Jacek Jaśkowiak, prezydent Poznania, wystartuje w prawyborach na kandydata KO na prezydenta Polski. W wywiadzie dla PAP odpowiada na pytanie, dlaczego na to się zdecydował.
Jacek Jaśkowiak, prezydent Poznania, wystartuje w prawyborach na kandydata KO na prezydenta Polski. W wywiadzie dla PAP odpowiada na pytanie, dlaczego na to się zdecydował.
PAP: W jaki sposób jeden z najjaskrawiej antypisowskich polityków i samorządowców chce, jako prezydent kraju, przywrócić wszystkim obywatelom poczucie wspólnoty – bo tak napisał pan informując o starcie w prawyborach?
Jacek Jaśkowiak: W taki sam sposób, jak zrobiłem to w Poznaniu. Proszę zobaczyć na wynik ubiegłorocznych wyborów na prezydenta miasta - głosowało na mnie wtedy również wielu zwolenników PiS. To było możliwe tylko dzięki konkretnym działaniom podejmowanym przeze mnie w pierwszej kadencji. Teraz popiera mnie osoba o tak konserwatywnych poglądach jak Roman Giertych, wskazując moje działania chociażby na rzecz bezdomnych w Poznaniu, czy autentyczną współpracę z Kościołem.
PAP: Kto namówił pana do startu w prawyborach?
J.J.: Na mojej decyzji zaważyła odpowiedzialność za państwo. Wiele osób na wielu spotkaniach pytało mnie w ostatnim czasie, dlaczego nie chcę wyjść do tego ringu w sytuacji, gdy nadchodzące wybory prezydenckie są tak ważne. Od tego, kto zostanie prezydentem kraju zależy, co będzie się działo w Polsce przez następne lata. Wszystkie te pytania, te rozmowy skłoniły mnie do takiej decyzji.
PAP: Czy wśród namawiających był też szef PO Grzegorz Schetyna?
J.J.: Nie nazwałbym tego namawianiem. Byłem jednak na spotkaniu u Grzegorza Schetyny w dniu, w którym Donald Tusk poinformował, że nie będzie startował w wyborach prezydenckich. Wsłuchałem się w to, co wtedy mówił - to też miało wpływ na moją decyzję.
Tusk jasno wskazał, że do tych wyborów powinna stanąć osoba, która może liczyć na dosyć szerokie poparcie - nie tylko partyjne. W moim przypadku wiem, że mogę liczyć na koleżanki i kolegów samorządowców, na środowiska związane z ruchami miejskimi, na ruchy obywatelskie. Donald Tusk powiedział wyraźnie, że kandydatem powinna być osoba, która nie jest obciążona politycznie – to też było dla mnie istotne.
PAP: Dlaczego uważa pan, że może być dobrym kandydatem KO i dobrym prezydentem Polski? W czym jest pan lepszy od Andrzeja Dudy?
J.J.: Polacy mają dosyć partyjniactwa. Jest pewna powaga urzędu prezydenta. Tymczasem wielokrotne naruszenie konstytucji przez osobę, która powinna być jej strażnikiem, podpisywanie ustaw na partyjne polecenie szefa partii, uległość wobec partyjnych decydentów, szereg różnych zachowań, które były dla Polaków szokujące tj. ułaskawienie Mariusza Kamińskiego – patrząc na to wszystko wiem, że mam jednak inne cechy i kompetencje niż obecnie urzędujący prezydent. To jest też kwestia wyważonych decyzji i wypowiedzi, które nie będą nas kompromitować na arenie międzynarodowej.
PAP: Napisał pan w środę w mediach społecznościowych, że Polska potrzebuje silnej prezydentury, która wydobędzie kraj z partyjniactwa...
J.J.: W trakcie minionych pięciu lat rządzenia Poznaniem pokazałem, że można oddzielić sympatie polityczne od prób wpływania polityków na działalność urzędu. Andrzej Duda tego nie potrafił, bo był uległy wobec polityków; nigdy nie był samodzielny. Potrzebna jest równowaga w polityce. Nie chodzi jednak o to, że prezydent ma prowadzić niepotrzebne spory z rządem reprezentującym inną opcję polityczną.
PAP: Jaki powinien być kandydat opozycji w tych wyborach?
J.J.: Obecnie nie ma oczekiwania na kandydata, który będzie semi-Dudą, tylko raczej anty-Dudą. Społeczeństwo oczekuje w polityce nowej twarzy. To też potwierdzają badania. Nie chce osoby, która jest w polityce od 20 lat. Jest oczekiwanie na nowe spojrzenie, na nowy sposób działania – tak było, gdy pięć lat temu wygrywałem w Poznaniu z faworytem, ówczesnym prezydentem Ryszardem Grobelnym.
