PE może dzisiaj wyłącznie używać weta jako straszaka, bo wiemy, że to jest pewnego rodzaju "broń atomowa"- przekonuje w wywiadzie Olgierd Geblewicz
Parlament Europejski może dzisiaj wyłącznie używać weta jako straszaka, bo wiemy, że to jest pewnego rodzaju "broń atomowa", to nie jest korzystne dla nikogo - tak, w rozmowie z PAP, marszałek woj. zachodniopomorskiego Olgierd Geblewicz odnosi się do możliwości cięć w kluczowej dla samorządów polityce spójności.
Geblewicz nawiązał do słów przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Davida Sassoliego, który zagroził na początku grudnia odrzuceniem unijnego budżetu, jeżeli nie będzie zgody na reformę podatkową UE. PE chce większego budżetu, niż postulują płatnicy netto i Komisja Europejska.
Zdaniem marszałka we wspólnym europejskim interesie leży umacnianie pozycji Komitetu Regionów, który broni idei europejskiej. Geblewicz nie łączy natomiast powodzenia Europejskiego Zielonego Ładu z zastrzykiem funduszy unijnych, zwracając uwagę, że stanowią one jedynie promil gospodarki europejskiej. Według niego kluczowe dla tego projektu jest natomiast dobre prawo, współpraca i nakierowany na zielone innowacje konkurencyjny rynek w Europie.
PAP: Czy sądzi Pan, że można coś jeszcze zrobić w sprawie cięć w kluczowej dla samorządów polityce spójności na okres po 2020 r.? Parlament Europejki grozi wetem w sprawie unijnego budżetu, jeżeli nie będzie zgody na reformy.
Olgierd Geblewicz, marszałek województwa zachodniopomorskiego, członek Europejskiego Komitetu Regionów: Wszystko zależy od woli liderów poszczególnych państw, nawet Parlament Europejski może dzisiaj wyłącznie używać weta jako straszaka, bo wiemy, że to jest pewnego rodzaju "broń atomowa". To nie jest korzystne dla nikogo, bo weto oznacza opóźnienie przyjęcia następnego budżetu, a to z kolei wiąże się z jeszcze dłuższym okresem "dziury" pomiędzy budżetami, wiec mam nadzieję, że do tego nie dojdzie.
Natomiast wydaje mi się, że rolą Komitetu Regionów jest praca oddolna, wywieranie presji na poszczególne rządy poprzez samorządy, które muszą przekonywać, że idea europejska to też budżet. Zmniejszanie budżetu to jest de facto zmniejszanie idei europejskiej, to jest renacjonalizacja.
Oczywiście część rządów w dzisiejszej Europie pragnie tej renacjonalizacji, ale po to są samorządy, żeby pokazywać naszym mieszkańcom, że renacjonalizacja na samym końcu doprowadzi albo do rozpadu Unii, albo powstaną "unie różnych prędkości", a to na samym końcu nie jest w interesie absolutnie nikogo.
My, jako Komitet Regionów, mamy tutaj do odegrania miękką rolę. Nie powinniśmy straszyć polityków w Brukseli, powinniśmy uświadamiać mieszkańcom, że wspólna Europa nam się wszystkim opłaca. Poprzez mieszańców musimy wywierać presję na rządy, żeby chroniły duży pakiet budżetowy, jako gwarancję silnej Unii Europejskiej.
Jak połączyć zmniejszenie budżetu polityki spójności, głównej polityki inwestycyjnej UE, z ambitnymi celami wynikającymi z Europejskiego Zielonego Ładu? Wiceszef KE Frans Timmermans w kontekście neutralności klimatycznej UE mówi o tak futurystycznych projektach jak huty na wodór.
To jest oczywiście wielkie wyzwanie dla nas wszystkich. Pamiętajmy, że fundusze europejskie to nie wszystko, to jest tylko promil całej ekonomii europejskiej. Prawdziwe zmiany wymagają przede wszystkim dobrej legislacji, współpracy i budowania nakierowanego na zielone innowacje konkurencyjnego rynku w Europie.
To będzie przyszłość nie tylko kontynentu europejskiego, ale również kierunek wyścigu w globalnej rywalizacji i naprawdę bym z tego nie żartował. Doskonale pamiętam, jak 15 lat temu przy okazji rozmów o różnego rodzaju zagrożeniach ekologicznych, mówiło się, że Chiny będą cały czas truły i nie dostrzegą tego problemu. Dzisiaj Chińczycy zaczynają być liderem w ekologii, bo wiedzą, że po pierwsze im się to opłaca ekonomicznie i społecznie, a po drugie - że innowacje w ekologii to jest dzisiaj dobry towar do sprzedania na całym świecie.
