Wywiad z Michałem Grodzkim, burmistrzem warszawskiej dzielnicy Bemowo, w której władzę sprawuje koalicja PiS, PO i Bemowskiej Wspólnoty Samorządowej.
Wywiad z Michałem Grodzkim, burmistrzem warszawskiej dzielnicy Bemowo, w której władzę sprawuje koalicja PiS, PO i Bemowskiej Wspólnoty Samorządowej. W zarządzie dzielnicy jest dwóch przedstawicieli PiS, dwóch – PO i jeden BWS.
PAP: Dzielnica Bemowo to polityczny fenomen. Równo rok temu, 17 czerwca, w jej samorządzie stery przejęła koalicja…
Michał Grodzki (PiS), burmistrz dzielnicy Bemowo: Nie koalicja, a porozumienie…
PAP: …PiS, PO i Bemowskiej Wspólnoty Samorządowej. Jak doszło do tak niecodziennego aliansu? Co skłoniło Państwa do podjęcia współpracy i kto był jej inicjatorem?
MG: To była wspólna inicjatywa tych ugrupowań, która powstała w kontrze do Jarosława Dąbrowskiego, byłego burmistrza Bemowa, a później wiceprezydenta Warszawy, który opuścił PO i założył swój komitet. Mimo, że w urzędzie dzielnicy pod jego rządami doszło do licznych i poważnych nieprawidłowości, a nawet patologii, Jarosław Dąbrowski i jego ekipa nie chciała oddać władzy na Bemowie. Była najliczniejszym klubem w radzie, dzięki czemu przeforsowała swojego kandydata na burmistrza, Krzysztofa Zygrzaka, byłego rzecznika prasowego urzędu dzielnicy. Ten w pierwszym wystąpieniu po objęciu funkcji obraził wszystkich radnych, którzy na niego nie zagłosowali. Uznaliśmy, że trzeba podjąć misję stabilizacyjną, przywrócić normalność w naszej dzielnicy, uwolnić ją z tej bardzo niezdrowej, niesłużącej jej i mieszkańcom sytuacji. Lokalne struktury skontaktowały się z centralą i otrzymały zgodę na taki eksperyment.
PAP: Macie stabilną większość w radzie?
MG: Tak. Rada składa się z 25 radnych, a nasze porozumienie od początku liczy 13. Nikt się nie wykruszył, nie planujemy żadnych transferów.
PAP: A co z różnicami ideologicznymi i politycznymi? Na „górze” PiS i PO wydają się walczyć na śmierć i życie. To nie przekłada się na współpracę między tymi partiami w samorządzie Bemowa?
MG: Oczywiście, nie jest tak, że ta współpraca obywa się bez zgrzytów. Dostrzegamy pewne trudności. Najbardziej różniliśmy się w podejściu do reformy edukacji, ale pomogło nam to, że Bemowa nie dotknęły problemy, stanowiące główne osie sporu narosłego wokół przywrócenia 8-klasowych szkół podstawowych. Zazgrzytało między nami także w kwestii metropolii. Jednak po wycofaniu tego projektu atmosfera poprawiła się. Wiele nas dzieli, ale zgodnie uznajemy, że interes mieszkańców jest najważniejszy, że to on powinien być decydujący w naszej pracy, a nie międzypartyjne animozje.
PAP: Pewien tabloid napisał, że jeden z Pańskich zastępców, wiceburmistrz z PO, uczestniczy w marszach Komitetu Obrony Demokracji. To prawda?
MG: Uczestniczył w nich w przeszłości. Obecnie nie, ponieważ PO już nie bierze udziału w tych marszach. Podchodziliśmy do tego żartobliwie, z pewnym przekąsem. Jako PiS jesteśmy w stanie wznieść się – dla dobra wspólnego - ponad międzypartyjne spory. Nawet wejść w „paszczę lwa” – czyli rozmawiać z Hanną Gronkiewicz-Waltz.
PAP: Właśnie. Na Bemowie PiS współrządzi z PO, ale dzielnica podlega Urzędowi M. St. Warszawy, którym Platforma rządzi już niepodzielnie. Jak wygląda współpraca na linii urząd dzielnicy – urząd miasta?
MG: Ostatnio byłem w warszawskim ratuszu u dyrektora odpowiedzialnego za środki inwestycyjne i rozmowa była bardzo rzeczowa. U nas jest tyle polityki wewnątrz zarządu, że mamy już przesyt i na zewnątrz nikt polityki nie uprawia. Bez tego nie dałoby się pracować.
