„Trzeba być trochę grafikiem, trochę prawnikiem”, „na wszystkim trzeba się znać”, „bezpłatna siła robocza” – piszą informatycy o swojej pracy
„Trzeba być trochę grafikiem, trochę prawnikiem”, „na wszystkim trzeba się znać”, „bezpłatna siła robocza” – piszą informatycy o swojej pracy.
Krzysztof wylicza, że „trzeba być trochę grafikiem, trochę prawnikiem, trochę webmasterem, trochę programistą, całkiem nieźle znać się na sieciach, trochę specem od systemów alarmowych, znać się na zamówieniach publicznych i kodeksie wyborczym, no i przede wszystkim mieć wiedzę i doświadczenie ze swojej dziedziny – informatyki”.
Jego słowa potwierdza Anna: „(…) brak możliwości rozwoju to prawda. Na wszystkim trzeba się znać począwszy od podatków, księgowości, płac, obsługi biura rady, inwestycji, projektów unijne, geodezji, monitoringu itd. Pracownk może nie wiedzieć, a informatyk MUSI”.
„Ja jeszcze zajmuję się prądem bo prywatnie zrobiłem uprawnienia SEP (bo konserwator to może żarówkę wymienić). Opiekuję się też systemami alarmowymi, centralą telefoniczną, jeżdżę po gminie i montuję fotopułapki w miejscach narażonych na wandalizm. Oczywiście obsługa monitoringu i jego przeglądanie - jak się coś wydarzy. Nagłośnienie prezentacje i obsługa kamery podczas sesji rady to też ja. No i fucha pod tytułem ABI (…)” – dodaje ABI z przymusu.
„Stanowisko informatyka w samorządzie z roku na rok staje się coraz ważniejsze z punktu widzenia działania urzędu. Oczywiście nie obsługuje mieszkańców, ale umożliwia to całej reszcie pracowników, bo 90 proc. zadań pracowników samorządowych jest realizowanych przy mniejszej lub większej pomocy oprogramowania na komputerach” – konkluduje informatyk_samorządowy.
„A co powiecie na obsługę informatyczną, dodatkowo to co koledzy i koleżanki wyżej napisali oraz gratis nadzór nad pracą skazanych, nadzór nad organizacja pracowników interwencyjnych, akcja odśnieżanie, bieżące prace remontowe na drogach gminnych” – wylicza rEfErEnT.
„Tak się nas właśnie traktuje, jak bezpłatną siłę roboczą - to się chyba nazywa niewolnictwo” – dodaje RM.
Inf podsumowuje: „W moim urzędzie informatyk jest widziany jako zło konieczne. Jest to stanowisko, na którym są generowane tylko koszty, przychodzi tylko co jakiś czas i błaga o środki finansowe, bo się kończy licencja na oprogramowanie antywirusowe na pakiet zabezpieczeń do firewalla i jeszcze inne programy. A poza tym ile to on tonerów do drukarek zużywa tylko co chwile jakieś faktury za toner przynosi”.
„Obowiązki informatyka: (…) planowanie i zapewnienie ochrony i ewakuacji dóbr kultury i innego mienia na wypadek zagrożenia zniszczeniem, (…) pełnomocnik d.s. kombatantów, (..) nadzór nad prawidłową eksploatacją samochodu służbowego i jego kierowcy (…)” - pisze "informatyk" w samorzadzie.
Informatycy gminni są zgodni, że dużo zależy od postrzegania ich roli przez szefa gminy.
„(…) dużo zależy od szefostwa. Jeśli +góra+ rozumie, że pewne wydatki na informatykę trzeba ponieść i da się przekonać merytorycznymi argumentami, to wszystko jest ok. (…) Natomiast jeśli +góra+ nie rozumie, no to faktycznie niewiele można zrobić” – zauważa Krzysztof.
informatyk_samorządowy dodaje, że: „są urzędy - jak mój - gdzie o środki na informatykę nie trzeba się bić. Są potrzeby to i pieniądze się znajdują. (…) Ja na zarobki nie narzekam, ale podwyżkę, która mnie satysfakcjonuje uzyskałem dopiero po złożeniu wypowiedzenia. Nie zarabiam tyle ile moja obecna wycena na rynku IT, ale na tyle, żeby nie szukać obecnie innej pracy”.
„(…) władza w gminach nie ma pojęcia o rynku za to mają pojęcie +jak zacisnąć finansowego pasa tak ażeby złapał za kręgosłup+. O funduszach na modernizację sprzętu IT nie wspomnę, bo nawet nie ma o czym mówić (…)” – dodaje ASI_2.0.
kkż/Serwis Samorządowy PAP