Prezydent miasta, burmistrz, wójt będą mogli od nowego roku zatrudnić doradców i asystentów politycznych, nawet do siedmiu osób. Będą też więcej zarabiać.
Polskie samorządy, od urzędów małych gmin, przez powiaty i urzędy marszałkowskie czeka rewolucja. Rząd porządkuje Ustawę o pracownikach samorządowych. W piątek Sejm ma ostatecznie głosować nad nowelizacją - informuje „Rzeczpospolita".
Od nowego roku prezydent, burmistrz, wójt - podobnie jak minister - będzie mógł zatrudnić doradców i asystentów politycznych, którzy będą jego podporą polityczną. W małych gminach do 20 tys. mieszkańców wójt będzie mógł zatrudnić trzy takie osoby, do 100 tys. mieszkańców - pięć, w największych gminach - ponad siedem osób! Liczbę dookreślił Senat.
Pomysłem parlamentarzystów są zdziwieni samorządowcy. Marek Kopel, prezydent Chorzowa od 17 lat: - Nie skorzystam z takiej możliwości, nie potrzebuję politycznych doradców. Mam swój komitet wyborczy, nie muszę rozdawać synekur, nie zabiegam o względy dużych partii, które są najbardziej zainteresowane wprowadzaniem doradców politycznych.
Dr Adam Wołek, politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego pomysł z samorządowymi gabinetami politycznymi określa jako typowy "skok na kasę". - Gabinety polityczne są potrzebne ministrom do panowania nad rzeszą urzędników swojego resortu, w samorządach rządzi prezydent, burmistrz czy wójt właściwie jednoosobowo. Gabinety może są potrzebne w dużych miastach, ale po co wójtowi? - dziwi się Wołek.
Czy to może upolitycznić samorządy? - Nie, samorządy są już upolitycznione, głównie w dużych miastach - ocenia dr Wołek. Widzi też jeden plus nowych rozwiązań. - Pomysł ucywilizuje zatrudnianie swoich. Dotąd prezydent mógł sobie poza konkursem wybrać zastępców, teraz może będą to doradcy i sprawa będzie jasna - wyjaśnia.
W krytycznym tonie wypowiada się specjalista od prawa samorządu terytorialnego Uniwersytetu Gdańskiego dr hab. Tomasz Bąkowski. - Średnio połowa gmin w Polsce to gminy małe, które wybierają swojego człowieka do rządzenia dlatego, że jest "swojak", albo że sprawdził się w poprzedniej kadencji, mniej istotne jest, z jaką partią sympatyzuje - stwierdza Bąkowski. - Formalizowanie polityki w gminach uważam za pomysł chybiony. Lepiej te pieniądze wydać na merytorycznego pracownika np. od funduszy unijnych.
Od nowego roku wzrośnie też pensja zasadnicza dla prezydenta, burmistrza, wójt, starosty i marszałka, średnio od kilkuset złotych dla prezydentów największych miast do nawet 1,5 tys. zł w przypadku wójtów i burmistrzów.
Izabela Kacprzak
Źródło: "Rzeczpospolita"