Wyszków uchodzi za wzór, jeśli chodzi o tworzenie atrakcyjnych terenów inwestycyjnych. O tym w wywiadzie opowiada burmistrz Grzegorz Nowosielski
Wyszków uchodzi za wzór, jeśli chodzi o tworzenie atrakcyjnych terenów inwestycyjnych. W tym celu masowo wykupował od prywatnych właścicieli małe działki rolne, scalał je w dużo większe parcele, uzbrajał, a potem oferował inwestorom.
Z jakim skutkiem? O tym w wywiadzie dla Samorzad.pap.pl opowiada Grzegorz Nowosielski, burmistrz miasta i gminy Wyszków.
Wywiad z Grzegorzem Nowosielskim, burmistrzem miasta i gminy Wyszków
Samorzad.pap.pl: - Panie Burmistrzu, miasto i gmina Wyszków uchodzi za wzór, jeśli chodzi o tworzenie atrakcyjnych terenów inwestycyjnych. W tym celu Państwa samorząd wykupował od prywatnych właścicieli małe działki rolne, scalał je w dużo większe parcele, uzbrajał, a potem oferował inwestorom. Dlaczego na to Państwo postawili?
Grzegorz Nowosielski, burmistrz miasta i gminy Wyszków: - Wyszków nigdy nie był satelitą Warszawy, a miał za to od czasów przedwojennych aspiracje przemysłowe. Już przed II wojną światową powstała w naszym mieście huta szkła i browar. W latach 70. ubiegłego wieku Wyszków był najbardziej uprzemysłowionym miastem w województwie ostrołęckim. W naszym mieście powstała fabryka skrzyni biegów FSO i duża fabryka mebli. To były duże zakłady, zatrudniające po kilka tysięcy osób. Na ich terenie były stołówki, przedszkola, sklepy. Pracowały tam całe rodziny. Wyszkowska fabryka mebli była znana m.in. z meblościanek, a z ostatniego rzutu jej produkcji są meble w moim gabinecie. Są bardzo dobrej jakości – mają dwadzieścia lat, a nie widać po nich zużycia.
Niemniej jednak Wyszków nie wytrzymał transformacji ustrojowej, wyszkowski przemysł wtedy padł. Fabryka mebli i zakład FSO zostały zlikwidowane, zamknięte, a huta szkła zwolniła 1/3 załogi. Z tego powodu bezrobocie w mieście sięgało wtedy prawie 30 proc. Nasze miasto przeżywało wtedy bardzo trudne chwile. Zaczęło się mobilizować i dźwigać z kryzysu dopiero po 2000 r. Do zamkniętej fabryki skrzyń biegów FSO chciało ściągnąć inwestora z Ukrainy, interesowała się nią Toyota. Koniec końców to miasto, w latach 2002-2003, pozyskało inwestora dla terenów po tej fabryce. Była to amerykańska firma Quad Graphics, która wybudowała w tym miejscu jedną z największych drukarni w Europie, drukującą większość kolorowych czasopism w Polsce. W tej drukarni pracuje prawie 2 tys. osób na umowę o pracę. Ale powstało tam też centrum finansowe i centrum usług cyfrowych tego koncernu.
- Jak udało się pozyskać tego inwestora?
- Jak już mówiłem, zaangażowało się w to miasto. Wykupiliśmy 20-hektarowy teren po zakładach FSO od ich syndyka masy upadłościowej. Podzieliliśmy ten teren na działki inwestycyjne i sprzedawaliśmy je. To były duże działki. Niekoniecznie zależało nam na tym, żeby na ich sprzedaży jak najwięcej zarobić. Ważniejsze było to, żeby ściągnąć poważnego inwestora. Często jest tak, że syndyk masy upadłościowej, którego zadaniem jest upłynnienie majątku, chce to zrobić jak najszybciej. I czasami dzieli działki na małe, bo wtedy łatwiej one schodzą. Ale dla miasta to nie jest korzystne, to nie niesie wartości dodanej dla gospodarki miasta, rodzą się z tego konflikty, bo są służebności dla przejścia, przejazdu, dla mediów itd.
