Opowiadam się za tym, żeby rok 2025 był z jednej strony rokiem analiz, a z drugiej – poważnego potraktowania samorządów, dalszej decentralizacji i wycofania się ze wszystkich centralistycznych pomysłów, które były realizowane przez 8 lat władzy Prawa i Sprawiedliwości – powiedział marszałek województwa mazowieckiego Adam Struzik w wywiadzie dla Serwisu Samorządowego PAP.
W listopadzie korporacje samorządowe przekazały do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji pakiet propozycji zmian przepisów dotyczących jednostek samorządu terytorialnego. Czy Pana zdaniem jest to dobry moment na rozmowę o reformie samorządów?
Jest kilka aspektów tej sprawy. Pierwszą – myślę, że najważniejszą, którą należy pilnie rozstrzygnąć –jest kwestia dwukadencyjności wójtów, burmistrzów i prezydentów. To jest absolutny priorytet. Tę zasadę wprowadzono w 2018 roku niezgodnie z Konstytucją i dzisiaj wójtowie, burmistrzowie i prezydenci mają duże poczucie niepewności. Przepis, który ogranicza możliwość kandydowania tylko na dwie kadencje, jest niezgodny z Konstytucją, narusza zarówno bierne, jak i czynne prawo wyborcze, dlatego ta kwestia powinna być natychmiast załatwiona. Uważam, że jest to do zrobienia praktycznie jednym aktem prawnym. Natomiast jest cały pakiet spraw, który trzeba będzie rozwiązać, zaczynając od dochodów jednostek samorządu terytorialnego. Jest oczywiście nowa ustawa, ale dopiero w praktyce sprawdzimy, jak wpłynie na wydolność finansową i możliwości realizacji wszystkich zadań publicznych przez samorządy. I tutaj z nadzieją patrzymy na zapowiedź ministra finansów dotyczącą przeglądu wprowadzonego prawa i ewentualnych korekt w 2026 roku. Drugi bardzo ważny obszar to wycena zadań, które są zlecone przez administrację rządową do realizacji samorządom. Ten problem od lat nie został załatwiony, dlatego że nie ma wyceny tych zadań. Ciągle jesteśmy w sporze, niezależnie od tego, jaki mamy rząd. Liczę, że dojdzie wreszcie do realnej wyceny tych zadań. Trzeci obszar, który moim zdaniem jest bardzo trudny, to kwestia finansowania szpitali. Dzisiaj zadłużenie szpitali to ponad 22 miliardy złotych. W dalszym ciągu nie został podpisany Plan Finansowy Narodowego Funduszu Zdrowia na 2025 rok, więc obawiam się, że będziemy mieli dalej problemy z funkcjonowaniem tej newralgicznej części ochrony zdrowia.
W pakiecie propozycji przekazanych do resortu spraw wewnętrznych i administracji znalazły się zapisy przywracające kompetencje samorządom. Które kwestie należałoby rozwiązać w pierwszej kolejności?
Jest szereg kompetencji, które powinny wrócić do samorządów. Wiele uprawnień im odebrano, na przykład wojewódzkie fundusze ochrony środowiska. W 2016 roku samorządom wojewódzkim odebrano zarządzanie tymi funduszami i tak naprawdę scentralizowano je tworząc „parabudżety rządowe”. Jest tutaj olbrzymi opór i nie wiem, z czego on wynika. Kiedy przywódcy partii opozycyjnych w 2023 roku podpisywali w Senacie pakt i porozumienie, to wprost ujęli tam kwestię zwrotu samorządom utraconych uprawnień, takich jak wojewódzkie fundusze ochrony środowiska czy ośrodki doradztwa rolniczego. Liczę, że to jednak zostanie zrealizowane, może jeszcze nie w tym roku, ale w najbliższej przyszłości.
Tych problemów jest więcej. Trzeba przejrzeć Kodeks wyborczy i oprócz kwestii dwukadencyjności uporządkować sprawy dotyczące chociażby okręgów wyborczych. Sam kodeks wymaga analizy i uaktualnienia nie tylko w kwestii wyborów do jednostek samorządu terytorialnego, ale też do Sejmu. Mamy w tej chwili zjawisko nierównej reprezentacji. Norma przedstawicielska jest zaburzona, niektóre okręgi wyborcze mają znacznie mniej wyborców, niż to wynika z obecnej liczby miejsc w Sejmie. Wymaga to analizy i pilnego poprawienia. Odebrano samorządom możliwość kreowania okręgów wyborczych na rzecz komisarzy wyborczych, co moim zdaniem również było błędem. Generalnie kwestie wyborcze wymagają przejrzenia i uszczegółowienia.
