Kapryśna, nieprzewidywalna, wymagająca... Czasami gdy wydaje się, że wiem już o niej wszystko, potrafi zaskoczyć. Choć przeszedłem ją setki razy, z każdym następnym odkrywam na nowo...
Zaśmiecona i ucywilizowana, ale jednocześnie piękna, raz powodziowa po najmniejszym deszczu, raz niska miesiącami... Taka właśnie jest Reda, rzeka nad którą mieszkam. Zapraszam do wirtualnej wędrówki z jej biegiem...
Jej źródła znajdują się gdzieś w okolicach Strzebielina Morskiego. Wypływające z tamtejszych mokradeł strumyki, łączą się w niewielką rzeczkę, która od młyna w tej miejscowości jest już "wodą górską".
Przez kilkanaście kilometrów płynie wśród łąk szeroką pradoliną, aby w końcu wpaść do jeziora Orle. Rzeka na tym odcinku, mimo ciągłego okaleczania przez meliorantów, jest ciekawym, choć trudnym łowiskiem. Średnia głębokość waha się od 0,5 do 1,0 metra, a szerokość 3-5 m. Ten kawałek Redy był niegdyś lipieniowym eldorado, niektórzy właśnie tam złowili swoje największe kardynały. Dziś lipieni jest bardzo mało, jednak o atrakcyjności górnej Redy decydują pstrągi. Szanse na spotkanie z wyrośniętym potokowcem wzrastają po obfitych opadach, przy niskiej wodzie podejście tych płochliwych ryb staje się prawdziwą sztuką. Warto też wspomnieć, że z racji torfowego charakteru terenu, Reda tutaj bardzo szybko opada i oczyszcza się.
Poniżej jeziora, aż do wejherowskiej Cementowni Reda jest wodą nizinną. Płynie kanałem służącym w XIX wieku do transportu margla z jeziora do cementowni. Łowisko to licznie odwiedzają, szczególnie wiosną, okoliczni wędkarze w poszukiwaniu płoci i leszczy.
Od wspomnianej cementowni zaczyna się najciekawszy i bardzo chętnie obławiany odcinek rzeki. Reda zachowała tutaj pierwotny charakter. Nurt jest dość szybki, dno kamienisto-żwirowe, płytsze bystrza przeplatają się z głębszymi dołkami. Pierwsze 100 metrów rzeki po przejściu przez turbiny elektrowni znajduje się na ogrodzonym terenie Cementowni Wejherowo produkującej niegdyś jedyny w Polsce biały cement portlandzki. Kiedyś obszar ten odgradzał płot przez całą szerokość rzeki, tworzący bardzo ciekawą miejscówkę, dziś widać już tylko jego resztki.
Poniżej terenu cementowni na odcinku kilkuset metrów rzece towarzyszy z jednej strony stary jabłoniowy sad, a z drugiej niewielkie ogródki działkowe. Tuż poniżej do Redy uchodzi Stara Reda - najbardziej wartościowe tarlisko troci w dorzeczu Redy, a po następnych stu metrach możemy zobaczyć ruiny dawnego mostu "przy leśniczówce". Tutaj można bezpiecznie zostawić samochód.
Cały ten odcinek poprzegradzany dawniej zwalonymi drzewami był przez długi czas moim "tajnym" pstrągowym łowiskiem, dziś po tych pstrągach pozostały jedynie pamiątkowe fotki... Od mostu "przy leśniczówce" koryto rzeki poszerza się i wypłyca, a rzece z jednej strony towarzyszy las porastający stromą skarpę.
Mijamy legendarną lipieniową miejscówkę "przy koniach", kilka głębszych obiecujących zakrętów z powalonymi drzewami i dochodzimy do równie znanego miejsca "koło kortów", gdzie od czasu do czasu słyszy się o złowionych trociach i pstrągach. Z prawej strony wpada niewielki strumyk, kiedyś przez wiele lat była tu w nurcie wystająca kłoda darząca okazałymi pstrągami; starsi wędkarze często jeszcze nazywają to miejsce "koło Stróżyka" lub "koło psa"... Wraz z końcem lasu dochodzimy do łąkowego kawałka rzeki. Tutaj w latach osiemdziesiątych w każdy czerwcowy wieczór, łapczywie oczkujące ryby próbowali przechytrzyć liczni już wówczas muszkarze. Duża mucha ukręcona z kawałka nici i pióra biegającego po podwórku koguta "przysmużona" na długim bambusowym kiju rzadko zawodziła...
