Miasto Słupsk chce powiększyć swoje granice administracyjne. Nie jest to jednak kolejna pusta dyskusja, która wraca średnio co dwa lata - zapowiada "Dziennik Bałtycki".
Już na kwietniowej sesji ma pojawić się projekt inwencyjnej uchwały w tej sprawie. Powód takiej decyzji jest jeden - miasto nie ma miejsca na inwestycje.
O tym, że w Słupsku robi się ciasno i brakuje terenów, chociażby pod budownictwo mieszkaniowe, mówi się już od 20 lat. Zawsze były to jednak luźne rozmowy bez konkretów. Teraz ma być inaczej.
Przyłączyć do Słupska prezydent miasta chciałby tereny wokół Bierkowa i Redzikowa oraz grunty pomiędzy planowaną obwodnicą Słupska i jego obecnymi granicami, należące go gminy Kobylnica.
- Koszalin ma dwa razy więcej terenów niż Słupsk. Ma więc możliwości rozwoju. Podobnie jest z innymi miastami w Polsce - przekonuje Maciej Kobyliński, prezydent Słupska. - Jest jednak dużo miast w Polsce, które mają problemy podobne do naszych. Wiem, że temat poszerzenia granic jest trudny i zanim podjęta zostanie decyzja minie kilka lat. Wymaga to konsultacji i porozumienia. Chciałbym również zapewnić, że nie mamy żadnego zamiaru przejmować tych terenów na siłę. To ma być nasza wspólna decyzja, która każdej ze stron przyniesie korzyści.
Zdaniem prezydenta Słupska, zmiana byłaby jedynie poprawą sztucznie stworzonych granic Słupska, przy tworzeniu których nie pomyślano o rozwoju miasta.
Kobyliński odniósł się również do sprzeciwu wójtów gmin Słupsk i Kobylnica. - Wójtowie tych gmin są przeciwni, bo gdyby przestały istnieć te gminy - to nie byliby wójtami. Wójt gminy Kobylnica Leszek Kuliński, jak i Mariusz Chmiel, wójt gminy Słupsk, nie godzą się na powiększenie Słupska. Twierdzą, że to właśnie ich gminy nie rozwijają się kosztem Słupska.
Hubert Bierndgarski
Źródło:
"Dziennik Bałtycki"