Tak więc mamy tych spraw sporo i wydaje mi się, że po roku funkcjonowania nowego parlamentu i rządu przychodzi czas pilnego przeglądu i podjęcia w roku 2025 decyzji. Jeśli znowu będziemy z tym czekali, to pojawią się takie argumenty, że już są następne wybory, że poczekamy, zobaczymy, jak będzie po wyborach. Opowiadam się za tym, żeby rok 2025 był z jednej strony rokiem analiz, a z drugiej – poważnego potraktowania samorządów, dalszej decentralizacji i wycofania się ze wszystkich centralistycznych pomysłów, które były realizowane przez 8 lat władzy Prawa i Sprawiedliwości.
Mówimy o decentralizacji funduszy ochrony środowiska i ośrodków doradztwa rolniczego. Czy również Wody Polskie powinny być w tym procesie brane pod uwagę?
Z Wodami Polskimi jest duży problem i uważam, że tu trzeba postępować bardzo ostrożnie, dlatego że to jest taka dziedzina, w której jesteśmy świadkami naprzemiennych okresów suszy z kataklizmami i powodziami. Takie ciągłe zmiany władztwa nad poszczególnymi ciekami wodnymi mogą być też niebezpieczne, bo to kwestia odpowiedzialności za urządzenia hydrotechniczne, za obwałowania. Byłbym więc ostrożny z takim prostym zwrotem. Poza tym ten proces przekazywania kompetencji i dokumentacji już się dokonał i teraz trzeba by na nowo przyjrzeć się temu, czym powinny się zajmować samorządy. Myślę, że mała retencja powinna wrócić do samorządów, ale już na przykład kwestie bezpieczeństwa dużych rzek czy newralgicznych budowli hydrotechnicznych powinna być w rękach państwa. Tak generalnie bym scedował na samorządy i przekazał zarządzanie gromadzeniem wody w sensie małej i średniej retencji, natomiast wszystkie inne ważne i duże zadania pozostawiłbym w rękach państwa.
Samorządy oczekują przywracania kompetencji, tymczasem pojawił się projekt założeń do ustawy medialnej, w której pewne uprawnienia mają być samorządom odebrane. W projekcie wprost napisano o wprowadzeniu zakazu działalności medialnej dla samorządów. Strona samorządowa w wielu stanowiskach z dużym oburzeniem podeszła do projektu ministerstwa kultury. Jakie jest Pana zdanie na ten temat?
Pomysły są absurdalne, dlatego że zrównują biuletyny czy wydawnictwa o charakterze informacyjnym wydawane przez samorządy gminne, powiatowe i wojewódzkie z prasą niezależną, a to są zupełnie dwa odrębne światy. Próbuje się udowodnić, że wydawanie takich informatorów, jak je świadomie nazywam, choć one czasami mają formę gazetek, biuletynów czy magazynów, to nie jest wolna prasa. To jest po prostu obowiązek wynikający z potrzeby przekazywania obywatelom informacji o działalności samorządu. Ta prasa oczywiście nie powinna prowadzić działalności komercyjnej. Nie powinna na przykład mieć możliwości płatnych ogłoszeń, bo wtedy rzeczywiście zaburzałoby to rynek medialny. Natomiast uważam, że pozbawianie możliwości funkcjonowania czy to biuletynów, czy nawet internetowych rozgłośni radiowych, czy możliwości prezentowania swoich stanowisk w formie obrazu lub dźwięku, jest nieporozumieniem. W ogóle mnie dziwi, że akurat to jest jednym z największych problemów. Uważam, że ponieważ mamy do czynienia z olbrzymim kryzysem prasy lokalnej, widzimy odejście od czytelnictwa szczególnie prasy drukowanej, to trzeba pomóc mediom lokalnym. Opowiadam się za tym i takie stanowisko podjął Konwent Marszałków Rzeczypospolitej Polskiej. Jesteśmy za stworzeniem specjalnego funduszu wsparcia dla mediów lokalnych, w którym mogłyby w drodze konkursów liczyć na wsparcie ze strony państwowej. Tak jest zresztą w wielu krajach Unii Europejskiej, więc to nie jest tylko nasz pomysł. Natomiast ograniczanie możliwości informowania naszych obywateli o tym, co my robimy, jest po prostu bez sensu. Żadna prasa tego nie zastąpi. Nie ma takiej prasy, która by się interesowała życiem każdej gminy, powiatu, województwa, bo to jest po prostu nierealne. Prasa, nawet lokalna, interesuje się tym, co jest najbliżej ludzi, natomiast musi z czegoś żyć, zarabiać, więc musi mieć oferty, reklamy i nie powinno się tego utożsamiać z informowaniem.
