Aż 256 lat w Łodzi, 129 w Chorzowie i “tylko” 36 w Bydgoszczy - tyle zajmie włodarzom wymiana najbardziej trujących kopciuchów w zasobie komunalnym, jeśli utrzyma się obecne tempo. Fundacja SmogLab zapytała największe polskie miasta o to, czy dają przykład swoim mieszkańcom i pozbywają się najgorszej jakości urządzeń z własnego zasobu. Odpowiedzi nie są optymistyczne, jednak w nielicznych miejscach, gdzie gminy wymieniły kotły, poprawa jakości powietrza jest ogromna.
Fundacja SmogLab zapytała ponad 30 największych polskich miast o to, czy zlikwidowały najgorszej jakości urządzenia grzewcze z własnego zasobu. W przeważającej większości odpowiedzi nie napawają optymizmem - gminy nie dają przykładu i wymieniają najbardziej trujące urządzenia w powolnym tempie.
- Część z polskich miast nie tylko łamie prawo wynikające z wojewódzkich uchwał antysmogowych, które zakazują najbardziej emisyjnych pieców i kotłów, czyli kopciuchów, ale też wprost przyznaje, że nie wie ile kopciuchów znajduje się w ich własnych zasobach - komentuje Maciej Fijak ze SmogLabu, współautor raportu. Rekordzistą jest Łódź. - W jej zasobie znajduje się prawie 13 tys. najbardziej emisyjnych urządzeń, z czego część jest nielegalna już dzisiaj, a wszystkie będą nielegalne od 2026 roku, gdy wejdzie w życie kolejny etap uchwały antysmogowej - dodaje Fijak, zauważając, że “miasto zachowuje się, jakby nie przejmowało się ani przepisami, ani zdrowiem swoich obywateli: w ostatnich 4 latach tempo wymiany miejskich kopciuchów to 50 sztuk rocznie. Jeśli to tempo się utrzyma, to Łódź pozbędzie się trujących urządzeń dopiero za 256 lat”.
Wśród niechlubnych rekordzistów SmogLab wymienia też Chorzów, w którego mieszkaniach jest prawie 11 tys. pozaklasowych, nielegalnych kopciuchów, których wymiana przy obecnym tempie zajmie 129 lat. Również miasto Gdańsk, posiada aż 4 tys. nielegalnych, pozaklasowych urządzeń na paliwa stałe. Z kolei Częstochowa przy obecnym tempie pozaklasowych kotłów (ponad 1,5 tys. sztuk) pozbędzie się za 28 lat. - Nie zapominajmy też o Bydgoszczy. Miasto posiada w swoich zasobach olbrzymią liczbę ponad 5 tys. pozaklasowych urządzeń. Wszystkie z nich są nielegalne, a tempo ich wymiany wskazuje, że cały proces zajmie jeszcze 36 lat - podsumowuje Martyna Jabłońska ze SmogLabu, współautorka opracowania.
Po drugiej stronie antysmogowych działań są miasta, które zdecydowanie wykonały swoją pracę. Od Warszawy, w której zasobach zostało tylko 88 kopciuchów i Krakowa, który takich urządzeń w gminnych lokalach ma 80 (w obu przypadkach pozostałe urządzenia dotyczą lokali o nieuregulowanym statusie prawnym), po mniejsze miejscowości, takie jak Rybnik (woj. śląskie) któremu zostało 100 pozaklasowych urządzeń (miasto wymieniało ich ok. 300 rocznie w ciągu ostatnich 5 lat) i Skawinę, która do zera pozbyła się kopciuchów w zasobach komunalnych.
- Wszędzie, gdzie włodarze postawili na walkę o czyste powietrze, mieszkańcy mogą wziąć głęboki oddech. Kraków zmniejszył liczbę dni smogowych ze 132 do 31, Rybnik ze 134 do 23, a niewielka Skawina ze 160 dni z trującym powietrzem, zeszła do 16 - zauważa Jabłońska.
