Potrzebne, czy niepotrzebne? Przeżytek, czy wciąż potrzebna instytucja? Czy biura rzeczy znalezionych nadal spełniają swoją rolę i jak funkcjonują? – z tymi pytaniami zwróciliśmy się do kilku miast na prawach powiatów.
Działalność biur reguluje Ustawa o rzeczach znalezionych z 20 lutego 2015 r. „Kto znalazł rzecz i nie zna osoby uprawnionej do jej odbioru lub nie zna jej miejsca pobytu, niezwłocznie zawiadamia o znalezieniu rzeczy starostę właściwego ze względu na miejsce zamieszkania znalazcy lub miejsce znalezienia rzeczy (właściwy starosta)” – głosi przepis.
Najwięcej pracy mają pracownicy biur rzeczy znalezionych w dużych miastach. W mniejszych ośrodkach ich pracownicy odnotowują niewiele zgłoszeń.
„Biuro rzeczy znalezionych nie spełnia już takiej funkcji jak dawniej. Społeczeństwo nie jest świadome, że w urzędach znajdują się referaty, które rejestrują zagubione przedmioty. Poszukują swoich zgub na portalach społecznościowych, które w dzisiejszych czasach mają znacznie większe zasięgi niż Biuletyn Informacji Publicznej oraz tablica ogłoszeniowa” – przekazał Serwisowi Samorządowemu PAP Andrzej Zazgórnik z Zespołu Prasowego Urzędu Miasta Piekary Śląskie.
Biuro rzeczy znalezionych w jego urzędzie w ciągu roku otrzymuje kilkanaście zgłoszeń. Obecnie na odbiór oczekuje około 37 przedmiotów. Znaczna część to odnalezione telefony.
„Składowanie nieodebranych rzeczy jest kłopotliwe zwłaszcza w przypadku rowerów, które zajmują znaczą część pomieszczenia, w którym są przechowywane. Pozostałe przedmioty z racji swoich niewielkich gabarytów nie zajmują wiele miejsca. Obecnie nie posiadamy nietypowych rzeczy czekających na odbiór. Znaczną część znalezionych przedmiotów stanowią telefony, które oczekują na odbiór nawet kilka lat. Z racji szybkiego tempa rozwoju elektroniki, ich wartość szybko maleje” – relacjonuje urzędnik.
Jak wyjaśnia, biuro rzeczy znalezionych w Piekarach Śląskich nie generuje dużych kosztów funkcjonowania, gdyż ilość prowadzonych spraw jest niewielka. „Koszty związane z jego prowadzeniem to głównie koszty rozsyłanej korespondencji zarówno do właścicieli, jak i znalazców oraz koszty związane z przechowywaniem” – podsumowuje Zazgórnik.
Zupełnie inaczej sytuacja wygląda w turystycznym Krakowie, gdzie przed pandemią przez biuro rzeczy znalezionych przechodziło około 2 tys. przedmiotów rocznie – poinformował kierownik biura prasowego Urzędu Miasta Dariusz Nowak.
„W czasach przedpandemicznych przez Miasto Kraków – miasto na prawach powiatu, przechodziło około 2000 rzeczy znalezionych rocznie. Osoby prywatne przekazują około 100 rzeczy rocznie, pozostałe rzeczy są rzeczami wartościowymi przekazywanymi przez zarządców różnych obiektów i komunikacji publicznej, po które nikt się nie zgłasza” – napisał w odpowiedzi na zapytanie Serwisu Samorządowego PAP.
Obecnie w depozycie Urzędu Miasta w Krakowie znajduje się około 1200 rzeczy. Jak wskazał, taka „mała liczba” wynika z faktu, że ustawowy okres ich przechowywania wynosi dwa lata i przypada to na czas trwania pandemii, gdzie mobilność społeczeństwa i ilość zgubionych rzeczy znacznie spadła.
„Ciekawe rzeczy to adapter szpulowy, szafa, łóżko oraz dwa koła samochodowe z felgami. Koszty przechowywania rzeczy obciążają miasto, które musi wygospodarować na ten cel magazyn i finansować jego utrzymanie” – podkreślił.
