- Spektrum ugrupowań popierających moją kandydaturę jest tak szerokie, że przez to jest ona apolityczna – mówi w wywiadzie dla PAP prezydent Krakowa Jacek Majchrowski.
- Spektrum ugrupowań popierających moją kandydaturę jest tak szerokie, że przez to jest ona apolityczna – mówi w wywiadzie dla PAP prezydent Krakowa Jacek Majchrowski.
PAP: Premier Mateusz Morawiecki ogłosił, że wybory samorządowe odbędą się 21 października, czy to jest dobry termin?
Jacek Majchrowski, prezydent Krakowa od czterech kadencji: Moim zdaniem jest to optymalna data. Podejrzewaliśmy, że tak będzie, bo wszystkie inne daty były już datami „konfliktowymi”. Przy 28 października druga tura wypadałaby 11 listopada, a więc w święto państwowe, a kolejne przesunięcie, czyli na 4 listopada wykraczałoby już poza obecną kadencję.
PAP: Długo pan zwlekał z ogłoszeniem decyzji o kandydowaniu. To osobista pańska decyzja, a może uległ pan namowom współpracowników?
J.M.: Każda moja decyzja jest decyzją osobistą, natomiast nie ukrywam, że na ten temat rozmawiałem z bardzo dużą liczbą osób, począwszy od rodziny, poprzez pracowników urzędu, ale także z osobami z zewnątrz. I osobiście podjąłem taką a nie inną decyzję. Argumentem, który zadecydował o tym, że wystartowałem, jest to, że nie chcę zostawiać miasta w rękach moich oponentów politycznych.
PAP: Po raz pierwszy zyskał pan tak szerokie poparcie ze strony partii politycznych, bo oprócz sprzyjających panu od lat SLD i PSL także PO zdecydowała, że nie wystawi swojego kandydata, ale poprze pańską kandydaturę. Czy to komfortowa sytuacja przed wyborami, bo zawsze podkreślał pan swoją niezależność od partii politycznych?
J.M.: W szerokiej koalicji, która mnie popiera znajdują się oprócz PSL, Platformy, Nowoczesnej i SLD, także takie ugrupowania jak np. SdRP czy Unia Europejskich Demokratów, a więc spektrum jest szerokie i przez tę szerokość to naprawdę jest apolityczne. Jeśli idzie o dobór kandydatów na radnych, którzy wystartują z list mojego komitetu, to raczej szedłem w kierunku dobrania konkretnych osób, a nie partii politycznych. Byli więc też przedstawiciele różnych partii politycznych, którzy nie zostali przeze mnie zaakceptowani.
PAP: Negocjacje z PO były burzliwe. Jakie warunki współpracy postawiliście sobie nawzajem?
J.M.: Rozmowy z PO nie były tak burzliwe, jak o nich pisano w mediach. Nie było żadnych warunków, ani z mojej strony, ani z ich strony. Była kwestia tego, że kandydatami na radnych mają być osoby, które chcą pracować w samorządzie, a nie w partiach politycznych. Ustaliliśmy pierwsze i drugie miejsca na listach, pewien parytet, i to wszystko.
PAP: Czy to układanie się z PO nie burzy pańskiej politycznej niezależności?
J.M.: Nie sądzę. Ja zawsze musiałem się układać w radzie miasta, albo z PiS, albo z Platformą, a jeszcze dawniej także z Ligą Polskich Rodzin. Natomiast ostatecznie zawsze podejmowałem wszystkie decyzje samodzielnie i zawsze wiceprezydenci, czy osoby kierujące pracami w urzędzie były wyłącznie z mojego polecenie, a nie żadnej partii. Tak naprawdę miałem jednego politycznego wiceprezydenta w pierwszej kadencji, ale bardzo szybko sam zrezygnował, bo chyba zobaczył, że się do tego nie nadaje.
PAP: W jednym z wywiadów powiedział pan, że nikt nie zrobił dla Krakowa tyle co pan. Jakimi dokonaniami chce pan się zapisać w historii miasta?
