Mamy nasz własny system, który działa dobrze od siedmiu lat - mówi Michał Lorenc, wójt Jednorożca, gminy, która nie ogłosiła śmieciowego przetargu
- Boję się kontroli wojewody. Nie wiem, czy uda się nam utrzymać system, który działa dobrze od siedmiu lat - mówi Michał Lorenc, wójt gminy Jednorożec, która jako jedyna na Mazowszu nie zorganizowała przetargu na wywóz śmieci.
Serwis Samorządowy PAP: Dlaczego gmina nie zorganizowała przetargu na wywóz śmieci?
Michał Lorenc, wójt gminy Jednorożec: Nie zrobiliśmy tego, ponieważ nie mamy jednostki budżetowej ani spółki, która zajmuje się gospodarką odpadami komunalnymi. Usługę realizujemy samodzielnie w ramach struktur administracyjnych urzędu gminy.
Zdecydowaliśmy się wziąć na swoje barki to zadanie i wszystkie związane z tym uciążliwości, ponieważ jesteśmy jedną z najbiedniejszych gmin woj. mazowieckiego, a zależy nam, żeby mieszkańcy mieli satysfakcję z niższej stawki opłaty za śmieci.
Nasz system działa już od siedmiu lat i działa dobrze do dziś. Dzięki temu teraz nie ma u nas żadnego zamieszania związanego z wejściem w życie reformy, nie mamy sytuacji, żeby stara firma zabrała komuś kubły na śmieci. Mimo że w gminie są miejscowości z bardzo rozproszoną kolonijną zabudową, to mamy 100 proc. nieruchomości objętych systemem.
Dla organów nadzoru pozostajecie jedyną gminą, która nie zorganizowała przetargu na śmieci. Wojewoda mazowiecki już zapowiedział kontrolę. Ma Pan obawy?
- Oczywiście, że się boję. Zresztą tydzień temu wojewoda rozmawiał ze mną osobiście. Wyjaśniałem mu całą sprawę. Poinformowałem, że gdybyśmy mieli własną firmę usługową czy jednostkę gminną, najprawdopodobniej tak jak inne gminy przekształcilibyśmy ją w spółkę, która przystąpiłaby do przetargu. W obecnej sytuacji nie moglibyśmy wziąć udziału we własnym przetargu.
Jak wojewoda przyjął te wyjaśnienia?
- Był zdziwiony i zaskoczony. Nie wiedział, co z tym fantem zrobić, ale zapowiedział, że jego prawnicy zajmą się naszym przypadkiem i pomogą w wypracowaniu rozwiązania.
Czy to znaczy, że mamy lukę w ustawie?
- Wygląda na to, że ustawodawca nie przewidział, że znajdzie się gmina, która zechce wziąć to zadanie na swoje barki. Wygląda to trochę tak, jakby mieszkaniec, który ma wszystkie niezbędne uprawnienia budowlane, nie mógł sobie wybudować domu.
Rzeczywiście jest to dość uciążliwe, także dla mnie, bo zamiast koncentrować się na rozwoju gminy mam dodatkowe obowiązki związane z zarządzaniem tym przedsięwzięciem. Mieszkańcy gminy uznali jednak, że nie ma sensu, żeby firma prywatna zarabiała na naszych śmieciach, skoro zadanie może wykonać gmina.
Swego czasu odpadami zajmowała się u nas firma zewnętrzna wybrana w przetargu, ale zwyczajnie nie wywiązywali się dobrze z obowiązków. Na przykład śmieci były przywożone z innych obszarów na wysypisko gminne, firma nie zbierała odpadów z oddalonych kolonii. Dlatego po pewnym czasie radni wymusili na mnie rozwiązanie umowy.
Spodziewa się Pan stanowczych działań służb wojewody i kar?
- Oni wiedzą doskonale, że u mnie system działa dobrze, nie ma żadnego zamieszania, śmieciarki wyjechały, śmieci są odbierane, segregujemy odpady, w tym również u źródła, stawki opłat są niskie, a ludzie zadowoleni.
Niskie stawki to nie zawsze dobry wyznacznik, wojewoda chce w pierwszej kolejności sprawdzić właśnie te gminy, w których są one najniższe? System powinien się bilansować.
- To prawda. Tyle że celem firm jest wypracowanie zysku. My jako gmina jesteśmy zobowiązani do świadczenia usług na rzecz mieszkańców, dlatego mogliśmy zaproponować mieszkańcom niskie stawki – 4 zł od osoby za odpady zebrane selektywnie. A segregują wszyscy, bo mają odbiór za darmo. Dodatkowo rodziny wielodzietne, w przypadku trzeciego i kolejnych dzieci, są zwalniane z tej opłaty.
Natomiast nie wiem, czy uda się utrzymać ten nasz system. Nie wykluczam, że wybierzemy wykonawcę w drodze przetargu, jeśli okaże się, że w sąsiednich gminach firmy prywatne robią to lepiej i taniej.
Czytaj także: "Bez bałaganu. Na Mazowszu śmieci odbierane bez problemów"
mp/Serwis Samorządowy PAP