- Brak klinów napowietrzających powoduje zaleganie w miastach szkodliwych dla człowieka cząsteczek - mówi PAP prof. Cezary Pałczyński, alergolog z UM w Łodzi.
- Brak klinów napowietrzających powoduje zaleganie w miastach szkodliwych dla człowieka cząsteczek - mówi PAP prof. Cezary Pałczyński, alergolog z UM w Łodzi.
Dodaje, że te cząsteczki wiążą na swojej powierzchni np. metale ciężkie czy alergeny.
Prof. Cezary Pałczyński z Kliniki Chorób Wewnętrznych, Astmy i Alergii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi podkreśla znaczenie klinów napowietrzających w miastach, których zadaniem jest poprawienie przepływu powietrza na terenach zabudowanych.
- W latach 50. i 60. XX wieku wyjątkowo dbano o to, żeby miasta były przewietrzane. Wiązało się to z możliwością wybuchu wojny nuklearnej. Opad radioaktywny, który by wystąpił, miał być wywietrzony, dlatego w okresie komunistycznym zwracano na to uwagę - mówi.
W kolejnych latach temat ulegał zapomnieniu, a korytarze zaczęły być zabudowywane. - W ten sposób miasta się zaczęły dusić albo przynajmniej były o wiele słabiej przewietrzane" – tłumaczy prof. Pałczyński.
Alergolog zwraca uwagę, że cząsteczki, szczególnie te emitowane przez transport drogowy, np. przez samochody z silnikami Diesla, przebywając dłużej w przestrzeni miejskiej mają więcej możliwości na związanie na swojej powierzchni innych substancji, m.in. metali ciężkich, węglowodorów, endotoksyn bakteryjnych, wolnych alergenów.
- Taka cząsteczka, która przebywa w przestrzeni miejskiej przez dłuższy czas (...) jest o wiele bardziej szkodliwa dla człowieka niż taka, która przebywa w niej krótko i zaraz będzie wywietrzona – wyjaśnia naukowiec. - Dlatego należy walczyć nie tylko z emisją spalin, ale należy również pamiętać o wentylacji miast.
Druga rzecz, o której musimy pamiętać to przeciwdziałanie zjawisku miejskiej wyspy ciepła. - Pomiędzy centrum miasta a przedmieściami w Polsce różnice temperatur przekraczają nawet 10 stopni, czyli miasta są przegrzewane. W tym momencie reakcje chemiczne zachodzą łatwiej. Co więcej, przegrzane miasto sprzyja temu, żeby występował smog typu filadelfijskiego – mówi prof. Pałczyński.
Smog filadelfijski jest nazywany także smogiem ozonowym. Ozon to tzw. alotropowa, reaktywna odmiana tlenu. Jest niebieskawym gazem o charakterystycznej woni. W naturze pełni ważną rolę ochronną, pochłaniając część promieniowania ultrafioletowego dochodzącego ze Słońca do Ziemi. Występuje również blisko Ziemi, w troposferze, gdzie powstaje podczas wyładowań elektrycznych i wskutek reakcji tlenków z organicznymi związkami węgla (pod wpływem słonecznego światła). Do powstania ozonu w takich reakcjach niezbędne są związki obecne w zanieczyszczeniach (np. w spalinach).
Jak podkreśla prof. Cezary Pałczyński wysokie stężenia ozonu przyziemnego może powodować podrażnienia dróg oddechowych, trudności w oddychaniu oraz uszkadzać płuca. - W wyniku reakcji fotochemicznych, które zachodzą w atmosferze, wytwarzają się aldehydy, w tym np. formaldehydy czy inne bardzo szkodliwe substancje, m.in. nadtlenek acetylu, azotany itd. - wymienia.
Minister inwestycji i rozwoju Jerzy Kwieciński zapewnił w rozmowie z PAP, że resort pracuje nad nowymi zasadami budowania, które zapewnią m.in. korytarze napowietrzające miasta.
Kwieciński dodał, ze resort zamierza podnieść także wymogi dotyczące urbanistyki. „Chcemy zapobiegać chaotycznemu rozlewaniu się miast” - powiedział. „Chcemy również zapewnić lepsze standardy, żeby na przykład w miastach mogło swobodnie przepływać powietrze. Będzie to miało wpływ na napowietrzanie miast - ważne dla zapobiegania smogowi”.
Źródło: Codzienny Serwis Informacyjny PAP