Mamy już sygnały, nadchodzące z całej Polski, że w tej chwili zaczyna brakować pieniędzy. To nie tylko „sławny” już Bodzentyn, ale i wiele innych miast na Śląsku przyznaje, że ze względu na brak środków przestano opłacać ZUS. Reasumując, myślę, że dopiero zobaczymy, jak sytuacja będzie się kształtowała w praktyce – mówi w rozmowie z Serwisem Samorządowym PAP prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz.
Sławomir Broniarz odniósł się do nowego sposobu finansowania oświaty. Jego zdaniem to jeszcze za wcześnie, by móc osądzić, czy zaproponowane rozwiązania się sprawdzą. Za konieczne uznał dalsze rozmowy o podwyższeniu wynagrodzeń nauczycielskich. W opinii prezesa ZNP to właśnie czynniki ekonomiczne są odpowiedzialne za odpływ nauczycieli z zawodu.
Serwis Samorządowy PAP: Nowy sposób finansowania oświaty został zaopiniowany negatywnie przez stronę samorządową. Czy Pan podziela tę opinię?
Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego: To zdecydowanie za wcześnie, by można było mówić o pogłębionej opinii w tej sprawie. Nie ulega jednak wątpliwości, że to może być duży problem w dwóch obszarach. Po pierwsze ekonomicznym, bo rzeczywiście nie wiemy jakie mogą być faktyczne niedomagania finansowe po stronie samorządów w zakresie edukacji. Drugi problem ma z kolei charakter pr-owy, ponieważ samorządy mogą teraz powiedzieć, że edukacja jest wyłącznie ich kosztem i te jednostki, które do tej pory dosyć oszczędnie wydzielały pieniądze na edukację będą podzielać tę linię. Mamy już sygnały, nadchodzące z całej Polski, że w tej chwili zaczyna brakować pieniędzy. To nie tylko „sławny” już Bodzentyn, ale i wiele innych miast na Śląsku przyznaje, że ze względu na brak środków przestano opłacać ZUS. Reasumując, myślę, że dopiero zobaczymy, jak sytuacja będzie się kształtowała w praktyce. Jak na razie rząd zadeklarował 104 mld zł na oświatę, a więc o wiele więcej niż dotychczas. Teraz czekamy na realizację płac po stronie samorządów, bo przecież nie tylko pokrycie płac nauczycieli leży w ich gestii.
Pieniędzy na oświatę przekazywanych przez rząd rzeczywiście jest więcej, samorządy wciąż mówią jednak o kilkunastu miliardach niedoboru. A to przecież poza wynagrodzeniami również utrzymanie infrastruktury szkolnej. Co można zrobić, by uzdrowić tę sytuację?
S.B.: Chciałbym wierzyć, że ktoś, kto kalkulował wydatki na oświatę na poziomie 104 mld zł zrobił to w sposób rzetelny, oceniając wszelkie wydatki, które są po stronie samorządów. Również te, które są zadaniami własnymi samorządów, jak dowożenie do szkół czy edukacja przedszkolna. Jednak moja wiedza w tym zakresie opiera się wyłącznie na informacjach przekazywanych przez resort edukacji. Podzielam pani pogląd, że wiele elementów leżących w gestii samorządów znacznie odczuje postępujący wzrost cen i będziemy mieć do czynienia z niedoborami pieniędzy. Pytanie, czy spowoduje to efekt zmniejszenia środków na edukację vs. wzrost kosztów, czy też będą inne okoliczności, które będą powodować, że tych pieniędzy będzie brakowało. Mówiąc o innych okolicznościach mam na myśli przeznaczenie wydatków na edukację na inne cele.
Decydowanie o sieciowaniu szkół powinno być kompetencjami samorządów?
S.B.: Oczywiście sytuacja demograficzna jest dramatyczna i z każdym rokiem będzie coraz gorzej. Może ten rok nie jest jeszcze taki zły, ale jeśli pomyślimy o kolejnych rocznikach to naprawdę wieje grozą. Z drugiej strony oddanie decydowania o sieciowaniu szkół w ręce samorządów moim zdaniem doprowadziłoby do urynkowienia edukacji. Oczywiście samorządy znalazłyby się pod silną presją środowisk rodzicielskich, ale nie jestem zwolennikiem oddania pełni władzy w tym zakresie w ręce samorządów. Podzielam pogląd ministerstwa, że musi być pewna kontrola kuratorów oświaty. My musimy pamiętać, że na końcu tego procesu jest dziecko. To nie jest tylko kwestia wiązana z logistyką. To także wychowanie, zapewnienie mu transportu, żeby nie wstawało o 5 rano do szkoły. Wychodzę z założenia, że doświadczenie, które mamy z siecią szkół każe nam bardzo ostrożnie podchodzić do tego procesu.
