode mnie.
Nie boli to Pana?
Nie mam z tym problemu. Zarobki samorządowców z wyboru, takich jak ja, są niskie i jest dla mnie oczywistością, że nie byłbym w stanie zatrzymać w urzędzie najlepszych fachowców, gdybym nie płacił im więcej, niż wynosi moja pensja. Mam na myśli na przykład specjalistów od inwestycji i całą kadrę inżynieryjną. To są ludzie o bardzo wysokich kwalifikacjach, świetnie przygotowani merytorycznie, więc dbam o to, żeby dobrze zarabiali.
Grodzisk leży bardzo blisko Warszawy. Czy stolica nie podkupuje panu pracowników? Wiele podwarszawskich gmin skarży się na to.
Nie mam tego problemu. Powiedziałbym nawet, że w przypadku Grodziska zachodzi odwrotne zjawisko, to my przyciągamy wysoko wykwalifikowane kadry z Warszawy. W ostatnich latach sprowadza się do nas dwa tysiące ludzi rocznie, w tym sporo urzędników. Jakaś część z nich dochodzi do wniosku, że nawet jeśli w Warszawie może zarobić ten tysiąc złotych więcej niż tu, to trudy codziennych dojazdów do pracy niekoniecznie są warte tych pieniędzy. Tym bardziej że Grodzisk wyrobił sobie dobrą markę jako atrakcyjne miejsce do życia i do pracy.
Wiele samorządów skarży się, że coraz mniej chętnych zgłasza się na nabory. Jak to wygląda w Grodzisku?
Tylko w ostatnim półroczu przeszło na emeryturę 14 pracowników i nie mieliśmy najmniejszego problemu, żeby znaleźć ich następców – świetnie wykształconych, przygotowanych merytorycznie, znających języki obce. W pierwszej kolejności zawsze staramy się znaleźć odpowiedniego kandydata w ramach awansu wewnętrznego. Tak było ostatnio z obsadzeniem funkcji sekretarza, którym została dotychczasowa szefowa promocji. Obecnie średnia wieku w urzędzie wynosi około 43 lat, a byłaby znacznie niższa, gdybym ja jej nie zawyżał (śmiech).
Przypadek Grodziska jest jednak szczególny. Gmina jest bogata, więc ma z czego płacić pracownikom. Co jednak mają zrobić uboższe samorządy”
A jak pan uważa, skąd się te nasze pieniądze wzięły? Ani grosz nam nie spadł z nieba. Od lat mnóstwo wysiłku wkładamy w przyciąganie do Grodziska inwestorów, przekonywanie ich, uzbrojenie terenów, przygotowanie infrastruktury. Ja się musiałem nauczyć angielskiego, co w moim wieku nie było wcale takie łatwe. To jest ciągła praca. Pamiętam na przykład taką sytuację. Miałem bardzo poważne problemy z kręgosłupem i lekarze zabronili mi wstawać z łóżka, bo groził mi bezwład nóg. Akurat pojawił się potencjalny inwestor. Co było robić? Pojechałem pokazać przedstawicielom firmy teren pod inwestycje. Gdy tylko wysiadłem z samochodu, upadłem na ziemię i nie mogłem wstać o własnych siłach. Firma jednak działa u nas do dziś, a ja na szczęście chodzę.
Rozmawiał Marcin Mastalerz