J.M.: Bo to prawda. Miałem na to więcej czasu niż inni prezydenci tego miasta i trafiłem na dobry czas, gdy dzięki Unii Europejskiej mogliśmy szybciej realizować duże, ważne inwestycje. Na przestrzeni 16 lat są to bardzo różne przedsięwzięcia – od gospodarki komunalnej, oczyszczalni ścieków, zakładu spalania odpadów, przez dwa stadiony, Centrum Kongresowe ICE, po halę Tauron Arena. To także wybudowanych wiele ulic, linii tramwajowych, nowy tabor autobusowy wymieniony w 100 procentach, a także tabor tramwajowy, którego wymiana sukcesywnie następuje. To tylko pierwsze z brzegu dokonania dotychczasowych kadencji.
PAP: Oponenci krytykują Pana zarzucając, że 16 lat pańskich rządów to obsadzenie miasta swoimi ludźmi.
J.M.: Kiedyś, jak przeczytałem o tym, to dokonałem szczegółowej analizy. Oczywiście jest rzeczą normalną, że prezydent obsadza swoimi ludźmi stanowiska wiceprezydentów, to nie podlega żadnej wątpliwości. Natomiast, jak popatrzymy na prezesów spółek komunalnych, to z wyjątkiem jednej osoby, prezesami są ludzie, których ja zastałem. Gdy idzie o dyrektorów w magistracie, to są to w 90 procentach urzędnicy, którzy są fachowymi urzędnikami i pracują tutaj od czasów prezydenta Andrzeja Gołasia, Józefa Lassoty, czy nawet jeszcze wcześniej. Więc trudno powiedzieć, że są to moi ludzie, to są ludzie, którzy tutaj pracują, wykazali się zaangażowaniem, są specjalistami i awansują. Są też osoby z zewnątrz, ale przyjmowane w drodze konkursu, ale naprawdę na placach jednej ręki można ich policzyć.
PAP: Kolejny zarzut stawiany panu – to sprzyjanie deweloperom i „betonowanie Krakowa”.
J.M.: Betonowanie miasta – to jest termin, który został wymyślony przez firmę marketingową najętą przez pana Łukasza Gibałę (kontrkandydat w wyborach na prezydenta Krakowa - przyp. PAP) na potrzeby jego nieudanego referendum odwoławczego. Ten termin przyjął się już w dużych miastach w całej Polsce. Ale ja chciałem zwrócić uwagę na jedną rzecz jako prawnik - ode mnie jako prezydenta wymaga się tego, abym przestrzegał prawa, a prawo u nas jest takie, że jeżeli ktoś ma prawo dysponowania terenem, spełnia wszystkie warunki, to ja nie mam podstaw odmówić mu realizacji inwestycji. Każdy, kto mówi inaczej, to nie wie o czym mówi, albo mówi populistycznie.
PAP: Jednak zdymisjonował pan wiceprezydent Elżbietę Koterbę obwinianą o "betonowanie miasta" (w tym miesiącu firma będąca własnością najbliższej rodziny Koterby wygrała konkurs na projekt osiedla, które powstanie w Krakowie w ramach rządowego programu Mieszkanie Plus - przyp. PAP).
J.M.: Tutaj zachodził konflikt interesów - inaczej miasto rozmawia z dużym inwestorem, a to jest bardzo duży inwestor, na temat różnych spraw związanych z tą inwestycją, a inaczej rozmawia mając świadomość, że jako druga strona siedzi syn wiceprezydent. Uważałem, że to jest nie w porządku.
PAP: Inna sprawa z ostatnich miesięcy dotyczy nieprawidłowości w zarządzaniu miejskimi lokalami w atrakcyjnych częściach miasta – śledztwo prowadzi prokuratura i CBA.
J.M.: Nie mam wiedzy dotyczącą tych nieprawidłowości. To, że postępowanie prowadzi prokuratura, to chciałem przypomnieć, że prokuratura na przestrzeni moich 16 lat prowadziła kilka postępowań, w tym aresztowych. Potem okazywało się, że oskarżenia nie były prawdziwe, ci ludzie wychodzili, byli skrzywdzeni, bo przesiedzieli parę miesięcy w areszcie mając świadomość, że są niewinni. Dlatego zawsze czekam na prawomocny wyrok, by ocenić taką sytuację.
PAP: Czy dymisja Elżbiety Koterby była pierwszą z serii dymisji osób z najbliższego otoczenia przed wyborami?
