Jestem przeciwko dodatkowym zajęciom przedszkolnym, bo są wynikiem nadmiernych ambicji rodziców – mówi urzędniczka i pedagog Mirosława Żurawska
Jako pedagog jestem przeciwko zajęciom dodatkowym w przedszkolach, ponieważ są one wynikiem nadmiernych oczekiwań rodziców – mówi Mirosława Żurawska z ursynowskiego ratusza.
W Warszawie zakończyła się zorganizowana przez Ośrodek Rozwoju Edukacji konferencja „Wychowanie przedszkolne w świetle ustawy przedszkolnej - nowe regulacje prawne, organizacja, finansowanie”.
Jej uczestnicy – samorządowcy i dyrektorzy przedszkoli - rozmawiali m.in. o zamieszaniu wokół zajęć dodatkowych, które pojawiły się po ostatniej zmianie ustawy o systemie oświaty.
- Dużo mówimy o pieniądzach, a ja bym chciała wystąpić w obronie dzieci – powiedziała w trakcie dyskusji Mirosława Żurawska, naczelnik wydziału oświaty dla warszawskiej dzielnicy Ursynów.
- Nie wiem, dlaczego przy tej całej dyskusji o zajęciach dodatkowych nie wypowiadają się psycholodzy zajmujący się rozwojem dzieci. Moim zdaniem powinni zabrać głos i powiedzieć, że nadmierne obciążanie dziecka po prostu mu szkodzi - stwierdziła.
Według niej po godzinach zajęć dzieci wychodzą z przedszkola bardzo zmęczone. Tymczasem pojawiają się doniesienia, że MEN rozważa wprowadzenie obowiązkowej nauki języka angielskiego już od przedszkola.
- Dla mnie osobiście jest to absurdem. Jako pedagog jestem całkowicie przeciwko zajęciom dodatkowym w przedszkolach, ponieważ są one wynikiem aspiracji rodziców i ich nadmiernych oczekiwań - mówiła.
Jak zaznaczyła, rodzic nie musi wiedzieć, jakie są możliwości jego dziecka, ale pedagodzy i psycholodzy powinni być tego świadomi, a tym bardziej osoby, które planują strategię edukacyjną całego kraju.
- Obecna podstawa programowa dla przedszkoli zawiera te treści, które są dla dziecka wystarczające i nie obciążają go – zaznaczyła Mirosława Żurawska.
Zwróciła też uwagę na niekonsekwencję, która ma miejsce w obecnym systemie. Najpierw rodzice zapisują dzieci na kilka zajęć dodatkowych w tygodniu, a potem wysyłają je do oddziałów przedszkolnych w szkołach, twierdząc, że dziecko nie jest jeszcze przygotowane do nauki w pierwszej klasie.
- To zupełna niekonsekwencja. Dlatego też jestem za tym, żeby w ogóle nie było żadnych obligatoryjnych zajęć dodatkowych. Jeśli rodzice chcą, proszę bardzo – mamy wolny rynek – przekonywała.
– Dlaczego mamy dążyć do tego, żeby narzucić w tej sprawie centralne sterowanie? Jeżeli przedszkole ma w swojej kadrze specjalistów, którzy mogą prowadzić dodatkowe zajęcia (tak jak w szkołach nauczyciele prowadzą kółka zainteresowań), niech to robią, ale nie przesadzajmy, że musi to być spełnione dla wszystkich po równo - dodała.
/aba/
Serwis Samorządowy