Kosztem blisko 100 mln zł w Mysłowicach uprzątnięto składowisko niebezpiecznych odpadów, gdzie porzuconych było m.in. około 8 tys. ton chemikaliów. Tykająca w centrum miasta bomba ekologiczna została rozbrojona – mówił wiceminister klimatu i środowiska Jacek Ozdoba.
Mysłowiccy samorządowcy podkreślają, że uprzątnięcie składowiska było możliwe dzięki pomocy rządu oraz zaangażowaniu funduszy ochrony środowiska: narodowego i wojewódzkiego.
"Mysłowice dzisiaj mogą spać spokojnie. Warta niemal 100 mln zł bomba ekologiczna zniknęła z miasta. Staliśmy się miastem wzorcowym, jeżeli chodzi o przeprowadzenie tego typu działań zmierzających do poprawy bezpieczeństwa naszych mieszkańców" – powiedział podczas poniedziałkowej konferencji prasowej prezydent Mysłowic Dariusz Wójtowicz.
Obecnie w Mysłowicach – jak mówił prezydent miasta – od 3,5 roku nie są już wydawane zgody na przetwarzanie odpadów niebezpiecznych. "Taka działalność została w mieście wstrzymana. Namawiam innych prezydentów, aby robili to samo" – przekazał samorządowiec.
"Wspólnymi siłami rozwiązaliśmy temat, który był jednym z najbardziej niepokojących w skali kraju” – mówił wiceminister Ozdoba, przypominając, iż w Polsce jest ok. 400 tego typu składowisk, z których nawet 300 to miejsca, gdzie nielegalnie składowano odpady niebezpieczne. Aby poradzić sobie z tym problemem, samorządy często wnioskują o rządowe wsparcie.
Ozdoba ocenił, iż problem w Mysłowicach dotyczył "niewłaściwego postępowania z odpadami, a mówiąc wprost – przestępców, którzy porzucili odpady, a później to wszystko spadło na barki pana prezydenta". Wiceminister przypomniał o zmianach w prawie wprowadzających m.in. kary więzienia za tego typu przestępstwa oraz nawet 10 mln zł nawiązki na rzecz narodowego funduszu ochrony środowiska.
W mysłowickiej dzielnicy Brzezinka kilka lat temu porzuconych zostało ok. 8 tys. ton niebezpiecznych odpadów, m.in. rozpuszczalników. Nielegalne składowisko powstało w pobliżu szkół, przeszkoli, ośrodka rehabilitacyjno-opiekuńczego i firmy zatrudniającej setki osób.
Jak wcześniej informował prezydent Wójtowicz, odpady trafiły do jego miasta w 2018 r. na podstawie zgód wydanych przez poprzednie władze. Mimo zatrzymania osób odpowiedzialnych za przywiezienie niebezpiecznych substancji, problem pozostał. Lokalny samorząd nie był w stanie samodzielnie pokryć kosztów utylizacji, dlatego władze apelowały o wsparcie zewnętrzne.
Na unieszkodliwienie składowiska lokalne władze otrzymały kilkadziesiąt milionów zł dofinansowania z funduszy ochrony środowiska. Pomoc została udzielona m.in. w oparciu o art. 26a Ustawy o odpadach, zgodnie z którym w sytuacji, gdy samorząd nie ma możliwości samodzielnie usunąć odpadów, Fundusz może przekazać środki finansowe na ten cel. Prawie 20,5 mln zł pochodziło z pożyczki zaciągniętej przez miasto w Wojewódzkim Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach, a ok. 14 mln zł dołożył samorząd Mysłowic.
mab/ woj/