Gmina Świdnica nie leży w sąsiedztwie dużego miasta, nie przecina jej droga szybkiego ruchu, nie ma strefy ekonomicznej. Mimo to przybywa jej mieszkańców. Jak to się udaje?
Gmina Świdnica nie leży w sąsiedztwie dużego miasta, nie przecina jej droga szybkiego ruchu, nie ma strefy ekonomicznej. Mimo to przybywa jej mieszkańców. Jak to się udaje?
- Kluczowe było przyjęcie planów zagospodarowania przestrzennego – mówi w rozmowie z PAP Teresa Mazurek, wójt gminy Świdnica.
Wywiad z Teresą Mazurek, wójtem gminy Świdnica:
PAP: - Gmina Świdnica jest gmina wiejską, bardzo rozległą, ma aż 33 sołectwa, a do tego jej część to tereny górzyste. Nie leży w sąsiedztwie dużego miasta, nie przecina jej autostrada ani droga ekspresowa, nie ma strefy ekonomicznej. Mimo tych dość trudnych warunków Państwa gmina dynamicznie się rozwija (czego dowodem jest m.in. zwielokrotnienie jej budżetu), od 1999 r. niemal nieustannie rośnie też jej liczba mieszkańców. Czemu Państwa gmina to zawdzięcza?
Teresa Mazurek, wójt gminy Świdnica: - Jestem wójtem od 2003 r. Pierwsze decyzje, jakie podjęłam, dotyczyły planów zagospodarowania przestrzennego. Z perspektywy czasu oceniam, że to były decyzje kluczowe dla rozwoju gminy. Przygotowanie takich planów generuje rozwój. To są miejsca pod budowę domów, pod usługi, ale i pod inne inwestycje.
W szybkim czasie, w latach 2004-2006, uchwaliliśmy plany dla naszych najbardziej atrakcyjnych do zamieszkania terenów, tych turystycznych oraz takich, które są położone blisko miasta, dobrze skomunikowane. Przygotowaliśmy w ten sposób tereny pod budownictwo. To był strzał w dziesiątkę, bo niemal natychmiast zaczął się w naszej gminie boom inwestycyjny, ruszyła sprzedaż działek budowlanych.
- Kupowali je ludzie ze Świdnicy?
- Nie, nie tylko. Ściągnęliśmy ludzi z Polski. Przyszli do nas też deweloperzy. Poza tym powracały młode osoby, które wyjechały z naszej gminy – studiowały w dużym mieście, tam pracowały. Miały tu działki od rodziców i zaczęły się na nich budować. Wiedząc, że do Wrocławia, Wałbrzycha czy Dzierżoniowa jest blisko i że mieszkając tu, będą mieć pracę. Z części naszych sołectw dojeżdża się do pracy w podwrocławskich fabrykach, np. w LG, szybciej niż dociera do pracy wielu mieszkańców Wrocławia. To ściąga do nas sporo nowych mieszkańców. Sprzedają mieszkania we Wrocławiu i przy niewielkim kredycie budują czy kupują u nas dom. Podkreślają też, że mają tu przedszkole, dobrą szkołę. Nie chcą mieszkać w dużym mieście, w blokach.
To też efekt mody, która przyszła do nas z Europy Zachodniej, że pracuje się w mieście, ale mieszka się w małej miejscowości, na wsi. Odwróciło się u nas to, co mieliśmy za PRL-u, kiedy przeprowadzka ze wsi do miasta była nobilitacją, uważano to za awans społeczny.
- Z drugiej jednak strony na świecie, ale i w Polsce, nabiera na sile trend, który nazywa się metropolizacją. Polegający na tym, że coraz większy odsetek ludności świata mieszka w metropoliach, że to one najszybciej się rozwijają, tam skupia się potencjał gospodarczy.
- To trend bardzo niebezpieczny. W ten sposób wyludnimy gminy położone peryferyjnie. M.in. Sudety są takim miejscem, gdzie to może się stać, bo jednak rozwój naszego regionu koncentruje się przede wszystkim w metropolii wrocławskiej. Dlatego tworzymy program dla naszego subregionu Sudety 2030. Skupianie się rozwoju i potencjału ludzkiego w metropoliach nie jest dobrym kierunkiem. Musimy pójść w kierunku zrównoważonego rozwoju.
