Marszałek województwa podlaskiego przez kilka miesięcy nie składał oświadczenia o pracy swojej żony w miejskiej spółce, bo... nie wiedział, że ma taki obowiązek! Zrobił to dopiero po tym, gdy zaczęliśmy interesować się sprawą. Gdyby nie złożył dokumentu, straciłby stanowisko - wczoraj mijał bowiem ostateczny termin.
Jak czytamy w "Gazecie Współczesnej", Żona marszałka Jarosława Dworzańskiego z PO pracuje w Miejskim Przedsiębiorstwie Energetyki Cieplnej w Białymstoku. To spółka miejska, której prezesem jest Bartosz Bezubik, członek lokalnych struktur PO.
- Rzeczywiście, Alicja Dworzańska od kilku miesięcy pracuje u nas jako specjalistka - przyznaje Bezubik. Nadzór nad spółką sprawuje Urząd Miejski, na którego czele stoi prezydent związany z PO.
- Ja nie ukrywam, że moja żona od listopada pracuje w MPEC-u. Wpisałem to nawet do rejestru korzyści - wyjaśniał w czwartek Dworzański.
- A złożył pan obowiązkowe oświadczenie o działalności gospodarczej z informacją, że żona pracuje w spółce należącej do samorządu?
- Nie - przyznał marszałek.
Tymczasem za niezłożenie takiego oświadczenia w ciągu 30 dni od zatrudnienia małżonka w spółce komunalnej grożą poważne konsekwencje. Gdyby Dworzański był zwykłym radnym, za to niedopełnienie obowiązków zabrano by mu tylko dietę. Ale jako marszałek powinien stracić stanowisko. Sejmik musiałby go odwołać. Przepisy nie zostawiają tu żadnych wątpliwości.
Marszałek zadziałał szybko. Godzinę później, tuż przed zamknięciem Podlaskiego Urzędu Wojewódzkiego, poinformował, że jego oświadczenie jest już u wojewody. Formalności zostały więc dopełnione. Kolejna zmiana władz województwa na razie nam nie grozi.
Źródło: "Gazeta Współczesna"