Przedstawiona przez pracowników kancelarii premiera kolejna wersja projektu ustawy o pracownikach samorządowych, to typowy przykład tzw. złego prawa - napisał w liście do redakcji Zbigniew Rybak, sekretarz Oleśnicy. Czy posiadanie kochanki oznacza utratę nieposzlakowanej opinii? - pyta.
Złe prawo to takie, w którym deklaruje się publicznie np. neutralność polityczną, stabilizację stosunku pracy, ciągłość zarządzania, a w rzeczywistości wprowadza się zupełnie coś przeciwnego.
Klasycznym tego przykładem są propozycje, w których sekretarz zatrudniany jest przez burmistrza w drodze konkursu, a komisję konkursową powołuje burmistrz. Im więcej uprawnień dotyczących zarządzania administracją przekazane zostanie sekretarzowi, tym bardziej burmistrz będzie powoływał w skład ww. komisji osoby, których rozstrzygnięcia będą zgodne z jego wolą.
Zapewne wielu członków komisji będzie uzależnionych, w tym służbowo od burmistrza. Wybrany w takim trybie sekretarz ma świadomość, dzięki komu został zatrudniony. Staje się on człowiekiem burmistrza i realizatorem jego osobistych i politycznych pomysłów. Wie, że w razie zmiany burmistrza jego los jest w zasadzie przesądzony. W tej sytuacji świadomie, czy podświadomie zostaje członkiem rządzącej grupy politycznej, a nie elementem niezależnego korpusu administracji.
Po kolejnych wyborach, nowy burmistrz zdając sobie sprawę, że sekretarz, to człowiek poprzedniego burmistrza dąży do zmiany na tym stanowisku.
Twierdzenie, że zaproponowane rozwiązanie jest elementem służby cywilnej jest nieprawdziwe. Nie prawdą jest również twierdzenie, że proponowany projekt pozwala sekretarzom wypełniać rolę ciągłości pracy (chyba, że od wyborów do wyborów ).
Projekt wbrew deklaracjom autorów praktycznie zmierza do likwidacji stanowisk sekretarzy oraz znacznie ogranicza uprawnienia rady, w tym jej uprawnienia kontrolne. Zatrudnieni, zgodnie z tym projektem sekretarze w następnej kadencji staną się tak niewygodni nowym burmistrzom, że jedynym rozwiązaniem będzie likwidacja tych stanowisk. Rada, która zostanie pozbawiona bieżącej analizy i informacji o pracy organu wykonawczego i urzędu nie będzie w stanie sensownie ich kontrolować.
Ustanowienie 6-cio letniego okresu mianowania i pozostawienie mianowania do decyzji burmistrza (przypomnę, że osoba będąca burmistrzem może nie mieć żadnego wykształcenia), to kolejny krok w kierunku upolitycznianiu administracji. Burmistrz będzie mianował spolegliwych mu urzędników, jego następca będzie z niecierpliwością czekał na upływ 6 lat, żeby mianować swoich a innych nie. W wielu przypadkach okres ten przypadnie na połowę kadencji.
Czytając tekst projektu odnoszę wrażenie, że jego autorzy oficjalnie przyznają, iż okresowa ocena urzędników mianowanych jest i będzie fikcją, a podstawową motywacją do pracy urzędników ma być strach przed utratą uprawnień. Tak skonstruowana instytucja mianowania nie jest elementem stabilizacji pracy urzędników, a wręcz przeciwnie - praktycznie likwiduje tę stabilizację - ważny element apolityczności.
Kolejnym przykładem destabilizacji pracy urzędników, to art.22 ust.1 pkt 6 projektu. Zgodnie z jego dyspozycją pracownik samorządowy mianowany może zostać zwolniony z powodu utrat nieposzlakowanej opinii. Wypada zadać pytanie autorom tego rozwiązania; - gdzie w polskim systemie prawa znajduje się definicja nieposzlakowanej opinii? Co jest jej naruszeniem?, - posiadanie kochanki, związek homoseksualny czy wieczorna jazda na rowerze bez światła. Kto decyduje, kiedy opinia jest nieposzlakowana? – pracodawca czyli urząd czyli jego szef, czyli burmistrz. Czy ten przepis jest zgodny z normami unijnymi i czy był opiniowany przez specjalistów? Jeżeli był, to warto byłoby poznać tych specjalistów i ich opinie.
Jednym z podstawowych przepisów zobowiązujących urzędników do działania zgodnie z prawem jest art. 16 ust.2 i 3 obowiązującej ustawy. W praktyce ten zapis nie działa. Brak jest informacji, aby urzędnicy z niego korzystali. Nie są znane mi dane, aby kiedykolwiek zapobiegał on naruszaniu prawa w samorządzie. Mimo, że w obecnie obowiązującym stanie prawnym, wydanie nielegalnego polecenia przez burmistrza, zobowiązuje urzędnika do poinformowania instytucji sprawującej względem burmistrza obowiązki pracodawcy, tj. rady gminy lub jej przewodniczącego – to norma ta nie jest stosowana.