To podejście nam się opłaciło, bo dzięki niemu ściągnęliśmy rzeczywiście bardzo dużego inwestora, który zagospodarował większość terenu po zakładach FSO. To nas zainspirowało do tego, żeby ściągać następnych inwestorów, skupując i scalając mniejsze działki, a potem zamieniając je w większe tereny inwestycyjne.
Chcieliśmy wykorzystać atut Wyszkowa, jakim jest bliskość Warszawy, ale też to, że wciąż jest u nas dużo taniej niż w stolicy, mamy tańszą ziemię. Mamy również dużo gruntów rolnych z bardzo słabymi glebami, na których nie opłaca się już uprawiać rolnictwa i dlatego zamieniły się one w nieużytki.
Wyszliśmy przy tym z takiego założenia, że inwestor, który chce zainwestować w przemysł czy usługi, musi mieć areał, który jest scalony, który ma jednego właściciela. Bo nie będzie rozmawiał z 50 czy 100 właścicielami, bo to bardzo wydłuży mu przygotowania do rozpoczęcia inwestycji. Musi mieć też odpowiedni kształt działki, teren wyposażony w stosowne media, które pozwolą mu rozpocząć działalność. Wtedy jest gotowy zapłacić nawet więcej, bo dzięki temu skraca czas przygotowania i realizacji inwestycji.
Dlatego podjęliśmy się takiej próby scalania działek, skupowanych od mieszkańców. Na terenie, na którym chcieliśmy stworzyć nową dzielnicę przemysłową. Grunty były tam poszatkowane na wąskie paski. Uznaliśmy, że dla właścicieli tych mniejszych działek możemy być wiarygodnym, dającym poczucie bezpieczeństwa kupcem. Proponując wszystkim właścicielom działek z danego rejonu może nie za wysoką, ale wszystkim tę samą cenę. A ludziom często nie zależy na tym, że sprzedać jak najdrożej, ale bardziej na tym, żeby sprzedać za uczciwą cenę, nie taniej niż inni, nie być oszukanym. Scalaliśmy grunty pasek po pasku, często skupując je od całych rodzin. Bywało też tak, że ktoś nie chciał nam sprzedać swojej działki, ale chętnie się zamieniał z nami na inną.
Stworzyliśmy w ten sposób większe działki inwestycyjne, o łącznej powierzchni kilkunastu hektarów. Uzbroiliśmy je za pieniądze zarobione na sprzedaży terenów po FSO. Obejmowaliśmy je planami zagospodarowania i wystawialiśmy do sprzedaży. Po takiej cenie, żeby przynajmniej trochę na tym zarobić. Bo ważniejsze dla nas były podatki i miejsca pracy, które tam powstaną. Jednak w związku z tym, że w kolejnych latach, gdy Wyszków zaczął się bogacić, pojawiła się dla nas dość niebezpieczna tendencja: traktowanie zakupu gruntów przez prywatnych inwestorów jako dobrej inwestycji, kupowanie ich po to, żeby je potem z zyskiem odsprzedać - bo ceny pewnie wzrosną - lub kupić na zapas, na przyszłość, do banku ziemi. I część scalonych przez nas i sprzedawanych przez działek trafiła do takich właśnie właścicieli. Ale większa ich część została zagospodarowana: powstała tam ocynkownia, składy, nowoczesne magazyny, bazy transportowe. W ten sposób stworzyliśmy nową strefę gospodarczą.
Trzeba zaznaczyć, że na przestrzeni tych kilku kadencji mieliśmy i mamy mądrych, odpowiedzialnych radnych, którzy zgodzili się na to, żebyśmy pieniądze zarabiane na sprzedaży terenów inwestycyjnych inwestowali w tworzenie kolejnych takich terenów, w zakup i scalanie następnych działek, ich uzbrajanie. Nasi radni nie powiedzieli: kończymy z tym przedsięwzięciem, bo mamy projekt rozbudowy szkoły, budowy chodników, ścieżek rowerowych i tysiąc innych naprawdę potrzebnych w naszej gminie inwestycji.
Było w tej sprawie takie porozumienie ponad podziałami, poglądami, dzięki czemu udawało się nam kontynuować taką politykę, kupować następne działki i scalać je.
