Według Instytutu Pamięci Narodowej, obecny wiceprezydent Radomia Krzysztof Gajewski był współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa, choć nie w 1970 roku, jak podał to IPN w piśmie do Gajewskiego
"W postanowieniu, które pan Krzysztof Gajewski otrzymał od IPN, wystąpił oczywisty błąd pisarski, który zostanie sprostowany z urzędu. W pozostałym zakresie postanowienie nie ulega zmianie" – poinformował PAP w środę Andrzej Arseniuk z wydziału prasowego Instytutu.
Ze źródeł zbliżonych do Instytutu PAP dowiedziała się, że w dokumencie zamiast roku 1970 powinien widnieć rok 1979.
Gajewski pytany w środę przez PAP nie chciał komentować nowych informacji IPN, których - jak podkreślił - jeszcze nie otrzymał. Dodał, że do sprawy "odniesie się", gdy dostanie pismo z Instytutu.
We wtorek Gajewski zaprezentował na konferencji prasowej w Radomiu dokument z datą 19 października 2005 roku, który otrzymał z IPN w odpowiedzi na swe wystąpienie o autolustrację. Według pisma, z zebranej dokumentacji wynika, że współpracował ze służbami bezpieczeństwa od stycznia do lipca 1970 roku; Gajewski, urodzony w maju 1958 roku, miał wówczas 11 lat.
Z cytowanego przez Gajewskiego fragmentu pisma IPN wynika, że został on zarejestrowany jako tajny współpracownik wydziału trzeciego komendy stołecznej Milicji Obywatelskiej. Departament ten zajmował walką z działalnością antypaństwową w kraju, czyli z opozycją.
Wiceprezydent zapowiedział, że skieruje sprawę do sądu w procesach cywilnym, karnym i administracyjnym. Nie chciał jednak ujawnić, przeciwko komu pozwy będą skierowane.
Starania o autolustrację Gajewski podjął w 2004 roku. Najpierw wystąpił do Rzecznika Interesu Publicznego, ale dostał odpowiedź odmowną z wyjaśnieniem, iż funkcja wiceprezydenta nie jest publiczną, a więc nie podlega lustracji. Gdy zwrócił się do IPN, otrzymał zaświadczenie, iż na podstawie dokumentów zgromadzonych w archiwach IPN nie jest osobą pokrzywdzoną. Złożył odwołanie od tego zaświadczenia. W odpowiedzi otrzymał z IPN dokument, który przedstawił na konferencji prasowej.
Nazwisko Krzysztofa Gajewskiego pojawiło się na tzw. liście Wildsteina. (Bronisław Wildstein, ówczesny publicysta "Rzeczpospolitej", udostępnił w styczniu dziennikarzom pochodzącą z czytelni IPN jawną listę katalogową ponad 160 tys. nazwisk funkcjonariuszy i tajnych współpracowników służb specjalnych PRL oraz osób wytypowanych do współpracy (na liście były też osoby mogące być dziś pokrzywdzonymi w myśl ustawy o IPN).
W maju tego roku Gajewski przedstawił dziennikarzom oświadczenie, w którym relacjonował próby SB pozyskania go do współpracy. Pierwsza z nich miała się odbyć jesienią 1978 r., kiedy był uczniem Pomaturalnej Szkoły Fotograficznej. SB chciało kupić od niego dwa albumy ze zdjęciami, które robił podczas pielgrzymki do Częstochowy. W 1979 r. opowiedział o tym przez tubę podczas wyprawy na Jasną Górę. Po powrocie do domu otrzymał wezwanie na milicję. Znów chciano dostać od niego album z fotografiami.
Mówił, że gdy kategorycznie odmówił współpracy, pokazano mu zdjęcia jego znajomego w sytuacji kompromitującej. Twierdził, że zmuszono go do podpisania oświadczenia o zachowaniu tajemnicy tego, co widział, i faktu przeprowadzenia z nim rozmowy.
Gajewski zapewniał wtedy, że oświadczenie dla SB o zachowaniu tajemnicy było jedynym, jakie podpisał dla specsłużb oraz że nie był współpracownikiem tajnych służb bezpieczeństwa. Nie chciał podać nazwiska funkcjonariusza, który namawiał go do współpracy. Tłumaczył to obawą naruszenia ustawy o ochronie danych osobowych. (PAP)