Zaraz za mostem rozległa płycizna z głębszą rynną za metalowym filarem, jedyną pozostałością po wysadzonym przez hitlerowców w ostatnich dniach wojny moście. Od najbliższego zakrętu rzeka staje się głębsza i bardzo urozmaicona, po lewej stronie przez najbliższe trzy kilometry Redzie znowu towarzyszy las. Mijamy długą prostą przy hurtowni alkoholi, kończącą się dwoma bardzo ostrymi zakrętami, tworzącymi tzw "półwysep". Wszędzie sporo ciekawych lipieniowych
W niewielkiej odległości od rzeki zabudowania ulic Niskiej i Lelewela. Kilkaset metrów niżej szeroki i głęboki zakręt nazywany "kąpieliskiem". Dobre miejsca i na lipienia i na spływające trocie.
Na końcu płycizny wpada znajomy skrót, Reda gwałtownie zmienia charakter, jest wolna, głęboka i "czepliwa". Muszkarze rzadziej odwiedzają te miejsca, natomiast trociarze wprost odwrotnie. Niektóre zakręty wyglądają bardzo obiecująco, warto je obłowić.
Od ujścia Cedronu wielu trociarzy zaczyna swe styczniowe wyprawy. Głębokie zakręty z podmytymi burtami, urocze meandry, zwężenia, bardzo odpowiadają zatrzymującym sie tu w drodze do morza keltom. Nic więc dziwnego, że Reda koło "komina" jest zawsze zimą dość mocno oblegana...
Widok wielkiego komina ciepłowni będzie nam towarzyszył jeszcze długo, warto jednak rzucić okiem ze skarpy na rzekę, Reda kręci tu tak mocno, że można łowić prawie cały dzień, nie ruszając się z miejsca ;-)
Niżej następna niewielka, metalowa tym razem kładka, kilka keltowych "bankówek" i widać już niedawno wyremontowany, a w zasadzie wybudowany od nowa most drogowy, w naszym gronie zwany "Fenikowskiego".Od tego miejsca rzeka oddala się od zwartych zabudowań miasta, wędkarzy także nieco mniej. Reda znowu staje się głębsza, na takich zakrętach musza zatrzymywać się kelty..
Dalej sporo powalonych w nurcie drzew dających schronienie zamieszkującym tu potokowcom. W przełomowych płytszych odcinkach "koło psów" czy "koło kolektora" większa szansa na spotkanie z lipieniem. Poniżej "drutów" gdy rzeka dochodzi do ściany lasu jest (było) jedno z najbardziej urokliwych miejsc...
Od tego zwaliska rzeka znowu dość mocno kręci. Po kilku meandrach mijamy wyłożony betonowymi płytami brzeg koło wodowskazu, lub jak mawiają gdyńscy wędkarze "koło Brygidy". Kilkadziesiąt metrów niżej w nurcie wystający kołek, kiedyś był tu drewniany mostek... Rzeka rozlewa się szeroko, jeśli ktoś chciałby złowić w Redzie szczupaka, to tu są one zawsze.
Po minięciu atrakcyjnego miejsca koło "basenu - bocianiego gniazda" dochodzimy do "piekarni". Przed nami dwie duże płycizny, z licznymi gniazdami tarłowymi troci jesienią. Może tu gdzieś w dołku taką ładną uda się Wam złowić ?
Kiedyś lubiłem bardzo ten odcinek, ale podziałkowanie tego terenu nam wędkarzom radości nie przyniosło. Na razie można tu przejść swobodnie, ale perspektywy nie wyglądają za ciekawie...
Po kilkuset metrach rzeka zwalnia i pogłębia się, za stadniną koni widać juz charakterystyczny most "garbaty" lub "złamany" czyli po prostu jesteśmy w Pieleszewie. To jedno z niewielu miejsc na Redzie, gdzie należy uważać na swoje samochody, bezpieczniej zaparkować w zatoczce 50 metrów przed mostem.
Kawałek rzeki przed nami polecam wszystkim ceniącym ciszę i samotność. Reda jest tu bardzo trudnym, zarośniętym, głębokim łowiskiem i zagląda tu nieco mniej wędkarzy.
