Dziś rezygnuję z funkcji burmistrza Nieszawy – poinformował w piątek Andrzej Nawrocki. Powodem decyzji jest zła sytuacja finansowa miasta. Burmistrz swoją rezygnację traktuje jako protest. Nie zgadza się, aby samorządy musiały dźwigać ciężar zadań zleconych przez państwo. Miasto będzie musiało dołożyć do subwencji oświatowej 700 tys. zł. To więcej niż połowa dochodów własnych - mówi burmistrz
- Możliwe, że już w poniedziałek władzę w Nieszawie obejmie komisarz. Rada miejska przyjęła dokument, mówiący, że z dniem 30 września rezygnuję z funkcji burmistrza – informuje Andrzej Nawrocki w ostatnim dniu urzędowania.
Powodem decyzji ustępującego burmistrza jest zła sytuacja finansowa, w której znalazło się miasto. Twierdzi, że Nieszawa stanęła na skraju bankructwa.
Swoją rezygnację traktuje jako protest. Nie zgadza się, aby samorządy musiały dźwigać ciężar zadań zleconych przez państwo. Zwraca przy tym uwagę, że w latach 2009 – 2010 nastąpiła 25 proc. podwyżka płac w oświacie, a Karta Nauczyciela nie pozwala mu się od niej uchylić. - Miasto, aby utrzymać zespół szkół, będzie musiało dołożyć do subwencji oświatowej 700 tys. zł. To więcej niż połowa dochodów własnych - mówi.
Zaznacza, że problem nie dotyczy tylko Nieszawy.
- Oceniam, że w województwie kujawsko – pomorskim co najmniej kilkanaście gmin może być w podobnej sytuacji – mówi. Małe samorządy nie dają sobie rady – dodaje.
Andrzej Nawrocki odchodzi po ponad 20 latach urzędowania.
Co doprowadziło Nieszawę na skraj bankructwa?
Andrzej Nawrocki, ustępujący burmistrz Nieszawy: - Przyczyn było kilka. Z czerech dużych firm, trzy zniknęły, a wraz z nimi podatki i miejsca pracy. Ciągle pogłębiający się niż demograficzny spowodował, że z roku na rok zmniejszała się nam subwencja oświatowa. W styczniu przyjęliśmy budżet, niby zrównoważony, ale mieliśmy świadomość, że na samo utrzymanie zespołu szkół zabraknie 400 tys. zł.
Pisałem o tej sytuacji do ministra Rostkowskiego i minister Hall, a także do kuratorium. To jest wina wszystkich rządów, które od czasów Rakowskiego nie mogą sobie poradzić z problemem oświaty. W 2009 roku taką próbę podjął Prezydent Lech Kaczyński, ale upór prezesa ZNP spowodował, że wszystko się posypało.
Widzi Pan jakieś wyjście dla miasta?
- Trzeba by przenieść gimnazjum i liceum 9 km stąd, do Ciechocinka. Z drugiej strony jednak wiem, że szkoły to jedyna szansa dla młodych ludzi na wyrwanie się z biedy, więc ciężko podjąć decyzję o przenosinach. Pojawił się więc inny pomysł. Szkoły zostawiamy, ale przekazujemy je organizacjom pozarządowym. W takim przypadku przestaje obowiązywać Karta Nauczyciela, a zaczyna kodeks pracy. Wtedy nawet przy obecnym poziomie wparcia pieniędzy wystarczy.
Jest Pan przeciwnikiem Karty Nauczyciela?
- Karta Nauczyciela nie mobilizuje go. Nie pozwala zwolnić złego pracownika, więc ten czuje się bezkarny. To nieuzasadnione przywileje.
Wciąż mówi Pan o oświacie. A co z inwestycjami? Nie próbowaliście przyciągnąć inwestorów?
- Byli tu nawet ludzie z pierwszej 10 listy Forbesa. Problem w tym, że leżymy na uboczu i nie mamy infrastruktury drogowej. W oddaleniu 10 km przebiega nitka autostrady, ale nie mamy szans na przyłączenie. Powiat ma 260 km dróg, które są jednymi z bardziej dziurawych w województwie.
To może chociaż fundusze unijne? Nie pokrywają inwestycji w 100 proc, ale przecież zawsze to zastrzyk gotówki z zewnątrz
- Nam przepadają pieniądze. Zamiast wkładu własnego do projektów rozwijających miasto muszę dokładać 700 tys. zł do placówki szkolnej. Poza tym, jesteśmy małym miasteczkiem, nie podlegamy pod RPO lecz pod PROW, gdzie dofinansowanie wynosi tylko połowę.
W funduszach przedakcesyjnych, było jeszcze gorzej. Wykluczona nas z nich zupełnie. Takich miast jak my w skali kraju było 21. Nie łapaliśmy się do obszarów wiejskich bo byliśmy miastem. Nie mogliśmy korzystać z funduszy przeznaczonych dla miast, bo mieliśmy mniej niż 5 tys. mieszkańców.
Kiedy przyszedł impas? Pomysły mieliście..
- Kiedyś nie było szkoły. Można było spokojnie inwestować. Wybudowaliśmy oczyszczalnię ścieków, jako pierwsi w powiecie aleksandrowskim skanalizowaliśmy miasto, były remonty ulic. Dopóki nie narzucono nam zadań własnych wszystko się rozwijało.
Rok temu były wybory, dlaczego Pan w nich wystartował?
- Firmy, które upadły w 2009 r. dobrze prosperowały. Przyczyną ich złej sytuacji był fakt, że wchodziły w skład większych spółek. Liczyliśmy na to, że się szybko odbudują. Poza tym chcieliśmy postawić pięć siłowni wiatrowych, z której każda przyniosłaby do budżetu ok. 90 tys. zł. Nie zdołaliśmy tego zrobić, gdyż obecnie jest tworzony plan zagospodarowania woj. kujawsko – pomorskiego i wszelkie tego typu inwestycje są wstrzymane.
Podjąłem decyzję o starcie również dlatego, że moimi przeciwnikami do fotelu burmistrza byli ludzie, którzy nie wzbudzali zaufania.
Może Ci ludzie teraz obejmą władzę?
- Jeden ma już wyrok. Niedługo rozpoczyna się kolejna sprawa przeciw nie mu. Tym razem za pobicie.
Jak Pana wyborcy zareagowali na taką decyzję?
- Niektórzy mówią, że Nieszawa się sypie, a ja uciekam. To co robię zostanie docenione za pewien czas, kiedy przyjdzie tu komisarz i to on będzie musiał uporać się z tutejszymi problemami. Myślę, że przyzna mi rację, odnośnie oceny sytuacji miasta.
Jakie plany na przyszłość?
- Chcę zwiększyć swoje zaangażowanie, w pracę w organizacjach pozarządowych. Poza tym jestem myśliwym. Teraz skupię się na tych kwestiach, a myślę że kiedyś jeszcze wrócę do polityki.
/kic/