Autorzy w swoim projekcie idą jeszcze dalej zobowiązują urzędnika do powiadomienia pracodawcy - czyli urzędu, czyli burmistrza lub zatrudnionego przez burmistrza z-cy lub sekretarza – takie rozwiązanie nie wymaga komentarza.
Skarbnik gminy zostaje pozbawiony wsparcia merytorycznego przez upolitycznionego sekretarza, a jego stosunek pracy w dalszym ciągu opiera się na powołaniu.
Kierownicy USC zostają włączeni w grupę stanowisk, w których wiedza merytoryczna będzie ustępowała miejsca lojalności politycznej.
W uzasadnieniu projektu autorzy informują, że określono zadania sekretarza. Należy zapytać, o jakie zadania chodzi, skoro burmistrz może upoważnić każdego urzędnika do wykonywania enigmatycznych obowiązków przypisanych sekretarzowi, a nawet jak je przydzieli, to w każdej chwili ma prawo tę decyzję zmienić.
Upolitycznienie jest tak daleko posunięte, że nawet wygranie konkursu na stanowisko urzędnicze nie gwarantuje zatrudnienia. Burmistrz może, bez żadnych konsekwencji zignorować wyniki konkursu i ogłosić nowy konkurs. Czy jest to kolejne rozwiązanie, „zgodne” z postulatami Unii Europejskiej i organizacji obywatelskich?
Jako żart należy potraktować stwierdzenie, że projekt nie będzie miał wpływu na finanse publiczne.
Oczywiście, że będzie miał – możliwość zatrudniania asystentów politycznych przez burmistrzów przy spacyfikowanej administracji, to zalew wysoko opłacanych, kadencyjnych stanowisk! Upoważnienie upolitycznionego podwładnego, tj. sekretarza lub z-cy do czynności z zakresu prawa pracy względem kierownika urzędu może spowodować zalew delegacji, pomocy socjalnej i wielu innych gratyfikacji.
Szkoda, że autorzy projektu ustawy nie uzasadnili zakazu członkowstwa w partiach politycznych sekretarza. Po pierwsze, o czym już pisałem - partie polityczne to tylko jeden z elementów aktywności politycznej. Po drugie zastanawia fakt, że najsłabszy kompetencyjnie wysoki urzędnik ma być bezpartyjny, ale np. jego sekretarka już nie. W tej sytuacji to ona będąc wysokim funkcjonariuszem partyjnym zwycięskiego ugrupowania może decydować o pracy urzędu gminy.
W przedstawionym projekcie przykładów rozbieżności między deklaracjami, a ich praktycznym wymiarem jest tak wiele, że ich szczegółowe omawianie przekracza ramy tego artykułu. Szkoda, że autorzy ustawy nie podają z jakimi specjalistami konsultowali ten projekt i gdzie można zapoznać się z ich opiniami.
Jeżeli te konsultacje miały taki charakter jak konsultacje z tzw. „Obserwatorami Prawa”, to informuję, że jestem członkiem grupy „obserwatorów prawa” i nikt ze mną takiego projektu nie konsultował. Budzi również moje wątpliwości zgodność projektu z obowiązującymi standardami w Unii Europejskiej. Warto również zastanowić się, czy nie został naruszony zapis art. 153 Konstytucji RP mówiący o apolityczności w wykonywaniu zadań przez administrację, w szczególności w zakresie zadań zleconych, w tym obowiązków USC.
Treść parambuły i treść uzasadnienia projektu są rażąco rozbieżne. Czytając ze zrozumieniem ten projekt i jego uzasadnienie odnoszę wrażenie, że autor jest miłośnik literatury Mrożka lub Kawki . Rozumiem, że twórca chce za wszelką cenę zaspokoić żądania polityków, ale tworzenie ustaw, to nie konkurs piękności, a rzeczy należy nazywać po imieniu.
Sprawne i silne państwo, to takie państwo, które posiada apolityczną, nieliczną i profesjonalną administrację. Dobra sytuacja gospodarcza i geopolityczna kraju jest doskonałym momentem na budowanie takich struktur. Niestety omawiany projekt to milowy krok wstecz w zakresie budowy sprawnego aparatu urzędniczego. Moim zdaniem skala problemu merytorycznie i politycznie przerosła jego autorów. W tej sytuacji postanowili oni zrobić cokolwiek – robienie jednak czegokolwiek tylko dla potrzeby wykazania, że coś się zrobiło, przypomina historię spalenia biblioteki Aleksandryjskiej, a to na pewno nie jest wzór do naśladowania.
Zbigniew Rybak