- Lokowanie specjalnych stref ekonomicznych także w metropoliach i ich sąsiedztwie było błędem – mówi w wywiadzie dla PAP Zbigniew Suchyta, burmistrz Strzegomia.
- Lokowanie specjalnych stref ekonomicznych także w metropoliach i ich sąsiedztwie było błędem – mówi w wywiadzie dla PAP Zbigniew Suchyta, burmistrz Strzegomia.
W rozmowie z Polską Agencją Prasową Zbigniew Suchyta, burmistrz Strzegomia, opowiada, jak miasto ściąga inwestorów. Ocenia, że lokowanie specjalnych stref ekonomicznych także w metropoliach oraz w ich bezpośrednim sąsiedztwie było błędem. Mówi, że efektem takiej polityki na Dolnym Śląsku jest to, że powstało bardzo dużo fabryk pod Wrocławiem, a dziś po całym regionie, także po gminie Strzegom, jeżdżą setki autobusów zwożących pracowników do tych podwrocławskich fabryk. Z drugiej strony podstrefy specjalnych stref ekonomicznych oddalone od metropolii i tras szybkiego ruchu, czyli tam, gdzie są najbardziej potrzebne, albo stoją puste albo są zagospodarowywane bardzo powoli.
Zbigniew Suchyta opowiada także m.in. o tym, że w jego gminie bardzo aktywni są mieszkańcy wsi, wychodzą z wieloma inicjatywami i zapanowała wśród nich moda na wspólne spędzanie wolnego czasu, świętowanie. Jednocześnie sygnalizuje, że małym miastom oddalonym od metropolii bardzo trudno bronić się przed odpływem młodych ludzi do wielkich miast.
PAP: - Strzegom jest znany ze swych kamieniołomów granitu oraz zakładów ich obróbki, w których pracuje kilka tysięcy osób. To wielki atut, ale i ryzyko związane z uzależnieniem od jednej branży. Co Państwo robią, żeby rozwijać przedsiębiorczość w Państwa gminie, przyciągnąć nowych inwestorów, przekształcić gminę z branżowej monokultury w ośrodek ze zróżnicowaną strukturą gospodarczą?
Zbigniew Suchyta, burmistrz Strzegomia: - Najważniejsze dla nas jest przygotowania terenów inwestycyjnych. Mamy na terenie gminy podstrefę specjalnej strefy ekonomicznej o powierzchni 10 hektarów. Wcześniej udało się nam ściągnąć do niej jednego, dużego inwestora – firmę ARYZTA, która jest największą firmą piekarniczą w Europie. Nie jest konkurencją dla naszych lokalnych piekarni, ponieważ produkuje pieczywo dla dużych odbiorców, m.in. bułki dla sieci McDonald’s. ARYZTA wykupiła najpierw 2-hektarową działkę, a teraz rozważa zakup ziemi (1,5 h) pod rozbudowę zakładu. W istniejącym zakładzie zatrudnia 350 osób, a po rozbudowie przybędzie tam 60 nowych miejsc pracy.
Obecnie finalizujemy też rozmowy z drugim inwestorem, który chce kupić w naszej podstrefie działkę o powierzchni 1,5 ha i zatrudni około 100 osób.
- Ale to znaczy, że wciąż nie cała strzegomska podstrefa będzie zagospodarowana?
- Tak, to prawda. Mieliśmy sporo zainteresowanych inwestorów, ale oni wszyscy chcieli ulokować się pod Wrocławiem, gdzie też mieli specjalną strefę ekonomiczną. I to właśnie był duży błąd kolejnych ekip rządzących. To, że pozwoliły utworzyć specjalne strefy ekonomiczne także w metropoliach i ich bezpośrednim sąsiedztwie. Czyli tam, gdzie te strefy nie były potrzebne, gdzie nie powinno ich być.
Efektem takiej polityki na Dolnym Śląsku jest to, że powstało bardzo dużo fabryk pod Wrocławiem, a dziś po całym regionie, także po naszej gminie, jeżdżą setki autobusów zwożących pracowników do tych podwrocławskich fabryk. Z drugiej strony podstrefy specjalnych stref ekonomicznych oddalone od metropolii i tras szybkiego ruchu, czyli tam, gdzie są najbardziej potrzebne, albo stoją puste albo są zagospodarowywane bardzo powoli. W naszej podstrefie bardzo długo czekaliśmy na pierwszego inwestora.
- Czy mają Państwo jakieś inne narzędzia poza specjalną strefą ekonomiczną, żeby ściągać inwestorów, rozwijać przedsiębiorczość na terenie gminy?
- Mamy jeszcze przygotowanych 15 hektarów terenów inwestycyjnych poza podstrefą. Przygotowaliśmy szereg ulg dla firm, które będą tam się lokowały. To zwolnienie z podatku od nieruchomości na 6 lat, a na trzy lata zwalniamy z niego te firmy działające poza strefą, które powiększają swe istniejące już zakłady.
- Dużo zakładów produkcyjnych, poza branżą kamieniarską i firmą ARYZTA w strefie, funkcjonuje na terenie Państwa gminy?
- Tak, jest ich całkiem sporo. Mamy od lat dwie inne inwestycje zagraniczne - zakłady metalurgiczne, z których jeden właśnie się rozbudowuje. Rozwijają się strzegomskie zakłady papiernicze, które dużą część swej produkcji wysyłają na eksport. Mamy firmę wytwarzającą podzespoły do AGD, ale też różne inne firmy produkcyjne.