PAP: PiS, PO i Bemowska Wspólnota Samorządowa przejmowały stery na Bemowie pod hasłem „Odnowa Bemowa”. Ta odnowa jest już widoczna?
MG: Myślę, że tak. Mieszkańcy mówią, że pod rządami Jarosława Dąbrowskiego były fajerwerki, skupiano się na „igrzyskach” - nagłaśnianych medialnie imprezach. Teraz jest być może mniej „rozrywkowo”, ale za to rozwiązujemy wiele spraw, które tamta ekipa „zamiatała pod dywan”, traktowała po macoszemu. Od prostych rzeczy zaczynając, np. zakupu auta dla dzieci niepełnosprawnych, a skończywszy na radykalnym zmniejszeniu kolejek po miejsca w przedszkolach. Oprócz budowy nowych przedszkoli zwiększamy liczbę miejsc w istniejących, np. przeorganizowując oddziały czy wypowiadając umowy na najem lokali, które można było zaadaptować na potrzeby placówek przedszkolnych. Spora część naszych działań koncentruje się na jak najlepszym funkcjonowaniu oświaty. W dużej mierze dzięki temu Bemowo jako jedyne uniknęło strajków związanych z reformą edukacji. Nawet Związek Nauczycielstwa Polskiego uznał, że w naszej dzielnicy nie byłoby przeciwko czemu protestować.
PAP: Czy Pana zdaniem samorządy mogą przeprowadzić tę reformę w taki sposób, by uniknąć zwolnień nauczycieli?
MG: Wydaje się, że organizacyjnie jest to możliwe. Tzn. jeśli nie mamy ubytku w roczniku, który skutkuje zmniejszoną liczbą uczniów i nauczycieli, to nie ma kłopotu. Jednak dla nas reforma edukacji jest już starym tematem. Teraz koncentrujemy się na tym, że – tak samo jak w przypadku przeszkoli – mamy za mało miejsc w szkołach i musimy się z tym zmierzyć. W takich dzielnicach jak nasza, do których napływa dużo nowych i do tego młodych mieszkańców, trudno nadążyć z zapewnianiem wystarczającej liczby miejsc w szkołach. Tak, jak robimy to w przedszkolach, w miarę możliwości zwalniamy ajentów najmujących lokale w placówkach szkolnych, ponieważ potrzeba nam sal na zajęcia edukacyjne. Obecnie trwa rozbudowa jednej szkoły, a w lipcu ruszy powiększanie kolejnej. Otrzymaliśmy środki na nową dużą szkołę na osiedlu Chrzanów i w przyszłym roku planujemy rozpoczęcie jej budowy.
PAP: Co jeszcze udało się Państwu zrobić przez ten rok wspólnej pracy?
MG: Przede wszystkim zapewniliśmy dzielnicy spokój, skończyły się awantury, które wszczynała ekipa Jarosława Dąbrowskiego. Zarząd i rada harmonijnie współpracują. Dzięki temu udało się załatwić wiele ważnych spraw. Np. dokończyliśmy budowę kilku domów komunalnych.
PAP: Bemowo cieszy się bardzo dużym zainteresowaniem ze strony deweloperów, którzy za poprzednich ekip samorządowych mieli tutaj raj. Budowali, co chcieli i jak chcieli. Zabudowywali tereny służące rekreacji mieszkańców, ale efektem takiego podejścia jest także brak wystarczającej liczby miejsc parkingowych na nowych osiedlach. Zmieniacie to?
MG: Skalę tego problemu najtrafniej odzwierciedla to, że na jednym z nowych osiedli ostatnie miejsce parkingowe sprzedano za 80 tys. zł. Wszędzie tam, gdzie możemy, negocjujemy z deweloperami warunki zabudowy. I okazuje się, że jeśli się chce, to da się z nimi wiele rzeczy wynegocjować. Nie byłoby jednak dużej części tych problemów, gdyby nasi poprzednicy zadbali o miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego. Rok temu, gdy nasze porozumienie przejmowało stery na Bemowie, te plany pokrywały zaledwie kilka procent powierzchni dzielnicy. Tworzenie i uchwalanie planów zagospodarowania przestrzennego dla kolejnych części dzielnicy to jeden z naszych priorytetów.
