Politycy kombinują, jak zwiększyć frekwencję wyborczą. Chcą, aby wybory trwały dwa dni, i zmienić godziny głosowania - informuje dziennik "Metro".
Według gazeta, czeka nas rewolucja w wyborach parlamentarnych, prezydenckich i samorządowych. Senatorowie PO i PiS przygotowali projekt ustawy, która wydłuży czas głosowania. Jutro w Sejmie będą nad nim dyskutować posłowie. Jeśli ją przyjmą, w przyszłym roku wejdzie w życie.
Zgodnie z przygotowaną ustawą wybory będą odbywać się dwa dni - w sobotę i niedzielę, a nie jak dotychczas, w niedzielę. Inne będą także godziny otwarcia lokali wyborczych - od 8 do 22, zamiast od 6 do 20. - Nie wszyscy mają czas głosować w niedzielę. Trzeba dać wyborcom szansę głosowania innego dnia - argumentuje Dariusz Bachalski, senator PO, jeden z twórców ustawy.
Parlamentarzyści chcą też rozszerzyć zasadę wyborów większościowych. Teraz odbywają się one w gminach do 20 tys. mieszkańców. Po zmianach obejmą także miasta do 40 tys. obywateli. Politycy mają nadzieję, że zmiany zwiększą niską frekwencję wyborczą.
- Zrobiliśmy ekspertyzy, które wskazały, że dwudniowe wybory przyczynią się do jej wzrostu - mówi Krzysztof Jurgiel, poseł PiS. I jako przykład podaje frekwencję w referendum akcesyjnym, które trwało dwa dni - 58,85 proc.
Mimo że, jak wyliczyli projektodawcy, o 30 proc. zwiększą się koszty przeprowadzania wyborów, to ustawa ma licznych zwolenników. Oprócz PO i PiS projekt poprą Samoobrona i PSL. Ale czy zmiany zwiększą frekwencję?
- Wydłużenie godzin pracy lokali wyborczych nic nie zmieni. Ludzie na tyle są już rozczarowani polityką, że to ich nie zachęci do głosowania. Jak ktoś ma pójść na wybory, to pójdzie, a kto nie chce, to przecież nikt go nie zmusi - twierdzi dr Anna Młynarska- Sobaczewska, konstytucjonalista z Uniwersytetu Łódzkiego. (PAP)