Również cywilizacja trzyma się jak na razie z dala, gdzieniegdzie tylko przypominając o sobie... Można łowić od mostu, albo zacząć nieco niżej dokąd zaprowadzi nas ścieżka przy "studni życzeń".
W zasadzie co kawałek ciekawe miejsca, tuż za skupem europalet płytka prostka koło starorzecza, przed laty lipieniowe eldorado...
Niektóre miejsca naprawdę bardzo głębokie, oj pływało się tu nieraz... Było to kiedyś moje ulubione łowisko, zwłaszcza ta końcówka koło "szpuli"... Za "szpulą" rzeka zmienia charakter, ostatnie kilkaset metrów od "lisiarni" do mostu kolejowego płynie zamulonym, niegdyś regulowanym korytem... ale i tu kilka razy mile się rozczarowałem. Jesteśmy w Redzie, tuz przy ruchliwej drodze Gdańsk-Szczecin. Nad głową jeżdżą pociągi w kierunku Helu. Mimo to rzeka warto obłowienia, poniżej mostu kolejowego rozdwaja się na dwa koryta, które przecina droga na Hel.
Za zakrętem mijamy mostek na osiedlu w Redzie, ciekawe miejscówki koło "przetwórni", rzeka wyraźnie zwalnia i pogłębia się ...
Przed nami ostatni dziesięciokilometrowy odcinek "dolnej" Redy. Tutaj praktycznie można złowić każdą rybę - troć, łososia, morskiego czy hodowlanego tęczaka, sieję, sandacza, okonia, leszcza ... oraz potokowca i lipienia, ale tych wbrew pozorom nie ma tu za wiele. Przed laty wizytówką dolnej Redy były potężne morskie tęczaki, ostatnio jednak trafiają się już dużo rzadziej. Cały odcinek nosi ślady dawnej melioracji, rzeka płynie tu dość prosto w kierunku morza, choć czas powoli zabliźnia rany.
Przed nami spory kawał wody do następnego mostu. Rzadko tu zaglądam, bo tyle innych ciekawych miejsc na Redzie, ale łowcy srebrniaków i morskich tęczaków pewnie dużo by Wam mogli o tym odcinku opowiedzieć... Na pewno warto obławiać ostatnie zakręty przed mostem "mrzezińskim"
Od mostu mrzezińskiego rzeka płynie regularnym korytem, otoczona wałem, jest dość płytka i monotonna. Mimo to odcinek ten także ma swoich amatorów. Można tu bez problemu zostawić samochód.
Drogą na wale dojdziemy do ostatniego mostku na Redzie będącego jednocześnie granicą łowiska. Tu jednak podobnie jak w Pieleszewie samochodu nie radzę zostawiać !
Wędkowanie jest tutaj zabronione, Reda po kilkuset metrach wpada do Zatoki Puckiej, tworząc jedyne w Polsce naturalne ujście rzeki na niskim brzegu. Ujście Redy do Zatoki Puckiej, co roku wygląda inaczej... Z tym miejscem wiąże się też inna ciekawa historia... Była tu niewielka osada rybacka Beka. Tu urodził się i mieszkał mój dziadek, pradziadek i pra-pra dziadek... Ludzie żyli tu spokojnie, ale bardzo ubogo. Beka była co sześć godzin odcinana od stałego lądu, często zalewana. Stąd wszędzie było daleko, a dojazd lichy. Mieszkańcy łowili ryby... "badorami" węgorze w przeręblach, a sieciami i wędkami łososie w ujściu Redy. Niedaleko brzegu była wyspa, po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku była to jedyna morska wyspa II Rzeczpospolitej. Wygrzewały się na niej liczne zelinty - foki, na które mieszkańcy polowali z wielka pasją. W 1959 roku wieś strawił potężny pożar, o którym mówiono, że to sami mieszkańcy doprowadzeni do ostateczności skrajną nędzą, brakiem prądu, wody pitnej i żywności podpalili swoje zabudowania. Potem już nikt nie zamieszkał w Bece...
Dzisiaj stoi tam jedynie kilka drzew i duży drewniany krzyż postawiony przez brata mojego pradziadka...Beka, wieś której nie ma...
Tekst i foto: Wincenty Polakowski,
foto lipień: Artur Buczkowski