Niektóre gminy zwlekają z udostępnianiem oświadczeń majątkowych. BIP nie został skonstruowany na zasadzie obywatelskiego prawa do informacji – komentuje dr Michał Bernaczyk
Część gmin zwleka z udostępnianiem oświadczeń majątkowych. Wystarczy odwiedzić kilka urzędowych BIPów, aby przekonać się, że w niektórych ostatnie publikacje pochodzą z 2009 r. – Biuletyn Informacji Publicznej nie został skonstruowany na zasadzie obywatelskiego prawa do informacji – komentuje dr Michał Bernaczyk z Uniwersytetu Wrocławskiego.
- Oświadczenia muszą być publikowane – nie ma wątpliwości Grzegorz Kubalski, ekspert Związku Powiatów Polskich. Powołuje się przy tym na art. 24i ust. 3 ustawy o samorządzie gminnym, zgodnie z którym jawne informacje zawarte w oświadczeniach majątkowych są udostępniane w Biuletynie Informacji Publicznej.
Przyznaje natomiast, że przepisy nie precyzują terminu udostępnienia danych. Według jego opinii, BIP jest formą udostępniania informacji publicznych, to zaś oznacza, że ma tu zastosowanie art. 3 ust. 2 ustawy o dostępnie do informacji publicznej. Przepis ten reguluje prawo do niezwłocznego uzyskania informacji zawierającej aktualną wiedzę o sprawach publicznych.
Ekspert ZPP przytacza przy tym fragment pracy naukowej dr Anny Wierzbicy z Uniwersytetu Śląskiego. W komentarzu do ustawy o samorządzie gminnym, dr Wierzbica stwierdza, że istotnym mankamentem regulacji jest brak ustawowo zakreślonego terminu, w jakim oświadczenia należy zamieścić w BIP.
Według badaczki, „oczywiste jest, że oświadczenia powinny być publikowane niezwłocznie po ich złożeniu, jako że ich zamieszczenie w BIP nie ma związku z analizą zawartych w nich danych (której obowiązkowy termin dokonania także nie został określony)”.
Zdaniem dr Wierzbicy „wobec braku precyzyjnie określonego terminu, w którym obligatoryjne jest dopełnienie obowiązku publikacji oświadczeń majątkowych w BIP, przepis nakazujący tę publikację w praktyce może być realizowany niezgodnie z intencją ustawodawcy”.
Inaczej problem postrzega dr Michał Bernaczyk z Uniwersytetu Wrocławskiego, który wspierał prace MSWiA opracowującego założenia reformy Biuletynu Informacji Publicznej.
- Artykuł 3 ust. 1 i ust.2 ustawy o dostępie do informacji publicznej mówi o prawie obywatela. Natomiast BIP w założeniu konstrukcyjnym jest sformułowany przewrotnie. Nigdy nie został skonstruowany na zasadzie obywatelskiego prawa do informacji – zaznacza - Innymi słowy, nie istnieje coś takiego jak prawo dostępu do Biuletynu Informacji Publicznej – tłumaczy naukowiec.
Dr Bernaczyk uważa, że błędna - w jego ocenie - interpretacja prawna wzięła się z bezsilności NIK, która już w 2005 roku dokonywała kontroli wywiązywania się przez samorząd terytorialny z obowiązku upubliczniania informacji.
- Odkryto wtedy, że informacje są nieprzydatne, nieaktualne, a częstokroć nie istnieją – mówi Bernaczyk. - Kontrolerzy, żeby zmotywować w jakikolwiek sposób kontrolowanych powoływali się na brzmienie artykułu 3 ust. 2 ustawy – dodaje.
Według badacza, aby móc powiedzieć, że znajduje tu zastosowanie art. 3 ust. 2 należałoby pójść w tym kierunku, że obywatel ma prawo do Biuletynu Informacji Publicznej. Tego natomiast zrobić nie można, gdyż Sądy Administracyjne stwierdzają, że takiego uprawnienia nie ma.
- Sądy konsekwentnie mówią: „nie, prawo do Biuletynu Informacji Publicznych nie istnieje”. To jest obowiązek administracji publicznej, którego nie skorelowano z uprawnieniem obywatelskim – podkreśla dr Bernaczyk.
Dodaje, że system kontroli jest bardzo słaby, wręcz ornamentacyjny. Jak twierdzi, samorządy mają obowiązek, ale nie jest on przestrzegany, ponieważ nie ma mechanizmów egzekwowania jego przestrzegania.
- Jeżeli przyjąć, że taki przepis znajduje zastosowanie, to w tym kraju 38 mln ludzi jest teoretycznie uprawnionych do tego, żeby zaskarżyć nieprawidłowości w zakresie udostępnienia informacji na państwowych stronach internetowych – mówi.
/kic/