- Ponoć robili to Państwo bez rozgłosu, bo rozgłos mógłby podbić ceny tych nieruchomości.
- Tak rzeczywiście to robiliśmy, choćby po to, żeby nie weszli nam w drogę spekulanci. Chcę dodać, że taka polityka, mająca na celu tworzenie terenów inwestycyjnych, powinna być procesem ciągłym, nie ograniczać się do jednorazowego przygotowania takich terenów. Bo dzięki temu miasto może rozwijać się cały czas. Dlatego my tę politykę kontynuujemy, ucząc się na naszych dotychczasowych doświadczeniach. Jej kolejnym etapem jest to, że skupujemy i scalamy działki w następnym rejonie, ale zanim wystawimy je do sprzedaży, nie tylko uzbroimy je w media, ale zbudujemy też tam taką drogę, jak na strefę przemysłową przystało, po której będą mogły jeździć tiry i która będzie łączyć się z głównymi drogami. Czyli powstanie taki teren inwestycyjny, na którym od razu będzie można budować. Robimy tak dlatego, żeby już nikomu nie opłacało się odkupować od nas tych gruntów do banku ziemi – na zasadzie: to jak tam powstanie dobra droga, to wtedy będę mógł sprzedać ten grunt po lepszej cenie. Tylko, żeby je kupowali je przedsiębiorcy, którzy chcą tam jak najszybciej zbudować swoje obiekty.
- Jakie jest dziś bezrobocie w Wyszkowie?
- Zjechaliśmy z niemal 30 proc. kilkanaście lat temu do 3 proc. obecnie, na co, oczywiście, złożyła się też dobra koniunktura gospodarcza w całym kraju. Ale porównaniu do podobnych miast, w odległości do 50-60 km od nas, to jeśli chodzi o stan dróg, komunikację i niskie bezrobocie, jesteśmy liderem.
Staramy się też robić dużo planów zagospodarowania przestrzennego, co przyspiesza i ułatwia proces inwestycyjny. Cała nasza gmina jest objęta tymi planami.
- Od którego roku?
- Od 2000 r. Już mój poprzednik zrobił plany dla całego miasta, co było bardzo dobrym ruchem. Za mojej kadencji opracowaliśmy też dwukrotnie studium uwarunkowań, bo chcemy podążać za nowymi trendami i zmieniającymi się przepisami. Z tego powodu co roku robimy kilka nowych planów zagospodarowania.
Dzięki temu udało się nam uruchomić wiele nowych terenów inwestycyjnych. W tej chwili cena za metra mieszkania w Wyszkowie kształtuje się od 4,5 do 5-6 tys. za metr.
- To nie jest cena niska, biorąc pod uwagę, że z Wyszkowa do Warszawy jest 60 km, czyli dość daleko. Ale z drugiej potwierdzałoby to, że Wyszków jest postrzegany jako atrakcyjne miejsce do zamieszkania.
- Ta cena byłaby jeszcze wyższa, gdyby nie udało nam się stworzyć konkurencji wśród deweloperów, uwolnić więcej terenów inwestycyjnych, doprowadzić do tego, że buduje u nas kilku deweloperów naraz.
- Ile mieszkań rocznie w Wyszkowie budują deweloperzy?
- Sprzedaje się od 100 do 300 rocznie. I sprzedaje się je na pniu. Budownictwo wielorodzinne wystrzeliło u nas kilka lat temu. Pojawiają się w Wyszkowie wciąż nowi deweloperzy, a ci dotychczasowi realizują kolejne inwestycje, co oznacza, że postrzegają nasze miasto jako dobry rynek.
- To oznacza, że w Wyszkowie rośnie liczba mieszkańców?
- W samym mieście utrzymuje się ona na podobnym poziomie, ale rośnie na wsiach położonych na terenie naszej gminy. Mamy w sumie 39 tys. mieszkańców, z czego 11 tys. w 27 sołectwach. Sprowadzają się do nas zarówno ludzie z Warszawy, jak i ci od strony Ostrołęki i Łomży. Warszawiacy, sprzedając mieszkanie w stolicy, mogą sobie za to zbudować u nas dom. Budują się, przenoszą do naszej gminy i często nadal pracują w Warszawie.