Nasza gmina należy do Aglomeracji Wałbrzyskiej, do której należą 22 gminy i za której pośrednictwem pozyskujemy unijne środki na inwestycje. W ramach tej aglomeracji, na której czele stoi prezydent Wałbrzycha, pan Roman Szełemej, podjęliśmy takie działania, żeby stworzyć strategię rozwoju dla Sudetów. Poza gminami z naszej aglomeracji włączone zostały do naszych działań gminy z okolic Kłodzka i Jeleniej Góry. Łącznie 104 gminy podpisały Deklarację Sudecką.
- Wracając do Państwa gminy i jej recepty na rozwój…
- Byliśmy poddani szerokim badaniom przez naukowca z Politechniki Szczecińskiej, które mierzyły różne nasze wskaźniki. I wyszło z nich, że jesteśmy gminą z dużym potencjałem rozwojowym, bo mamy dużo osób młodych. Dzięki temu rodzi się u nas dużo dzieci i mamy dodatni przyrost naturalny, więcej urodzeń niż zgonów.
Gdy przyszli nowi mieszkańcy, musieliśmy inwestować w drogi, kanalizację. Musieliśmy też postawić na oświatę, bo wiadomo, że każda młoda rodzina zwraca uwagę na to, czy tam, gdzie chce mieszkać, jest przedszkole, dobra szkoła. Ja urodziłam się w gminie Świdnica, tu kończyłam szkołę. Wtedy mieszkańcy naszej gminy zabiegali o to, żeby ich dzieci chodziły do szkół podstawowych w mieście, w Świdnicy. Bo one wydawały się wtedy lepsze, prestiżowe.
W ostatnich latach to się odwróciło i zaczęło być w dobrym tonie, by dzieci uczęszczały do gminnych szkół na wsiach, z których tez korzysta dużo uczniów ze Świdnicy. Atutem naszych placówek oświatowych jest ich bezpieczeństwo, dobre wyniki i dobra kadra. Wyniki egzaminów gimnazjalnych w naszych szkołach były naprawdę imponujące, powyżej średniej dla powiatu, województwa i kraju. Mieliśmy też w nich dużo olimpijczyków.
- Jak już wcześniej mówiłem, Państwa gmina jest bardzo rozległa, liczy aż 33 sołectw, część gminy to tereny górzyste. Trudno zarządza się taką gminą?
- Łatwo nie jest, ale sobie radzimy. Rzeczywiście nasza gmina jest duża. Zajmuje powierzchnię 208 km2, a z jednego krańca gminy na drugi jest 50-60 km. Same wyjazdy w teren to dla naszych pracowników setki kilometrów. Ci, którzy odpowiadają za utrzymanie dróg, robią tyle kilometrów dziennie.
- Jak Państwo radzą sobie z zapewnieniem i rozwijaniem infrastruktury technicznej (drogi, oczyszczanie ścieków itd.) i społecznej (szkoły, przedszkola) przy takim charakterze gminy?
- Od lat stopniowo tworzymy tę infrastrukturę. Czego nam brakuje? Dróg. Brakuje rządowego programu, który bardziej wspierałby budowę dróg gminnych. W naszej gminie, przy jej rozwoju, wzroście liczby mieszkańców, przy tym boomie budowlanym, nie wystarcza nam środków na drogi. Robimy tyle, ile możemy. Każdy program wsparcia dla gmin wiejskich przy budowie dróg gminnych jest bardzo potrzebny. I dlatego bardzo na niego czekamy. To bardzo ważne, bo lepszymi drogami wielu mieszkańców wsi można by tam zatrzymać, powstrzymać ich odpływ. Nawet u nas, przy prężnym rozwoju gminy, są takie przypadki, że ludzie mają dość tego, że brakuje im porządnej drogi i z tego powodu wracają do miasta.
- A jak Państwo radzą sobie z kanalizacją w tak rozległej gminie?