PAP: Co pod tym względem już udało się Państwu zrobić?
MG: Przez ostatni rok pracowaliśmy nad siedmioma planami. Dwa z nich już uchwaliliśmy, a dwa kolejne zostały wyłożone w pierwotnej wersji - obecnie są ulepszane i zostaną wyłożone powtórnie. Pracujemy bardzo intensywnie nad następnymi. Będą one szybko wykładane.
PAP: Kiedyś samorządy tłumaczyły, że nie uchwalają planów, bo każdy z nich rodzi skutki finansowe. Jeśli w planie przeznaczy się działki pod nowe drogi, to z chwilą jego uchwalenia trzeba mieć pieniądze na wykup tych gruntów.
MG: To infantylne wytłumaczenie, bo te drogi są potrzebne deweloperom, żeby mieszkańcy budowanych przez nich osiedli mieli jak tam dojechać. Zgodnie z prawem deweloper musi przygotować infrastrukturę drogową i można od niego żądać, żeby zgodził się na późniejsze nieodpłatne przekazanie jej na własność publiczną. Niestety, wcześniej władze samorządowe z tej możliwości u nas nie korzystały.
PAP: A później płaciły deweloperom miliony złotych za wykup działek pod drogi na nowych osiedlach.
MG: Dokładnie tak. Podam tylko dwa przykłady z naszej dzielnicy. W przypadku nowego osiedla przy ul. Coopera samorząd zapłacił deweloperowi za grunty pod drogi 12 mln zł, a przy ul. Pełczyńskiego 9 mln zł. My tak ustalamy warunki z deweloperami, żeby takie sytuacje nie miały już miejsca, żebyśmy już nie musieli płacić za drogi, które są potrzebne deweloperom. Od samego początku mówimy im, że nie mamy środków na infrastrukturę na nowo budowanych osiedlach, bo musieliby się na nią złożyć obecni mieszkańcy. Otwarcie powiedziałem na spotkaniu z deweloperami, że wybrali mnie mieszkańcy, którzy już tu mieszkają, a nie ci, którzy dopiero będą się wprowadzać. Oni, oczywiście, nie byli z tego zadowoleni, ale przyjęli tę argumentację. Jeden z większych deweloperów wydał już kilka milionów złotych na infrastrukturę na osiedlu, które buduje. Drugi zrzekł się roszczeń za grunty pod wybudowaną przez niego drogą i placem miejskim. Kolejny oddał za 200 zł kilkaset metrów kwadratowych pod drogą. To się udaje. Wystarczy od początku mówić, że takie są reguły gry i podlegają im wszyscy bez wyjątku.
PAP: Deweloperski boom na Bemowie bierze się z tego, że ludzie chcą tutaj się osiedlać. To dlatego Państwa dzielnicy szybko przybywa mieszkańców, choć wielu dzielnicom Warszawy, ale też wielu polskim miastom, ich ubywa. Z czego to wynika?
MG: Bemowo jest postrzegane jako młoda, bezpieczna dzielnica. Mamy dobrą infrastrukturę, przyzwoite zaplecze handlowo-usługowe, sporo terenów zielonych i rekreacyjnych oraz sąsiadujemy z Kampinoskim Parkiem Narodowym. Dzięki temu Bemowo przestaje być jedynie sypialnią stolicy. Nie trzeba daleko jechać, żeby dobrze spędzić wolny czas, pójść do kina, zrobić zakupy, bo to wszystko można zrobić na miejscu. Dużą zaletą dzielnicy jest mała odległość od centrum. Magnesem dla przyszłych mieszańców jest również metro, które niebawem tu dotrze.
PAP: Wielkimi krokami zbliżają się wybory samorządowe. Czy wyobraża Pan sobie funkcjonowanie na Bemowie porozumienia PiS i PO w przyszłości?
MG: Rok ponadpartyjnej współpracy nauczył mnie zasady „nigdy nie mów nigdy”. Wiemy, że nasza obecna opozycja wystartuje w wyborach, więc będzie wspólny przeciwnik, który musi jednoczyć. Tak naprawdę to kierownictwa partii zadecydują, czy wzniesienie się ponad partyjne animozje będzie nadal możliwe. Dostrzegam wiele trudności ideologicznych w połączeniu sił, ale staramy się o tym nie mówić. Szkoda na to czasu.
Rozmawiali: Daria Porycka i Jacek Krzemiński