Na 397 wniosków o zmianę taryfy za wodę i ścieki Wody Polskie zaakceptowały dotychczas tylko 23 wnioski. Jak wyjaśnił wiceprezes Wód Polskich, głównym powodem decyzji negatywnych jest „błędne przedstawienie czynników wzrostowych”, które nie spełniają warunków trybu szczególnego.
W środę, 27 września odbyło się posiedzenie Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego, które zdominowała dyskusja na temat nowych taryf za wodę i ścieki.
Wiceprezes Wód Polskich Paweł Rusiecki poinformował, że w 2022 r. do regulatora wpłynęło 397 wniosków o skrócenie i zmianę dotychczasowych taryf za wodę i ścieki w trybie z art. 24j ustawy o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę i odprowadzani ścieków (tryb szczególny umożliwiający skrócenie 3-letniej taryfy). Rusiecki wskazał, że 23 wnioski zostały zatwierdzone pozytywnie przez Wody Polskie, z tego 10 samorządów dokonało dopłaty do ceny.
Wiceszef Wód Polskich wyjaśnił, że w „głównej mierze decyzje negatywne nie zatwierdzające nowych taryf, oparte są na błędnym przedstawieniu czynników wzrostowych, które nie mieszczą się w trybie 24j, a tym samym cały wniosek taryfowy, który jest później oceniany, ma opinię negatywną”.
Rusiecki podkreślił, że wspomniany tryb z art. 24j jest trybem szczególnym. „Ustawodawca założył, że taryfa jest zatwierdzana na trzy lata, po to między innymi, żeby odbiorca wiedział, ile go będzie kosztować woda. Tryb 24j może uwzględniać tylko te elementy, które przedsiębiorstwo w ramach trybu 24b, czyli standardowego zatwierdzania taryf, nie mógł uwzględnić. Energia jest jednym z kluczowych elementów i akceptowalnym w trybie 24j” – tłumaczył Rusiecki.
Wiceszef Wód Polskich zwrócił uwagę, że regulator, sprawdzając złożone wnioski, przeanalizował koszty, jakie zostały zatwierdzone w ramach kosztów energii w taryfach w 2021 r. Jak zauważył, był to koszt 1,5 mld zł wszystkich kosztów energii we wszystkich 2,6 tys. przedsiębiorstwach wodno-kanalizacyjnych w zatwierdzonych taryfach. Kolejną pozycją, jaką poddano analizie były podatki i opłaty dzierżawne, które również wyniosły blisko 1,5 mld zł rocznie.
„Z tych wniosków, które wpłynęły do Wód Polskich, oszacowaliśmy, że średni wzrost energii to jest 131 proc. Jeśli byśmy przyjęli, że 1,5 mld zł to są koszty z 2021 r. i byśmy zwiększyli o wskaźnik 1,31, to wychodzi nam kwota ok. 2 mld zł dodatkowo” – tłumaczył Rusiecki.
Tymczasem, jak mówił wiceprezes, branża wodno-kanalizacyjna oszacowała koszty podwyższenia energii na 9-12 mld zł. „Ja nie wiem, skąd takie kwoty się biorą” – mówił Rusiecki.
Jego zdaniem podobne wnioski wyciągnięto po analizie kosztów energii w kosztach bezpośrednich. „Widzimy, że duży wzrost kosztów jest w obszarze przedsiębiorstw średniej wielkości. To nie są takie wzrosty, o których słyszymy w mediach, że są na poziomie 50 proc.” – tłumaczył wiceprezes.
W odpowiedzi prezydent Sopotu Jacek Karnowski zaproponował, że samorządy zamrożą ceny wody jeśli rząd zrobi to samo z cenami energii. „Nikt nie jest kamikadze, żeby robić niepotrzebną podwyżkę cen wody, żeby sobie wypłacać dywidendy. Mam propozycję, jeśli strona rządowa zamrozi ceny prądu i ceny ciepła, to my zamrozimy ceny wody” – powiedział Karnowski.
Prezydent Sopotu zwrócił uwagę, że ok. 15 proc. taryfy za wodę stanowi cena prądu. Tymczasem, jak zauważył, prąd drożeje o kilkaset procent.
„Proponując taryfy na trzy lata, nikt nie spodziewał się, że ceny prądu skoczą o 300-700 proc. Jeżeli teraz będziemy mieli kształtować je na trzy lata i nie będą możliwe zmiany, to stoimy pod ścianą. Musimy te ceny podnieść tak, żebyśmy w tych trzech latach się zmieścili. Dyskusja o tym, czy to jest nadzwyczajna sytuacja, czy nie, w czasie gdy inflacja wynosi kilkanaście procent, a inflacja prądu kilkaset, jest błędna” – mówił Karnowski.
Wypowiedź wiceszefa Wód Polskich skrytykował też Marek Wójcik z ZMP. „Co musi się jeszcze zdarzyć więcej, co ma wymiar szczególny, niż katastrofa pandemii Covid-19 i wojna za naszą wschodnią granicą? Co musiałoby się jeszcze zdarzyć, żebyście uznali, że jest to sytuacja szczególna? Nie przyjmujemy argumentów, że nie mamy sytuacji szczególnej” – przekonywał ekspert ZMP.
Burmistrz miasta Kowal i wiceszef Unii Miasteczek Polskich Eugeniusz Gołembiewski podkreślił, że w związku z inflacją i kryzysem energetycznym mniejsze samorządy znalazły się w szczególnie trudnej sytuacji. Wskazał, że w zarządzanej przez niego gminie gospodarka wodno-ściekowa zużywa 45 proc. energii konsumowanej przez miasto.
„Dlatego jeśli zostanie utrzymana cena za energię, która wynika z przetargu, będziemy musieli dołożyć do niej 1,6 mln. Podwyżka płacy minimalnej przy ponad 100 pracownikach to kolejny 1 mln zł. Mam już 2,6 mln, plus wzrost kosztów obsługi kredytów inwestycyjnych, no i całe 2,9 mln zł, które gmina dostała zostanie skonsumowane” – wyliczał Gołembiewski.
kz/ mp/