- Dużo w nią inwestujemy, stale ją rozbudowujemy, ale sporo środków przeznaczamy także na przydomowe oczyszczalnie. Stworzyliśmy program budowy przydomowych oczyszczalni dla małych miejscowości, najbardziej oddalonych od głównej oczyszczalni, która znajduje się w mieście. Tam, gdzie kanalizacja sieciowa byłaby za droga. To nam się sprawdziło. Rozpoczęliśmy ten program w 2008 r. Dotąd powstało w ramach tego działania ponad 243 takich przydomowych oczyszczalni w 10 miejscowościach.
- Jak Państwo to finansują?
- Dofinansowujemy te inwestycje z budżetu gminy. Co roku wydajemy na ten cel 300-350 tys. zł.
W latach 2008-2017 przeznaczyliśmy na to łącznie 2,874 mln zł.
- Wszystkie domy w tych miejscowościach zostały w takie oczyszczalnie wyposażone?
- Prawie wszystkie, bo nie wszystkie miały uregulowaną sytuację własnościową. W pozostałych miejscowościach, położonych bliżej oczyszczalni, budujemy sieć kanalizacyjną.
W 2019 r. chcemy zakończyć program budowy oczyszczalni przydomowych i przeznaczane dotąd na ten cel środki przeznaczyć na wymianę źródeł ciepła. Tak chcemy powalczyć ze smogiem i wspomóc naszych mieszkańców z gminnych środków.
- Polska jest jeszcze w połowie niezgazyfikowana, mamy jeszcze wiele niezgazyfikowanych lub słabo zgazyfikowanych rejonów. Gmina Świdnica do nich należy. Czy to oznacza, że Państwa gmina bazuje na ogrzewaniu węglowym i ma z tego powodu problem z tzw. niską emisją?
- Budowa sieci gazowej to nie nasze zadanie inwestycyjne. Jednak ta sieć pojawia się już w naszych miejscowościach, tam, gdzie jej wcześniej nie było.
- Jaką rolę w Państwa gminie odgrywają sołtysi i rady sołeckie?
- Ich rola jest u nas duża. Mam bardzo dobry kontakt z sołtysami i zawsze powtarzam, że to jest przedłużenie mojego ramienia. Sołtys jest tą osobą, która bezpośrednio styka się z mieszkańcami. Dlatego w Urzędzie Gminy organizujemy cykliczne narady sołtysów, teraz co dwa miesiące. Sołtysi przekazują mieszkańcom wszystkie informacje od nas, są łącznikiem między urzędem gminy a mieszkańcami. Fundusz sołecki w naszej gminie stworzyliśmy, zanim wprowadziła go ustawa. Dziś jest w nim grubo ponad pół miliona złotych. To już naprawdę znaczące środki. Rady sołeckie i sołtysi nauczyli się je dobrze dzielić, wydają je gospodarnie, dużo pieniędzy przeznaczają na estetykę wsi, na monitoring, na place zabaw, na organizowanie różnych spotkań integracyjnych.
Obserwujemy dużą aktywność mieszkańców naszych wsi. Powstały tam stowarzyszenia, reaktywowały działalność koła gospodyń wiejskich. W okolicach karnawału organizuje się u nas liczne spotkania noworoczne dla osób starszych. W jednym z nich uczestniczy aż 200 osób.
Szczycimy się, że jesteśmy gminą wiejską. Gminą, która choć jest nowoczesna, to kultywuje swoje tradycje. Cieszymy się, że udaje się to nam łączyć. Naszą największą gminną imprezą są dożynki, z pięknym misterium chleba, w których uczestniczy około 5 tys. osób. Są tam stragany, gdzie nasze wsie się prezentują, każda miejscowość ma swój wieniec, swoje specjały, bo nasze sołectwa wyspecjalizowały w różnych potrawach.
- Największą dotychczasową inwestycją Państwa gminy jest budowa krytej pływalni przy szkole w Witoszowie Dolnym. W Polsce niewiele jest gmin wiejskich mających kryty basen, a wśród tych nie sąsiadujących z dużymi miastami to prawdziwa rzadkość. Dlaczego zdecydowali się Państwo na tę inwestycję? Jakie korzyści przyniesie ona mieszkańcom i gminie?