- A ci, którzy przenoszą się do gminy Wyszków, z okolic Łomży i Ostrołęki, chcą być bliżej Warszawy?
- Tak, ale nie tylko dlatego. Sporo osób z tamtych okolic dojeżdża do naszej gminy do pracy. Dowozi ich stamtąd autobusami nasz największy zakład, czyli drukarnia Quad Graphics. Tak samo, jak centrum dystrybucyjne sieci Biedronka, które też znajduje się na terenie naszej gminy.
Mieszkaniec Wyszkowa ma wybór: albo zarabiać więcej, pracując w Warszawie i przeznaczając codziennie trzy godziny na dojazd do pracy albo zarabiać nieco mniej i pracować na terenie naszej gminy. Takiego wyboru nie mają gminy dalej położone od Warszawy i jeśli ich mieszkańcy nie mają oferty pracy u siebie, to dojeżdżają do Wyszkowa. Pracuje też u nas wielu Ukraińców i Białorusinów, którzy również osiedlają się z rodzinami w naszej gminie. Pozytywnie patrzę na to zjawisko. Nie mieliśmy żadnych związanych z tym kłopotów.
- Dzięki bliskości kulturowej?
- Tak sądzę. Ale też dlatego, że przyjeżdżają do nas ludzie zdeterminowani, by polepszyć sobie byt, pracować, uczciwie zarabiać.
- Jeśli chodzi o młodych, to spora ich część decyduje się zostawać w Wyszkowie, zamiast przenosić do Warszawy, która zasysa kadry z całego Mazowsza?
- W Wyszkowie jest filia wyższej uczelni, ale większość młodych ludzi jedzie na studia do stolicy. I część po studiach decyduje się na pozostanie w Warszawie. Niemniej jednak Wyszków oferuje też zatrudnienie dla osób dobrze wykształconych. Ten potencjał zarówno firmy prywatnych, jak i instytucji publicznych, sprawia, że duża część młodych ludzi zostaje w Wyszkowie. Wiele młodych osób ubiega się o pracę w naszym mieście. Z drugiej zaś strony obserwujemy też takie zjawisko, że część tych mieszkańców Wyszkowa, którzy przenieśli się do Warszawy, spróbowali w niej życia i pracy, niejednokrotnie w dużych korporacjach, chce tutaj wrócić i tu pracować, zwolnić tempo pracy, spokojniej żyć, nie stać w korkach. To dotyczy też części tych, którzy tylko pracują w Warszawie, a mieszkają nadal w Wyszkowie i chcą przestać dojeżdżać do pracy w stolicy, chcą pracować na miejscu, godząc się na niższe zarobki.
- Tę różnicę w zarobkach niwelują jednak dużo niższe niż w Warszawie koszty zakupu i wynajmu nieruchomości oraz niższe koszty życia, usług.
- Tę różnicę niwelują też koszty dojazdu do Warszawy, które małe nie są.
- Wyszków jest także pięknie położony, na nadbużańskiej skarpie, w sąsiedztwie Puszczy Białej, w otoczeniu lasów. To też pomaga w decyzji, żeby tu zostać lub się osiedlić.
- Jako miejsce do życia, do zamieszkania nasza gmina jest rzeczywiście atrakcyjna. Powietrze mamy czystsze niż w wielu innych miastach. Jesteśmy otoczeni lasami, miasto jest przewiewne. Mamy też dobry poziom oświaty, dzieci w szkole nie są anonimowe, tak, jak w stolicy. Jesteśmy miastem powiatowym i jako takie siedzibą wszelkich potrzebnych na co dzień instytucji. Naszą zaletą jest też to, że w tak małym mieście szybciej podejmowane są decyzje administracyjne, inwestor może tu dużo szybciej niż w Warszawie uzyskać pozwolenie na budowę. Jest mniejsza kolejka. Ten atut też bardzo nam pomógł w ściąganiu inwestorów. I pomaga nadal.
Rozmawiał Jacek Krzemiński