Autorzy raportu docenili też tych, którzy wciąż mają wiele wysokoemisyjnych urządzeń, ale systematycznie je wymieniają. Jednym z takich miast jest Wrocław, który z racji własnego zasobu kopciuchów, jest nazywany największym trucicielem w mieście. - Po wielu latach nacisku ze strony mieszkańców i organizacji pozarządowych, widać światełko w tunelu. Miasto odpowiedziało nam, że do końca 2027 roku pozbędzie się wszystkich kopciuchów. Jeszcze w tym roku ma ich zniknąć 1,6 tys., w 2025 roku - 1140, a w 2027 ostatnich 250 sztuk - wylicza Martyna Jabłońska. SmogLab docenił też działania Wałbrzycha (woj. dolnośląskie), który rocznie pozbywa się ponad tysiąca kopciuchów z własnego zasobu.
- Stworzenie odpowiednika programu "Czyste Powietrze", dedykowanego gminom i zasobowi komunalnemu;
- Publiczny rejestr gminnych kopciuchów i nakaz publikacji pełnego spisu liczby i rodzaju urządzeń znajdujących się w gminnych zasobach na stronach Biuletynów Informacji Publicznej;
- Kontrole Wojewódzkich Inspektoratów Ochrony Środowiska w gminach, które łamią lokalne przepisy antysmogowe;
- Zobowiązanie gmin do stworzenia własnych, mierzalnych i określonych terminowo strategii eliminacji najgorszej jakości urządzeń z gminnego zasobu.
W drugiej części raportu, SmogLab skupił się na sytuacji wokół programu Czyste Powietrze i zapowiadanych reform w przyznawaniu dotacji. Przypomnijmy: program został wstrzymany pod koniec listopada. Jako oficjalny powód podawano konieczność uszczelnienia systemu i rozładowania zatorów. Chwilę wcześniej SmogLab ustalił, że środki przeznaczone na dotacje są na wyczerpaniu.
Zdaniem fundacji, program można było naprawić bez jego zawieszania.
- Uniknęlibyśmy ogromnego zamieszania na wielu poziomach - od beneficjentów, przez gminy, po samych polityków odpowiedzialnych za zdrowie obywateli - komentuje Maciej Fijak. - Według naszych szacunków, przez pochopne zawieszenie programu nie zostanie zlikwidowanych nawet 100 tys. kopciuchów. Kierownictwo funduszu, zamiast spokojnej reformy, zafundowało wieloodcinkowy spektakl, który przynosi fatalne skutki: obywatele stracili budowane od wielu lat zaufanie do tego systemu wsparcia. Najbardziej martwi forsowana przez NFOŚiGW narracja dotycząca nadużyć. Tak, one się zdarzały - to pewne. Jednak według danych Funduszu dotyczyły jedynie 0,06% wniosków, czyli dokładnie 6 tysięcy z miliona. To oznacza, że ponad 99% wniosków było złożonych poprawnie, a z przekazu Funduszu można było zrozumieć, że jest dokładnie odwrotnie.
SmogLab zauważa, że na miesiąc przed ponownym otwarciem programu, wciąż jest więcej pytań, niż odpowiedzi. NFOŚiGW nie przedstawił nowego regulaminu Czystego Powietrza, a publikowane w mediach przecieki wskazują, że reforma nie rozwiązuje głównych problemów programu, takich jak ogrom biurokracji czy walka z firmami wyłudzającymi dotacje.
- Nie ma żadnych gwarancji finansowych, zapewniających trwałość tego programu, nie mówiąc o wieloletnim planie finansowym. Miesiąc przed ponownym uruchomieniem programu NFOŚiGW poinformował, że dopiero stara się o pieniądze. 10 mld złotych ma pochodzić z Europejskiego Banku Inwestycyjnego, jednak to kropla w morzu potrzeb. Przy średniej dotacji na poziomie 40 tys. zł pozwala na modernizację ok. 250 tys. domów. Domów oczekujących na takie inwestycje jest 10 razy więcej, bo ok. 2,5 mln - wylicza SmogLab. Zdaniem fundacji sytuacja “zbudowała w społeczeństwie ogólną niechęć do całego procesu wymiany kotłów przy użyciu państwowego wsparcia”.
Pełna wersja raportu przygotowanego przez Fundację SmogLab, znajduje się w TYM MIEJSCU.
Źródło informacji: Fundacja SmogLab