Bierzemy pod uwagę, że popyt na granit z terenu naszej gminy kiedyś może spaść, że jego wydobycie zacznie się zmniejszać i musimy na to się przygotować, ściągając inwestorów z innych branż. Problemem jest to, że dziś i u nas zaczyna brakować pracowników.
Gdy zostałem burmistrzem Strzegomia przed siedmiu laty, poziom bezrobocia wynosił u nas kilkanaście procent. By go obniżyć, a jednocześnie zmniejszyć koszty zlecanych przez nas prac, organizowaliśmy roboty publiczne. Dziś jest kłopot ze znalezieniem chętnych do ich wykonywania. Niskie bezrobocie powoduje też, że trudniej nam o inwestorów. Oni pytają o poziom bezrobocia i gdy słyszą, że jest niskie, ich zainteresowanie słabnie.
- Jeśli chodzi o rozwój gminy, to stawiają Państwo głównie na przemysł?
- Chcemy rozwinąć także turystykę, bo mamy sporo cennych i ciekawych zabytków, wiele atrakcji turystycznych. Będziemy je promować m.in. na billboardach przy drodze krajowej nr 5 - od autostrady do Bolkowa - którą przejeżdża sporo turystów. Jedną z naszych największych atrakcji jest stadnina koni w Morawie, ale i organizowane przez klub jeździecki – LKS Stragona – zawody w jeździe konnej, w tym jeździeckie mistrzostwa Europy i puchar świata w WKKW – wszechstronnym konkursie konia wierzchowego.
- Gmina będzie jeszcze atrakcyjniejsza dla turystów, gdy zrealizują Państwo planowany duży projekt rewitalizacyjny. Na czym on będzie polegał?
- Ma on dotyczyć dwóch obszarów Strzegomia, m.in. terenu przylegającego do murów miejskich i do rzeki. W ramach rewitalizacji ma on przekształcić się w ciąg spacerowo-rekreacyjny. Powstanie tam górka do zjeżdżania na sankach, teren parkowy z alejką spacerową, park dla młodzieży, a także mały ogród botaniczny z ogródkiem warzywnym i ziołowym. Wzdłuż rzeki zamontujemy urządzenia do zabaw i zjeżdżalnię.
Naszym celem jest stworzenie możliwości rekreacji, spędzenia wolnego czasu, odpoczynku, zabawy dla całej rodziny, dla wszystkich grup wiekowych. Służących temu obiektów już kilka mamy, ale chcemy tę ofertę poszerzyć. Już dysponujemy pięknie wyremontowanym stadionem, kończymy budowę krytej pływalni, od dwóch lat mamy prowadzone przez nasz samorząd gminny kino 3D, które przyjęło się do tego stopnia, że działa przy nim dyskusyjny klub filmowy, skupiający ponad 50 osób.
- To w mieście, a na terenach wiejskich Państwa gminy?
- W Jaroszowie, naszej największej wsi, będziemy budować Centrum Aktywności Społecznej. Rozstrzygnęliśmy już przetarg na wykonawcę tej inwestycji. W jednym budynku znajdzie się świetlica, remiza strażacka, filia biblioteki, sala wielofunkcyjna i oddział gminnego ośrodka opieki społecznej.
To pomysł, który podpatrzyliśmy w Niemczech. Tam takie centra na wsi są popularne. Dzięki nim powstaje coś w rodzaju centrum wsi, a z drugiej zmniejszamy koszty, bo zamiast kilku osobnych budynków utrzymujemy jeden. Dlatego powielamy ten model w innych wsiach, np. przenosząc wiejskie filie gminnej biblioteki do szkół. Korzyść z tego jest też taka, że dzięki takiemu rozwiązaniu te biblioteki są dłużej czynne. Od rana, w godzinach lekcyjnych, do późnego popołudnia.
W tym miejscu chciałbym powiedzieć, że mieszkańcy naszych wsi są bardzo aktywni, wychodzi od nich bardzo dużo działań, inicjatyw. Mieszkańcy Jaroszowa doprowadzili do tego, że powstał w ich miejscowości teren rekreacyjny z grillem, a teraz chcą w jej centrum urządzić mały Rynek. W społecznościach naszych wsi zrodziła się też moda na wspólne spędzanie wolnego czasu i świętowanie. Ich mieszkańcy spotykają się w świetlicach, na boiskach, organizują święta wsi, festyny, pikniki. To jest bardzo budujące, wzmacnia te lokalne więzi, poczucie lokalnej tożsamości.
- Na tyle, że ludzie nie chcą stamtąd wyjeżdżać, przenosić się do dużego miasta?
- Najtrudniej jest z młodymi, którzy wyjeżdżają do dużego miasta na studia i później już z niego nie wracają. Bo tam dostają większe wynagrodzenie, łatwiej im awansować, mają większy dostęp do dóbr kultury i są anonimowi, co wielu młodym bardzo odpowiada. Oni często nadal chcą mieszkać na wsi, mieć dom, ale pod Wrocławiem, a nie u nas.
To jest problem ponadregionalny, bo z tą dużą siłą przyciągania dużych miast nie radzą sobie też m.in. kraje zachodniej Europy. U nas pogłębiło go, o czym już wcześniej wspominałem, lokowanie specjalnych stref ekonomicznych w metropoliach i w ich bezpośrednim sąsiedztwie. To był naprawdę poważny błąd, który zaciążył na możliwościach rozwojowych wielu polskich gmin.
Rozmawiał Jacek Krzemiński