J.M.: Nie planuję kolejnych dymisji przed wyborami. Po wyborach to co innego. Na pewno będą zmiany na stanowiskach wiceprezydentów - nie wszystkich, ale są konieczne.
PAP: W przypadku pańskiej wygranej możemy się spodziewać kontynuacji dotychczasowej polityki, czy bardziej rewolucyjnych zmian w zarządzaniu miastem?
J.M.: Kontynuacja musi być, bo są rzeczy, które zostały rozpoczęte i należy je dokończyć. Natomiast będzie też cała masa rzeczy, które są nowymi projektami.
PAP: Ostatnio miasto rozstrzygnęło przetarg na studium wykonalności metra w Krakowie. Zbuduje je pan, do czego obligują pana wyniki referendum z 2014 roku?
J.M.: Jestem zobowiązany referendum i w tej chwili cały czas trwają prace. Budowa metra nie wygląda w ten sposób, że jednego dnia jest referendum, mieszkańcy mówią „tak”, a następnego na ulicy pojawiają się faceci z łopatami i zaczynają kopać. Tu trzeba zrobić całą masę analiz, po pierwsze czy metro jest opłacalne, a jeśli tak – na jakim odcinku i gdzie powinno być zlokalizowane. Po drugie musimy sobie ustalić, czy są odpowiednie potoki ludzkie, które zapewnią mu ekonomiczne funkcjonowanie. Po trzecie trzeba dokonać analiz finansowych, a ze wstępnych badań wynika, że będziemy corocznie dokładali do utrzymania metra nawet kilkaset milionów i powstaje pytanie skąd to wziąć. Tu jest cała szeroka gama działań, które w tej chwili są wykonywane. Jeżeli będzie raport z tego, to wtedy ogłoszę i powiem jaka jest sytuacja, czy będziemy to robić, albo nie.
PAP: Pan jednak podochodzi dość sceptycznie do tego pomysłu?
J.M.: Ja podchodzę sceptycznie nie tylko do tego pomysłu, ale też wielu innych. Jestem jednak zobowiązany je wykonywać i je wykonuję. To nie chodzi o moje zdanie, bo taka jest wola mieszkańców wyrażona w referendum.
PAP: Obecny system komunikacji zbiorowej jest wystarczający dla Krakowa?
J.M.: Nie, dlatego ciągle rozbudowujemy komunikację autobusową i tramwajową. We wrześniu będziemy mieć w 100 procentach ekologiczny tabor autobusowy. W przyszłości dochodzi do tego także kolej aglomeracyjna, która jest cały czas budowana. Tu powstaje pytanie, na ile ona zastąpi metro, a na ile nie. Poza tym nie bardzo sobie wyobrażam budowy metra np. pod Starym Miastem.
PAP: Kampania wyborcza w Krakowie jeszcze na dobre nie ruszyła. Czego spodziewa się pan ze strony swoich głównych kontrkandydatów: Małgorzaty Wassermann i Łukasza Gibały?
J.M.: Jak się popatrzy na działania mojego kontrkandydata (Łukasza Gibały – przyp. PAP), który od wielu już lat prowadzi kampanię wyborczą, mimo że Państwowa Komisja Wyborcza mu powiedziała, że nie powinien tego robić, to dokładnie wiem czego się spodziewać. Normą są oskarżenia, inwektywy, nieprawdziwe sformułowania i niedopowiedzenia, które mają mnie oczernić. Ze strony pani Małgorzaty Wassermann nie spodziewam się takich ataków, ale ze strony jej środowiska już tak.
PAP: W przypadku wygranej na koniec kadencji będzie pan miał 75 lat. Czy to ostatnie pańskie wybory?
J.M.: Wszystko zależy od stanu zdrowia i ducha. Są politycy, którzy w tym wieku dopiero zaczynali swoją karierę polityczną. Z wiekiem jestem ostrożniejszy w deklaracjach dotyczących mojej politycznej przyszłości.
PAP: Co jeśli pan przegra? Ma pan plany na polityczną emeryturę?
J.M.: Ja jestem w tej komfortowej sytuacji, że w przypadku ewentualnej przegranej, mam co robić. Mogę na przykład napisać wspomnienia, czego niektórym bym nie życzył, mogę też pisać książki naukowe. Mam co robić.
Rozmawiał Rafał Grzyb
Źródło: Codzienny Serwis Informacyjny PAP