W wyborach do rad gmin okręgi jednomandatowe mogą być zaletą - uważa pełnomocniczka rządu ds. równego traktowania prof. Małgorzata Fuszara
Udział kobiet w wyborach samorządowych był tematem zorganizowanej w poniedziałek przez pełnomocniczkę rządu ds. równego traktowania i Instytut Spraw Publicznych konferencji. Uczestniczyły w niej kandydatki w nadchodzących wyborach do rad i sejmików.
Wybory samorządowe odbędą się 16 listopada. Kandydaci do rad gmin zostaną wyłonieni w jednomandatowych okręgach wyborczych. W wyborach do rad powiatów, rad miejskich, sejmików oraz rad dzielnic Warszawy obowiązuje system proporcjonalny. Liczba kobiet na listach nie może stanowić mniej niż 35 proc. liczby wszystkich kandydatów.
Według prof. Fuszary "wszystkie badania na świecie wskazują, że systemy większościowe z jednomandatowymi okręgami wyborczymi są mniej sprzyjające udziałowi kobiet w polityce, niż systemy proporcjonalne z listami". Te badania - jak jednak podkreśliła - odnoszą się przede wszystkim do wyborów parlamentarnych.Jak oceniła, dzieje się tak, ponieważ na poziomie gmin to nie partie polityczne grają główne role a lokalne komitety; 70 proc. wyłonionych w wyborach samorządowych w 2010 r. do rad gmin stanowiły kandydatury pozapartyjne. "Niewykluczone, że na tym najniższym poziomie samorządowym wejście kobiet do władzy jest łatwiejsze niż przez listy partyjne" - uznała prof. Fuszara.
Jak podkreśliła kobiety często są dyskryminowane podczas układania list partyjnych i dostają niskie miejsca; wynika to z dominacji mężczyzn w partiach politycznych.
"Miałyśmy cały szereg przykładów akurat w wyborach parlamentarnych, że kobiety, które były już posłankami i sprawdziły się, otrzymywały miejsce w drugiej dziesiątce" - zauważyła pełnomocniczka ds. równego traktowania. Radziła, by kandydatki upominały się o wyższe miejsca na listach.
W wyborach samorządowych w 2010 r. w 61 gminach nie wyłoniono ani jednej kobiety.
"Wśród tych gmin były takie, w których do rady kandydowało ponad 50 proc. kobiet i żadna z nich nie dostała się" - mówiła Aleksandra Niżyńska z Instytutu Spraw Publicznych.
Jak podkreśliła, badania wskazują, że na wyniki w tych gminach nie miała jednak wpływu dominacja partii politycznych, lecz czynniki kulturowe, m.in. postrzeganie kobiet jako tych, które przynależą do sfery prywatnej.
Gminy bez radnych-kobiet znajdują się w 12 województwach, kobiety biorą udział w pracach rad wszystkich gmin czterech województw: lubuskiego, warmińsko-mazurskiego, opolskiego i śląskiego.
"Nadal nawet w demokracjach zachodnich mamy do czynienia z procesami dyskryminującymi kobiety pod względem miejsc na listach i wyboru kandydatów" - podkreślił dr Marcin Walecki z OBWE.
"Posłanka z Partii Konserwatywnej w Wielkiej Brytanii kilka lat temu mówiła nam, że pierwsze pytanie, jakie otrzymała podczas przesłuchania, dotyczyło życia seksualnego jej męża, gdy ona przeprowadzi się do Londynu" - mówił specjalista.
Według niego dyskryminacja dotyka kobiet kandydujących także w dostępie do środków finansowych na kampanię wyborczą oraz do mediów, w spotach wyborczych - jak mówił - w większości występują mężczyźni.
Jak zaznaczył dr Walecki, w parlamentach państw członkowskich OBWE udział kobiet wynosi 24,3 proc. "Nasze badania pokazują, że na osiągnięcie pełnego równouprawnienia w krajach OBWE potrzeba 50 lat, a na całym świecie 150 lat" - mówił Walecki. (PAP)