Władze Jarocina uważają, że zwiększenie subwencji oświatowej przy obecnym prawie oświatowym i Karcie Nauczyciela będzie marnotrawstwem publicznych pieniędzy. Jedynym rozsądnym wyjściem jest przekazywanie przez samorządy szkół podmiotom niepublicznym.
Jarocin oddał już stowarzyszeniom cztery szkoły podstawowe, cztery gimnazja i sześć przedszkoli. Motywy tych decyzji wyjaśnia Robert Kaźmierczak, wiceburmistrz Jarocina.
Anna Mikołajczyk-Kłębek: Jarocin w ostatnim czasie wyrasta na mekkę szkolnictwa niepublicznego. Czy nie obawiacie się takiego wizerunku?
Robert Kaźmierczak, wiceburmistrz Jarocina: Na taki wizerunek pracujemy przez ostatnie pięć lat. Niestety w tempie dużo wolniejszym niż byśmy chcieli. Dla naszych działań nie znaleźliśmy zrozumienia w wielkopolskim kuratorium oświaty, do tego roku także w ministerstwie edukacji narodowej.
Skąd decyzje o przekształcaniu szkół w niepubliczne?
- Staramy się, aby funkcjonowanie szkolnictwa na terenie gminy było konkurencyjne i motywujące, a obecne prawo do tego nie zachęca. Edukacja to specyficzny rodzaj usługi, który może być realizowany dużo efektywniej przez podmioty niepubliczne niż publiczne. Przede wszystkim dlatego, że w niepublicznych placówkach funkcjonuje inny system prawny, po prostu nie ma tam Karty Nauczyciela, która jest przeżytkiem głębokiego PRL-u i w XXI wieku nie powinna obowiązywać.
Co samorządowcom tak przeszkadza w Karcie Nauczyciela?
- Jej zapisy nie pozwalają dyrektorowi szkoły na to, aby zróżnicować znacząco pensje nauczycielskie. Nie jest w stanie bardzo dobremu nauczycielowi kontraktowemu dać wyższej pensji niż nauczycielowi dyplomowanemu, który ma oczywiście dłuższy staż i doświadczenie, ale nie w każdym przypadku musi być znacząco lepszym nauczycielem. System Karty Nauczyciela chroni miernych nauczycieli, którzy stanowią mam nadzieję niewielki procent kadry pedagogicznej w naszym kraju. Natomiast nie motywuje tych, którzy chcą wnosić w życie szkoły coś więcej ponad standard, który się od nich wymaga.
Kiedy kurator ostatnio nie pozwolił zlikwidować szkoły, to gmina odwołała się do ministra edukacji, który taką zgodę wydał. To duża determinacja lokalnych władz, bo przecież przekształcenie szkoły w niepubliczną to decyzja, która często rodzi protesty społeczne...
- Uznajemy, że powinniśmy w gminie każde dziecko traktować jednakowo. Jeśli ministerstwo daje 20 mln zł subwencji oświatowej, to należy ją podzielić sprawiedliwie pomiędzy uczniów. Jeśli liczba uczniów w szkole jest tak mała, że pieniędzy nie starcza na utrzymanie szkoły, wówczas przekształcamy ją w placówkę niepubliczną. Uznajemy, że wydatki powinny być tak zracjonalizowane, aby na bieżące funkcjonowanie szkoły wystarczało subwencji oświatowej. Oczywiście gmina dokłada miliony złotych do subwencji, ale wydajemy te pieniądze na naukę języków obcych, lekcje pływania, dodatkowe zajęcia sportowe. To niespotykanie od 18 lat w gminie inwestycje w oświatę.
Czy rzeczywiście wierzy Pan, że uczeń w szkole publicznej jest traktowany tak samo jak w niepublicznej?
- Przekazując szkołę do prowadzenia np. stowarzyszeniu mamy deklarację, że od ucznia nie będą pobierane żadne opłaty. Uczeń realizuje ten sam program, nauczyciele muszą mieć takie same uprawnienia, jak w przypadku szkoły publicznej. Rzeczywiście nie jest traktowany jednakowo, bo uczniowie mają więcej zajęć dodatkowych niż w szkole publicznej. Wprowadzone w ostatnich latach zmiany spowodowały, że ok. 75 proc. dzieci w wieku od 3 do 5 lat objętych jest opieką przedszkolną, a uczniowie szkół podstawowych oraz gimnazjów osiągają bardzo dobre wyniki w nauce.
Jak wygląda poziom nauki w tych placówkach?
