Samorządy za rzadko otwierają się na współpracę, ograniczając się do myślenia w kategorii własnego budżetu i granic - twierdzi dr Janina Kowalik
Polskie samorządy rzadko otwierają się na współpracę, ograniczając się do myślenia w kategorii własnego budżetu i granic - uważają eksperci. Taką sytuację mogą jednak zmienić fundusze unijne - dodają.
Dr Janina Kowalik z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach, która zajmuje się m.in. problematyką funkcjonowania polskich samorządów, uważa, że trudności w dzieleniu się kompetencjami widać dobrze na przykładzie infrastruktury.
Podała prosty przykład: droga kończy się w pewnym momencie, bo właśnie w tym miejscu kończy się powiat czy gmina.
- Z punktu widzenia finansów publicznych jest to oczywiste, ale organizacyjnie można było to zrobić zupełnie inaczej - oceniła. Wystarczyłoby - dodała - jedynie przemyśleć wspólne działania z sąsiednią gminą. "Tylko i aż, bo takie zjawiska praktycznie nie występują, i to jest strasznie przykre" - powiedziała.
Zdaniem Kowalik główną przeszkodą we współpracy jest właśnie urzędniczo-administracyjne myślenie w kategoriach budżetu: "mój budżet i będę go realizował samodzielnie w ramach swojej gminy" - dodała.
Dlatego - oceniła - potrzebne są rozwiązania upraszczające niektóre procedury, choćby w dziedzinie zamówień publicznych.
Prawo umożliwia łączenia się małych gmin, co w wielu przypadkach byłoby racjonalne, choćby ze względów ekonomicznych. Kowalik zwraca jednak uwagę, że trudno nakazywać takie rozwiązanie wyznaczając np. kryteria liczby ludności.
- Nie można bowiem odebrać samorządu społeczności, która raz otrzymała taką formę organizacji - podkreśliła.
Socjolog zwraca uwagę na pierwszy w Polsce przykład takiej fuzji. Jej zdaniem casus Zielonej Góry i połączenie miasta z gminą wiejską to ciekawe zjawisko, w którym ktoś ogranicza własną władzę. "Jak sądzę - dla dobra mieszkańców" - oceniła.
"Ktoś przemyślał, że będzie się to opłacało. To daje też profit choćby w postaci 5 proc. wzrostu przychodów z podatku PIT w dochodach własnych gminy" - zauważa Kowalik.
W ostatnich latach w Polsce samorządy współpracowały np. w ramach tzw. grup zakupowych polegających na wspólnym "hurtowym" nabyciu np. energii elektrycznej przez sąsiadujące ze sobą gminy.
"W przypadku energii elektrycznej to oszczędności rzędu kilku milionów rocznie" - oceniła Kowalik. Zaznaczyła jednak, że idea takiej współpracy pojawiła się głównie dzięki ofertom firm sprzedających energię elektryczną. Jest to zatem "czynnik zewnętrzny", a nie idea rodząca się między samorządami.
Jak zauważyła socjolog, ten model współpracy zupełnie nie wychodzi np. w kwestii zimowego utrzymania dróg, choć byłoby to proste rozwiązanie. "Patologicznie wygląda sytuacja, w której mamy miasto i sąsiednią gminę wiejską o tej samej nazwie, gdzie obowiązują różne standardy utrzymania" - powiedziała.
Są jednak inne, pozytywne przypadki kooperacji samorządów, nawet tych najwyższego szczebla. Mowa o czterech województwach - świętokrzyskim, małopolskim, podkarpackim i śląskim, które w ramach tzw. Południowej Grupy Zakupowej - nabyły 19 nowoczesnych pociągów za przeszło 280 mln zł. W najbliższych dniach pierwsze z nich wyjadą na tory, obsługując wyłącznie międzywojewódzkie połączenia.
- Bardzo potrzebne jest tutaj zaufanie. To wzajemne docieranie oczekiwań, obaw. W tym przypadku jedno z województw, czyli świętokrzyskie, wzięło na siebie rolę beneficjenta. Podpisaliśmy umowę partnerską, ale zawsze na barkach tego, kto składa ostateczny podpis, spada najwyższa odpowiedzialność. Ale udało się - powiedział PAP marszałek województwa świętokrzyskiego Adam Jarubas.
Wiele wskazuje na to, że samorządy w poszukiwaniu dodatkowego finansowania będą musiały w niedługiej przyszłości, częściej w taki sposób współpracować.
Według eksperta Business Centre Club, a wcześniej wiceministra rozwoju regionalnego Jerzego Kwiecińskiego nowa perspektywa unijna, która wprowadza takie mechanizmy jak Zintegrowane Inwestycje Terytorialne (ZIT) dedykowane całym zespołom gmin wokół dużych miast, może w dużym stopniu zmienić podejście do współpracy.
"Wspólne projekty i skoordynowane działania są tu oczywistym priorytetem" - powiedział. Jego zdaniem samorządy, liczące na dodatkowe finansowanie, muszą nauczyć się współpracować i osiągać kompromis np. w sprawach infrastrukturalnych. A takie rozwiązania premiuje Unia Europejska choćby w nadchodzącej perspektywie finansowej.
"Myślę, że to jest przyszłość, nie mówię tylko o ZIT-ach dedykowanych miastom i okolicznym gminom, ale o szerszych regionalnych rozwianiach, w ramach których mogą powstawać naprawdę duże i bardzo potrzebne inwestycje".
Przyznał, że to wyzwanie może stać się jednym z najważniejszych, z jakimi powinni zmierzyć się samorządowcy wybrani w nadchodzących wyborach. (PAP)