Wspomniał Pan, że w przypadku mediów lokalnych możemy czerpać z rozwiązań stosowanych w krajach Unii Europejskiej. Pozostańmy więc przy tematach unijnych i gorącym temacie, jakim jest ostatnio polityka spójności. W obecnej perspektywie bezpośrednio do województw trafiły rekordowe środki z Unii Europejskiej, natomiast może to być ostatni taki budżet. Czy Pan jako członek Komitetu Regionów będzie podejmował działania, by polityka spójności pozostała w dotychczasowym kształcie?
Zbliżamy się do nowej perspektywy finansowej na lata 2028–2034 i zawsze jak jest nowy Parlament Europejski, nowa Komisja Europejska i nowa perspektywa finansowa, to zaczynają się dyskusje o tym, na jakich zasadach polityka spójności ma być realizowana. Polityka spójności to fundamentalna polityka Unii Europejskiej, obok wspólnej polityki rolnej. Przez świadome kierowanie strumieni pieniędzy, wsparcie dociera do wszystkich kategorii regionów. Polityka spójności do tej pory była oparta właśnie o tę strukturę regionalną. W Polsce jest to na poziomie województw, my zarządzamy około 40 procentami tych funduszy w ramach polityki spójności i uważamy, że ta zasada powinna być utrzymana. Realizacja tak zwanego Programu Odbudowy Europy, w którym Polska jest dużym beneficjentem Krajowego Programu Odbudowy, spowodowała u niektórych urzędników unijnych takie myślenie, że najprościej jest przekazać pieniądze na poziom krajowy i niech kraje członkowskie się martwią. W przypadku małych krajów członkowskich, takich jak chociażby Malta czy Cypr, jest to nawet zrozumiałe, bo trudno sobie wyobrazić, żeby tam jeszcze niżej te decyzje zapadały. Natomiast w przypadku krajów średnich i dużych nie można wszystkich zasad wyrównywania rozwoju kreować na poziomie centralnym. Jest to po prostu nierealne i niemożliwe. Opowiadamy się za tym, żeby w dalszym ciągu ten element regionalny, wynegocjowany nie tylko z rządami krajowymi, ale też z władzami Unii Europejskiej, był kontynuowany.
Inny temat to wysokość tych środków. W związku z problemami dotyczącymi bezpieczeństwa, obronności trwają dyskusje o tym, czy części pieniędzy z polityki spójności nie zabrać i nie skierować na inne ważne cele. W mojej ocenie to byłby błąd. Budżet Unii Europejskiej jest na poziomie około jednego procenta całego PKB unijnego, więc tutaj trzeba znaleźć nowe źródła dochodów. Zresztą poszukiwanie takich źródeł dochodów ciągle trwa i elementy obronne czy bezpieczeństwo powinny być realizowane z dodatkowych środków. Nie można polityki spójności rozdrobnić i powiedzieć, że na przykład kwestie obronne czy kwestie katastrof mają być finansowane z tej samej puli. Jest jeszcze wspólna polityka rolna, dopłaty bezpośrednie. W tej kwestii również nie można szukać oszczędności kosztem polityki spójności. Natomiast jeżeli chodzi drugi filar, czyli rozwój obszarów wiejskich, tutaj te wzajemne przepływy środków następują.
Czyli w tej kwestii samorządowcy mogą liczyć na wsparcie polityków?
Podobne zdanie ma zdecydowana większość polityków szczebla lokalnego i regionalnego. Ostatnio mieliśmy wspólne posiedzenie komisji Komitetu Regionów, która zajmuje się budżetem i polityką spójności, z Komisją Parlamentu Europejskiego zajmującą się rozwojem regionalnym. W tej kwestii przedstawiciele Parlamentu Europejskiego również mają podobne zdanie. Wydaje mi się, że w tej chwili mamy do czynienia z próbami narzucania takiej narracji przez brukselską biurokrację, że wygodniej dla niej byłoby dać koperty krajowe i mieć dużo mniej zmartwień, ale tak się nie da zrobić. W tych ponad 260 regionach europejskich mamy zupełnie inne sytuacje dochodowe i rozwojowe, które trzeba rozpatrywać indywidualnie.
Rozmawiała Monika Rozalska
mr/