- Analizujemy od kilku lat wyniki egzaminu szóstoklasistów i gimnazjalistów. Placówkom niepublicznym raczej nie zdarza się spaść poniżej średniej gminnej, która w ostatnich latach zawsze była wyższa od średniej wojewódzkiej i krajowej. Wybór rodziców też wskazuje, że polityka oświatowa gminy idzie w dobrym kierunku. Zdarza się, że rodzice z Jarocina dowożą dzieci do małych niepublicznych szkół wiejskich na terenie gminy. Niepubliczne gimnazjum w Golinie też przyciąga kilkudziesięciu uczniów z sąsiedniej gminy Koźmin Wielkopolski. Co czwarte dziecko uczęszczające do niepublicznego gimnazjum w Jarocinie to dziecko nauczyciela. Nawet wizytator z kuratorium przez trzy lata dowoziła dziecko do niepublicznego gimnazjum w Golinie.
Jak inne samorządy reagują na politykę oświatową Jarocina?
- Bardzo różnie. Wiele samorządów do nas przyjeżdża. Nasza spółka komunalna rozpoczęła nawet cykl szkoleń dla samorządowców. Są też oczywiście samorządy, które się na nas boczą i gniewają, kiedy mówimy, że nie jest prawdą, że subwencja oświatowa musi być radykalnie zwiększona.
A nie powinna?
- Można ją zacząć zwiększać, ale w momencie, gdy stworzy się dla samorządów system finansowania oświatą, który jest racjonalny. Dopóki będzie Karta Nauczyciela i kilka zapisów systemu oświaty, uważamy, że dokładanie do tego systemu będzie pewnego rodzaju marnotrawstwem.
Ile średnio zarabia nauczyciel w podstawowej szkole publicznej, a ile w niepublicznej w Jarocinie?
- Zarobki w szkołach niepublicznych kształtują się bardzo różnie. W przypadku szkół niepublicznych mamy czystą zasadę „bonu oświatowego”, co oznacza, że przekazujemy tyle pieniędzy , ile dostajemy jako gmina z ministerstwa edukacji na ucznia. Mamy placówki niepubliczne, do których chodzi 170 uczniów i takie, gdzie jest ich 50. Z tego wynika, że te pensje muszą być zróżnicowane. W małych szkołach, które gmina przekształciła ze względów ekonomicznych, bo uczeń kosztował 7 tys. zł, wynagrodzenia bywają niższe o jakieś 10-20 proc. niż w przypadku placówek publicznych. W dużych niepublicznych szkołach wynagrodzenia mogą być wyższe niż w publicznych, ponieważ dyrektor szkoły może sobie pozwolić na znaczące zróżnicowanie pensji.
Czy nauczyciele i mieszkańcy nie protestują przeciwko takiej polityce gminy?
- Oczywiście nie w każdym przypadku udaje nam się przekonać mieszkańców. Przekonują się po jakimś czasie, kiedy placówka dobrze funkcjonuje. W miejscowości Roszków i Potarzyca mieszkańcy opowiedzieli się za przekształceniem szkoły. Wspólnie jechaliśmy do kuratorium oświaty, żeby kurator nam nie blokował przekształcenia i nie zaopiniował negatywnie. W tym roku jest gorzej, ale za protestami społecznymi stoi zazwyczaj kilku nauczycieli, którzy obawiają się swojej pozycji w placówce niepublicznej.
Najwyższa Izba Kontroli prowadzi właśnie kontrolę w jarocińskiej oświacie. Czego szukają kontrolerzy?
- O tym, że będziemy mieli kontrolę dowiedzieliśmy się kilka tygodni temu z Głosu Nauczycielskiego, gdzie zapowiedziano, że prezes ZNP złożył doniesienie na gminę. Wiemy, że kontrola nie dotyczy tylko naszej gminy, ale procesów przekształcania placówek publicznych w niepubliczne i przekazywania ich stowarzyszeniom, fundacjom w całym kraju. Kontrola dotyczy ostatnich trzech lat. Przyjmujemy ją z dużym spokojem, nawet zadowoleniem. Gdyż mamy nadzieję, że pani kontroler wyjedzie z Jarocina z wnioskami pokontrolnymi, które pokażą, że ten model zarządzania oświatą jest racjonalny i efektywny oraz, że należy dokonać zmian w przepisach oświatowych, tak, aby nie utrudniały samorządom takiego kierunku zmian.
Dziękuję za rozmowę.
Anna Mikołajczyk-Kłębek
a.mikolajczyk@pap.pl