W ocenie Nowaka instytucja biura rzeczy znalezionych jest potrzebna i pełni ważną funkcję społeczną, chociaż – jak stwierdził - ze względu na specyfikę działalności dużych miast należałoby położyć większy nacisk na funkcjonowanie stanowisk rzeczy znalezionych u zarządców obiektów publicznych i komunikacji publicznej.
„Być może warto rozważyć uregulowanie ustawowe ich działalności i delegowanie tym instytucjom część kompetencji, przyznanych powiatom i miastom na prawach powiatu, aby wykluczyć konieczność przekazywania rzeczy na przechowanie do powiatów. Ma to przede wszystkim uzasadnienie ekonomiczne, bowiem rzeczy znalezione są niejako produktem działalności komercyjnej tych podmiotów (czyli pojawiają się niejako przy okazji działalności, przynoszącej zyski tym podmiotom)” – zaproponował.
Jego zdaniem przeniesienie kosztów obsługi rzeczy znalezionych na te podmioty mogłoby odciążyć i samorządy, i podatników.
„Podążając za najnowszymi trendami rozwoju Internetu, można zastanowić się nad wprowadzeniem w ustawie o rzeczach znalezionych alternatywnej możliwości wystawienia przez znalazcę ogłoszenia publicznego o znalezionej rzeczy, zamiast obowiązku zgłaszania znalezienia rzeczy do biura rzeczy znalezionych i oddawania jej na przechowanie. Mogłoby to dotyczyć drobnych rzeczy powszechnie gubionych jak telefon komórkowy, portfel i drobna kwota pieniężna np. do 1000 zł” – napisał kierownik biura prasowego Urzędu Miasta Krakowa Dariusz Nowak.
Według Aleksandry Bartoszewskiej z Wydziału Kultury, Promocji i Komunikacji Społecznej UM Włocławek konkretne miejsce w danym mieście, gdzie można zwrócić się z pytaniem o utraconą rzecz, jest przydatne. „Nie wszyscy, szczególnie starsze osoby, korzystają z Internetu i sieci społecznościowych” – wyjaśniła.
Rocznie do dwóch biur rzeczy znalezionych – jednego dla miasta, zaś drugiego dla obszaru powiatu włocławskiego – zgłasza się ok. 100 osób, które przynoszą takie rzeczy. Najczęściej są to klucze, telefony i dokumenty.
„Około 60 proc. odnajduje swojego właściciela. W naszych magazynach pozostaje nieodebranych około 40 proc. depozytu (rzeczy), co do których, nie ma możliwości ustalenia ich właściciela” - napisała.
Te rzeczy, które nie odnajdują właścicieli, przechowywane są przez trzy lata. „Następnie wystosowujemy wniosek do włocławskiego Sądu Rejonowego, który orzeka likwidację depozytu i nakazuje przekazanie depozytu do Urzędu Skarbowego” – poinformowała Bartoszewska.
We Wrocławiu biuro rzeczy znalezionych otrzymuje codziennie ok. 30 telefonów od osób, które utraciły swoją własność. Rejestruje ono zarówno rzeczy przyniesione przez osoby fizyczne, jak i dostarczone przez instytucje. Liczba rzeczy dostarczanych jednorazowo przez instytucje potrafi wynieść nawet 100 sztuk – przekazał Grzegorz Rajter z Wydziału Komunikacji Społecznej Urzędu Miejskiego.
„Każda z tych rzeczy podlega weryfikacji, ocenie, wycenie, a następnie podjęciu decyzji o przyjęciu bądź odmowie przyjęcia do Biura Rzeczy Znalezionych zgodnie z zapisami art. 12 ust. 4 ustawy +Właściwy starosta może odmówić przyjęcia rzeczy, której szacunkowa wartość nie przekracza 100 złotych, chyba że jest to rzecz o wartości historycznej, naukowej lub artystycznej+” – napisał.
Obecnie w tamtejszym biurze rzeczy znalezionych znajduje się 658 depozytów. Ponad 400 pochodzi jeszcze z roku 2019 i 2020.
jjk