Idea, która powstała w Europie, jest dzisiaj podkupowana. Dlatego powinniśmy przyśpieszyć i zbudować z tego odskocznię konkurencyjną. Uważam, że to wszystko jest do połączenia nawet przy zmniejszonym budżecie.
Przecież budżet Unii Europejskiej tak naprawdę nie napędza tych największych przedsiębiorstw, wielkiej gospodarki. On napędza to co na dole, a więc małe innowacje, spójność społeczną, podnoszenie kompetencji pracowników. Jeżeli mamy mniej pieniędzy, tym bardziej powinniśmy je mądrze, elastycznie wydawać, w sposób skrojony na miarę.
Uważam, że kluczowym wyzwaniem przy zredukowanych kwotach będzie napisanie rozporządzeń, które spowodują, że w Europie zbudujemy prawdziwą wartość dodaną w gospodarce, a z drugiej strony spójne społeczeństwo, które się nie rozwarstwia, które ma dostęp do pewnego standardu usług publicznych, usług podstawowych.
W deklaracji z okazji 25. rocznicy Europejskiego Komitetu Regionów znalazł się zapis, aby włączyć zgromadzenie w trilog, czyli negocjacje trzech unijnych instytucji: Parlamentu Europejskiego, Komisji Europejskiej i Rady UE. Czy w Pana ocenie jest możliwe, by na bazie Komitetu powstał "Europejski Senat"?
Mam nadzieję, że nasze doświadczenie będzie coraz bardziej wykorzystywane. Bardzo wiele się mówi o takich formalnych przepychankach, tzn. czy Komitet Regionów powinien wzmocnić się w taki bardzo formalny sposób. Wtedy mamy pewną obstrukcję ze strony Parlamentu Europejskiego, różnie na to patrzy Komisja Europejska.
Uważam, że powinniśmy przede wszystkim usiąść do stołu i zastanowić się, do czego tak naprawdę władze lokalne i regionalne są Europie potrzebne. Według mnie dzisiaj to właśnie lokalni włodarze najczęściej bronią Europy. Kto najczęściej ją atakuje? Zwykle rządy narodowe.
W szczególności więc Komisja Europejska powinna w nas, jako we władzach lokalnych i regionalnych, upatrywać naprawdę lojalnego partnera, który korzysta z funduszy unijnych, mądrze je wdraża, ale z drugiej strony widzi też bardzo wiele biurokratycznych, kompletnie nonsensownych procedur.
Jeżeli byśmy w ten sposób ukształtowali naszą pozycję jako Komitet Regionów, jako prawdziwy głos miast i regionów, to myślę, że naprawdę w dobrze pojętym interesie Unii Europejskiej, naszej Wspólnoty Europejskiej byłoby formalne wzmocnienie Komitetu Regionów.
Żebyśmy rzeczywiście mieli głos w momencie gdy powstają dokumenty, niekiedy nie do końca przemyślane pod kątem tego, jaki będą miały skutek na samym dole. Ale coś za coś. Naszym zobowiązaniem powinna być obrona Europy.
Dzisiaj bardzo łatwo jest atakować Europę, niewielu jest obrońców, którzy stoją za nią murem i mówią o jej dokonaniach, o tym, że mamy ponad 70 lat pokoju w dużej części kontynentu, że mamy wspólny dobrobyt, wspólny wzrost gospodarczy, ale też mamy wspólne wyzwania.
Powiedział Pan, że unijne regulacje nie zawsze są przemyślane. Jak to możliwe skoro Komitet Regionów opiniuje wszystkie dokumenty, które dotyczą samorządów?
To prawda, ale po pierwsze mamy zdolność tylko do opiniowania. Poza tym bardzo często niestety jest to już w momencie, kiedy te dokumenty w zasadzie są bardzo trudne do zmiany, działamy wiec z pewnym opóźnieniem.
Gdybyśmy byli włączeni do prac legislacyjnych wcześniej i traktowani naprawdę serio, co też jest wymaganiem dla nas - bo opinie powinny być krótkie, dotykające sedna problemu - wówczas byłoby to z korzyścią dla wszystkich.
Pozycja Komitetu Regionów na przestrzeni ostatnich 25 lat na pewno się umacnia, natomiast powinniśmy iść w kierunku dalszego jej wzmocnienia. To leży we wspólnym europejskim interesie.
Rozmawiał: Mateusz Kicka
Kic/ woj/