Podczas Zjazdu Delegatów ZNP w tym roku rząd przychylał się do postulatu podwyżek dla nauczycieli, rzeczywistość okazała się być nieco inna. Jest pan rozczarowany?
S.B.: Przede wszystkim, w odniesieniu do prognozy na rok 2025 nie używałbym słowa podwyżka. To jest tylko waloryzacja i to okrojona. Związek stoi na stanowisku, że istnieje absolutna potrzeba rozmowy z Ministerstwem Edukacji Narodowej na temat podniesienia wskaźnika z 5 proc. do wyższego pułapu. Rada Dialogu Społecznego z udziałem wszystkich central związkowych wypowiedziała się w sprawie wzrostu płac na poziomie 15 proc. To jest przestrzeń, w której powinniśmy mieć możliwość negocjowania, ponieważ utrzymanie wskaźnika na poziomie 5 proc. będzie – szczególnie dla nauczycieli początkujących – oparciem naszych wynagrodzeń o płacę minimalną. Jeżeli nie zwiększymy rozpiętości między płacą zasadniczą nauczyciela początkującego a nauczyciela mianowanego to powrócimy do tych bardzo emocjonalnych wydarzeń z wiosny tego roku. Jednym z podstawowych powodów odchodzenia z zawodu jest czynnik ekonomiczny. Płaca i warunki pracy – to dwie przesłanki, z powodu których nauczyciele decydują się na odejście z zawodu.
Związek przygotował inicjatywę obywatelską, która od 25 stycznia br. nie jest procedowana. Na zjeździe delegatów ZNP premier powiedział, że zrobi wszystko, aby przyspieszyć tę sprawę ale cały czas czekamy na reakcję przewodniczącej Komisji ds. Edukacji, Nauki i Młodzieży. Póki co w tej sprawie nic się nie dzieje, co nie oznacza, że zrezygnowaliśmy z tego postulatu.
Ministra edukacji wielokrotnie zaznaczała w ostatnim czasie, że podnoszenie prestiżu zawodu nauczyciela to też jedno z głównym zdań na najbliższy czas
S.B.: Jeśli mówimy o skomercjalizowanym świecie, który nas otacza, to niestety elementem wartościującym człowieka jest przede wszystkim to ile on zarabia. Jeżeli przez pryzmat ekonomii patrzymy na jego miejsce pracy, to edukacja nie jest miejscem pracy, które młodemu człowiekowi gwarantowałoby wzrost wynagrodzeń i w miarę stabilną ekonomicznie karierę zawodową. Na pewno pewnym krokiem do przodu jest to, co kilka dni temu zostało powiedziane w Ministerstwie Edukacji Narodowej, jeśli chodzi o porządkowanie innych obszarów związanych ze statusem zawodowym nauczyciela i rozpoczęcie konkretnych działań od stycznia br. Pani minister zapowiedziała zmiany dotyczące m.in. procedury awansu, komisji dyscyplinarnej, urlopów. To jest coś, co daje nadzieję na to, że porządkowanie statusu zawodowego nauczyciela w różnorodnych obszarach prawnych będzie postępowało zdecydowanie szybciej niż do tej pory, natomiast podstawową kwestią, którą trzeba rozstrzygnąć są finanse.
ZNP zgłosił postulat dotyczący odmrażania pensji nauczycieli podczas trwającego postepowania dyscyplinarnego
S.B.: Zwróciliśmy uwagę, że jest wielu nauczycieli, którzy w tym procesie są poszkodowani. Iskierką nadziei są wypowiedzi ministra edukacji mówiące o tym, że więcej spraw, w tym również postępowanie dyscyplinarne, trzeba sprowadzić do poziomu kuratorów. Z drugiej strony nie możemy pomijać faktu, że jeśli komisja dyscyplinarna znajdzie się w trudnym położeniu to będzie robiła wszystko, by proces poszedł w górę. Dla mnie rzeczą niezwykle ważną jest to, by jak najwięcej spraw było rozstrzyganych na poziomie szkoły.
mo/