- Ta inwestycja jest podparta wieloletnią pracą studentów z koła naukowego Akademii Medycznej we Wrocławiu. Oni przez 6 lat robili u nas badania, jeśli chodzi o wady postawy i stan uzębienia. Jeden i drugi wskaźnik był dla nas bardzo niekorzystny. Przeprowadzający badania wskazywali, że nasze dzieci powinny pływać, żeby korygować wady postawy. I tak zaczęliśmy dojrzewać do budowy basenu, bo dotąd mogliśmy tylko korzystać, ale w ograniczonym zakresie, z jednego basenu w Świdnicy. Są też baseny w sąsiednich gminach, ale dość odległe.
Doszliśmy więc do wniosku, że powinniśmy mieć własny basen, na terenie naszej gminy. Analizowaliśmy, w którym miejscu jego posadowienie będzie najkorzystniejsze. Padło na Witoszów Dolny. Zaczęliśmy szukać pieniędzy na te inwestycję. Nie udało się nam za pierwszym podejściem, z regionalnego programu operacyjnego na lata 2007-2013, w którym były pieniądze na obiekty sportowe. W tym okresie programowania 2014-2020 można było pozyskać środki na rozbudowę bazy oświatowej. I to zrobiliśmy. Choć musieliśmy najpierw wiele osób przekonać, że rozbudowa bazy oświatowej to również pływalnia. Pozyskaliśmy dofinansowanie, a także dotację z Ministerstwa Sportu.
- Co będzie wchodziło w skład tego obiektu?
- Oprócz basenu boisko ze sztuczną nawierzchnią do gier zespołowych i dwie pracownie. Naszym celem jest, żeby każdy uczeń, który skończy szkołę podstawową w naszej gminie, umiał pływać. Na ten basen będziemy dowozić dzieci z naszych szkół z młodszych klas na naukę pływania – w ramach w-f. Będą też z niego korzystać dzieci ze starszych klas.
Dzięki tej pływalni, wyposażonej także w saunarium i jacuzzi, będziemy mieć też bazę rekreacyjną dla mieszkańców i turystów, bo po zajęciach szkolnych będzie ona ogólnodostępna.
Basen budujemy jednak przede wszystkim z myślą o uczniach. Oświata to nasze oczko w głowie. Przywiązujemy dużą wagę do tego, żeby nasze dzieci nie czuły dyskomfortu, jeśli chodzi o warunki nauczania, o kadrę, żeby kończąc edukację w naszych szkołach zdobyły bardzo dobrą wiedzę, ale i umiejętności sportowe. W tej chwili otwieramy w jednej z naszych szkół podstawowych klasę sportową – triathlonu. Uatrakcyjniamy naszą ofertę, jak możemy, bo dziś rodzice i dzieci są wymagający.
- A co zrobili Państwo z drugim problemem, który dotykał dzieci z Państwa gminy, czyli z kiepskim stanem uzębienia?
- Problem z uzębieniem miało ponad 80 proc. naszych dzieci. Podeszliśmy do tego bardzo poważnie. W naszych trzech gminnych szkołach uruchomiliśmy gabinety stomatologiczne. Byliśmy chyba pierwszą w naszej okolicy gminą, która to zrobiła. Wyposażyliśmy te gabinety, a ich prowadzenie zleciliśmy zewnętrznym podmiotom. Dokonujemy dzieciom przeglądy zębów, lakowanie. Każdy rodzic otrzymuje karteczkę z informacją, jaki jest stan uzębienia jego dziecka, co trzeba leczyć. Dzięki tym gabinetom stan uzębienia naszych dzieci bardzo się poprawił.
- Gabinety działają w ramach kontraktu z NFZ?
- My finansujemy badania profilaktyczne, przeglądy i lakowanie zębów. Leczenie jest już w ramach NFZ. Najlepiej byłoby jednak, gdyby szkolne gabinety stomatologiczne były finansowane oddzielnie, osobnymi, małymi kontraktami z NFZ. To pozwalałoby na pełniejsze, lepsze leczenie i mogłoby zachęcić wiele gmin do uruchomienia szkolnych gabinetów stomatologicznych, które potrzebne są przecież wszędzie.
Rozmawiał: Jacek Krzemiński