Głosując w wyborach samorządowych warto to zrobić świadomie, znać program kandydata, jego postulaty – podkreśla w rozmowie z PAP politolog prof. Andrzej Stelmach. Część wyborców jest jednak leniwa; jedzie samochodem, patrzy na plakaty, widzi tylko jakieś twarze, i właściwie nic z tego nie wynosi – wskazał.
Wybory samorządowe odbędą się w niedzielę 7 kwietnia. Tego dnia Polacy wybiorą prezydentów miast, burmistrzów, wójtów, a także rady miast, gmin, powiatów i radnych sejmików województw.
Prof. dr hab. Andrzej Stelmach, dziekan Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, podkreślił w rozmowie z PAP, że wybory samorządowe są „najbliższe każdemu z wyborców”; to głosowanie, które decyduje o codziennym funkcjonowaniu mieszkańców, o wizji rozwoju danej miejscowości, ale też o zupełnie przyziemnych kwestiach, jak choćby oświetlenie ulic, zapewnienie opieki w żłobkach czy budowę nowych dróg lub ścieżek rowerowych.
Ekspert zaznaczył, że z tego punktu widzenia niezwykle ważne jest, by w wyborach samorządowych dokonać świadomego wyboru – nie podejmować decyzji w ostatniej chwili, pod wpływem impulsu, czy czyjejś sugestii – ale podjąć tę decyzję, posiadając wiedzę na temat tego, na kogo, na jakie pomysły oddaje się głos.
„To bardzo ważne, żeby się zainteresować, żeby wiedzieć, na jakiego kandydata głosuję. Czy należy do jakiejś partii, czy nie. Jaki ma program, jakie pomysły. Ważne, żeby dokonać świadomego wyboru. Część z nas, wyborców, jest niestety leniwa. Idą ulicą, albo jadą samochodem, patrzą na plakaty i właściwie nic z tego nie wynoszą. Widzą tylko, że tu jest taki kolor, tam inny. Tu są takie twarze, tam inne. Później to się wszystko plącze w głowie i w efekcie taki człowiek nie wyrabia sobie żadnego poglądu - bo nie przeczytał żadnej ulotki, nie przeczytał żadnego programu, nie zajrzał do internetu i nie wie, o co w ogóle chodzi” – powiedział PAP prof. Stelmach.
Podkreślił, że kiedy nie ma się wyrobionego własnego poglądu, to najczęściej w ogóle nie idzie się zagłosować. "A jeśli się jednak pójdzie, to część głosuje na tego, na którego kolega powiedział, że może warto zagłosować, bo to +fajny gość+. Część z nas pewnie według tego schematu postąpi, czyli zagłosuje pod wpływem jakichś chwilowych emocji, albo wskazówki, albo czegoś jeszcze innego. Nie zawsze zadajemy sobie trud, żeby zapoznać się z tym, co nam oferuje dany kandydat - a potem się dziwimy, że coś funkcjonuje inaczej, niż byśmy chcieli” – podkreślił.
Politolog pytany, czy dla przeciętnego wyborcy ważniejszy jest wybór posła, czy radnego, odpowiedział, że „jeden i drugi wybór jest niezwykle ważny, ale zupełnie inny”. Jak tłumaczył, w wyborach parlamentarnych wyborcy decydują – mówiąc bardzo ogólnie - o tym, czy będą żyć w przyjaznym dla siebie państwie, czy ich wartości będą respektowane. W tym przypadku, jak mówił ekspert, ważne są preferencje polityczne, wyrażenie poparcia dla tej, czy innej partii. Z kolei w wyborach samorządowych – jak wskazał – wyborcy przekazują władzę w ręce osób, które będą decydowały o ich najbliższej okolicy, o miejscu, w którym żyją.
„Jeśli wybieram posła, to wybieram jednego z 460, czyli najpewniej ten mój poseł zagubi się gdzieś w tłumie, bo jeżeli to będzie tzw. poseł z tylnych ław, to potrwa może cztery, może osiem lat, zanim on się przesunie z tych tylnych ław do przodu, czyli będzie miał w swoim klubie parlamentarnym coś do powiedzenia. A w wyborach do rady gminy, czy rady miasta wybieramy ze 20-30 osób. To jest garstka ludzi, których wszyscy znamy po nazwisku” – zaznaczył profesor.
Dodał, że w przypadku radnych głosuje się i wybiera konkretną osobę, którą się zna, która mieszka w okolicy. „Ja - jako wyborca - swoich radnych w gminie wszystkich znam po nazwisku. Wiem, kto to jest, wybieram konkretną jedną osobę. Ale wiem też, że mogę od tego radnego różnych rzeczy wymagać. On mi może powiedzieć: +panie, pan się ode mnie odczep, mandat wolny+. Tak, nie ma odpowiedzialności wybranego przed wyborcą - tak jest w gminie, w powiecie, w województwie, i w kraju. Ale to nie jest osoba anonimowa. To jest radny z mojego okręgu wyborczego, jeżeli on jest odpowiedzialną osobą, to będzie się tłumaczył z tego, czy realizuje, czy nie realizuje swój indywidualny program wyborczy (...) On niekoniecznie musi zrealizować to, co zapowiadał, bo on jest jednym z 20 radnych, ale musi się starać - i ja to jestem w stanie sprawdzić” – podkreślił.
Dodał, że w przypadku posła takiej więzi nie ma. „Ja mogę męczyć swojego posła, ale on nie będzie czuł takiej odpowiedzialności przede mną. On w następnych wyborach może kandydować z zupełnie innego okręgu, gdzie ja w ogóle nie będę miał możliwości głosowania. A mój radny będzie ode mnie zależny. Ja go będę spotykał na ulicy, w sklepie, w parku i będę mu w stanie powiedzieć: +panie, coś miałeś zrobić, nie robisz, co się dzieje+. To samo jest w przypadku wyboru wójta, burmistrza czy prezydenta – to osoby, które żyją w tym samym miejscu, co my” – dodał. (PAP)
ajw/ mam/