Nadchodzące wybory prezydenckie to będzie kwestia wyboru, jaki wizerunek ma mieć nasz kraj przez następne lata. Czy będzie to kraj prezydenta, który będzie uległy, niesamodzielny, czy takiego, który będzie dla wszystkich – niezależnie od tego, czy oni są biedni, bogaci, czy są młodzi czy starsi. Prezydenta, który będzie miał tylko wsparcie partyjne, czy jednak szersze.
Za mną stoją konkretne działania, osiągnięcia ostatnich pięciu lat pracy w Poznaniu. Ja nie muszę niczego obiecywać czy deklarować – pokazałem przez ten czas, że mogę wiele zrobić. Nie uśmiecham się do seniorów przed wyborami – w Poznaniu wdrożono działania, które są naśladowane przez inne samorządy. Nie składam deklaracji odnośnie wsparcia najuboższych – rzeczywiście ich wspieramy. Udowodniłem też, że można rozmawiać z hierarchami kościelnymi w wyprostowanej postawie. Można robić rzeczy, które idą w zgodzie z Pismem Świętym a nie próbować promować się w pierwszym rzędzie w ławce kościelnej.
PAP: Czyli liczy pan także na wsparcie konserwatystów?
J.J.: Nie tylko ich, ale też ludzi dotąd wykluczanych, którzy mają wykształcenie podstawowe, zawodowe, którzy mieszkają w mniejszych miejscowościach. Sądzę, że jestem w stanie przekonać ich do siebie swoją autentycznością. Oni mogą ocenić, czy ja robię coś na potrzeby kampanii wyborczej czy w codziennym działaniu. Jestem w stanie porozumieć się z takimi środowiskami lepiej niż osoby, które biedę znają tylko z książek. Ja też wyrosłem w robotniczej dzielnicy, pracowałem fizycznie.
Moja prezydentura tych pięciu ostatnich lat to wyraz szacunku dla tych, którym się czasem gorzej powodzi – jestem przekonany, że to też będzie miało wielkie znaczenie w tych wyborach. Liczę, że przekonam do siebie Polaków.
PAP: Przed rokiem, w ostatnich wyborach samorządowych zagłosowało na pana w Poznaniu ponad 127 tys. osób. Wielokrotnie mówił pan, że zawarł z mieszkańcami miasta kontrakt do końca kadencji. Teraz chce pan się z niego wymigać?
J.J.: Nie próbuję się wymigać z tego kontraktu, ale stawka nadchodzących wyborów jest bardzo wysoka. W takich okolicznościach mam nadzieję, że poznaniacy mi wybaczą. Także moi koledzy samorządowcy pozawierali takie kontrakty – Zygmunt Frankiewicz w Gliwicach, czy Wadim Tyszkiewicz w Nowej Soli. Tymczasem gdyby nie ich zaangażowanie w ostatnich wyborach, nie mielibyśmy przewagi w Senacie.
W ostatnich latach poznaniacy wielokrotnie pokazywali swoją obywatelską postawę – w czasie łańcuchów światła, w demonstracjach w obronie wolności mediów. Także teraz liczę na akceptację mojej decyzji przez mieszkańców Poznania.
Wychodzę ze swojej strefy komfortu i decyduję się na ryzykowny dla mnie ruch; mogłem dalej spokojnie zarządzać Poznaniem, ale wiem, jaki wpływ te wybory mają na funkcjonowanie samorządów. Jesteśmy obecnie pozbawiani, jako samorządy, środków finansowych, bo są one potrzebne na realizację obietnic wyborczych Prawa i Sprawiedliwości.
PAP: Politycy PiS, komentując pana decyzję, wskazują, że nie ma pan szans w prawyborach, tym bardziej w starciu z Andrzejem Dudą.
J.J.: Trudno mi komentować coś, co mówią politycy średniego szczebla czy aparatczycy partyjni na samym dole Prawa i Sprawiedliwości. Wolę bazować na wypowiedziach osób, które pokazały w przeszłości, że bez względu na cenę, jaką mogą za to zapłacić, potrafią o coś walczyć - tak jak Władek Frasyniuk, Magda Adamowicz, Aleksandra Dulkiewicz czy Wadim Tyszkiewicz.
Dziesiątki telefonów, które odebrałem od momentu zakomunikowania mojej decyzji, od bardzo różnych osób, także od tych o konserwatywnych poglądach, umacniają mnie w przekonaniu, że była ona słuszna.
Autor: Rafał Pogrzebny
rpo/ par/ jmk