Rola burmistrza bywa podobna do ojca, który jako jedyny zdaje sobie sprawę z finansowych realiów rodziny – mówi Janusz Werczyński, burmistrz Marek
- Często rola burmistrza czy rady podobna jest do ojca, który jako jedyny zdaje sobie sprawę, jakie są realia finansowe rodziny. Wie na co ją stać, a na co nie – mówi Janusz Werczyński, burmistrz miasta Marki.
Co było najtrudniejsze w realizacji tak dużej inwestycji, jaką jest budowa kanalizacji sanitarnej w Markach?
Janusz Werczyński, burmistrz miasta Marki: - Najbardziej obawiałem się tego, że nie zdołamy zgromadzić takich środków, które pozwolą zaspokoić potrzeby całej naszej wspólnoty w tym zakresie. Ale okazało się, że ta obawa była najmniej uzasadniona. Udało nam się, oczywiście nie bez trudu, zebrać pieniądze na ten cel.
Po pierwsze, dzięki potencjałowi jaki został wypracowany przez Wodociąg Marecki, bo zdobył on swoją zdolność kredytową. My wyposażyliśmy wodociąg w kilkunastomilionowy majątek, w środki dedykowane tylko do budowy sieci kanalizacyjnej. Po drugie i najważniejsze, dzięki wsparciu w kwocie 73 mln zł, które uzyskaliśmy z Funduszu Spójności.
Natomiast największą trudnością okazał się krótki okres realizacji inwestycji. W ciągu trzech lat wybudowaliśmy ponad 150 km sieci kanalizacyjnych. Od 1998 r. do dzisiaj w Markach powstało 130 km sieci wodociągowej. Jeśli chodzi o kanalizację - przez te trzy lata problemy związane z organizacją robót nawarstwiły się.
Pojawiły się krytyczne głosy, okazało się, że wielu osobom zależało na tym, żeby utwierdzić w świadomości naszej społeczności poczucie, że coś się źle dzieje, a inwestycja nie tak powinna wyglądać.
Co najbardziej przeszkadzało krytykom tej inwestycji?
- Do dzisiaj wiele osób formułuje tezę, że budowa kanalizacji to dziury w jezdni, źle odtworzona nawierzchnia, i że to wszystko powinno wyglądać zupełnie inaczej. Powstała specjalna Komisja Infrastruktury, utworzona przez radę, której jeden z przedstawicieli powiedział w przypływie szczerości: „Nas te rurki pod ziemią w ogóle nie interesują. Nas interesują drogi”. Jednak oni wiedzą, że drogi w Markach są nienajlepszej jakości. Po budowie kanalizacji ich jakość się poprawiła. Ale nikt tego nie dostrzega.
Wiele osób dało sobie wmówić, że nawierzchnia wygląda gorzej po odtworzeniu. Owszem, w niektórych miejscach stare drogi nie uniosły ciężaru związanego z realizacją robót.
Ze środków unijnych otrzymaliśmy środki na odbudowę nawierzchni w pasie robót do 140 cm, a nasze drogi mają ponad 5 metrów szerokości. Jeżeli mamy starą drogę i wytniemy w niej 150 cm odcinek, a potem zostanie on dobrze odtworzony, to wygląda to tak, jak stare znoszone jeansy, na które naszywamy łatę z materiału dobrej jakości.
Jak jest dzisiaj?
- Dzisiaj już patrzę na to zupełnie inaczej. Głos krytyków i osób zawiedzionych inwestycją nie był tak silny, jak się pierwotnie wydawało. Powoli zapominamy, że przechodziliśmy przez ten czyściec. Zaczynamy kontentować się tym, że możemy korzystać z mediów, które dla wielu mieszkańców dużych miast nie jest niczym szczególnym, a dla nas to przejaw postępu.
Jak miasto przygotowuje się na nową perspektywę unijną?
- Mamy koncepcję budowy dróg gminnych wraz z odwodnieniem. Planujemy wybudować szkołę pasywną, w której zużycie energii na ogrzanie będzie bardzo znikome.
Zbliżają się wybory, kandydaci będą składać obietnice wielkich inwestycji, ale prawda będzie smutniejsza. Nie mamy dużych możliwości sięgnięcia po środki unijne ze względu na wyczerpanie swoich zasobów. Budowa sieci kanalizacyjnej była dla nas wielkim wysiłkiem.
Z drugiej strony potencjał naszego miast jest duży, dlatego być może moje pesymistyczne rokowania nie spełnią się.
Jak wygląda sytuacja finansowa miasta?
- Budowa sieci kanalizacyjnej spowodowała wzrost zadłużenia miasta. W poprzednim roku sięgnęło ono 60 proc. Jesteśmy jak ktoś, kto długo przebywa pod wodą i potrzebuje na chwilę wysunąć głowę ponad jej powierzchnię, zaczerpnąć kilka głębokich oddechów i znowu dać nura. Ale to będzie już niezwykle trudne, trzeba będzie tworzyć dźwignie finansowe.
Problemy finansowe wiążą się także z szybkim rozwojem demograficznym miasta. Musimy zmieścić sześciolatki w murach naszych szkół, a dla pięciolatków stworzyć dodatkowe miejsca w przedszkolach, to problemy których nie można załatwić bez zaangażowania środków inwestycyjnych miasta.
Jak samorząd zamierza sobie z tym poradzić?
- Te wszystkie okoliczności spowodują poczucie zawodu wśród mieszkańców. Ale trzeba robić swoje, nie bacząc na to, że ktoś może być niezadowolony.
Często rola burmistrza czy rady podobna jest do ojca, który jako jedyny zdaje sobie sprawę, jakie są realia finansowe rodziny. Wie na co ją stać, a na co nie. Dzieciaki są często niezadowolone z tych decyzji, ale po pewnym czasie zdają sobie sprawę z tego, że było one podejmowane w trosce o nie.
W samorządzie jest podobna sytuacja. Musimy podejmować trudne decyzje, mocno stać na gruncie finansów, ekonomii i nie dać się ponosić hurraoptymistycznym wizją, bo one mogą zaprowadzić do poważnych kłopotów. Trzeba umieć powiedzieć nie.
Wierzę w instynkt samozachowawczy władz miasta, który nie pozwoli na to, by jakaś megalomania inwestycyjna opanowała nasze dusze i żebyśmy nie doprowadzili do tragedii, z którą sobie już nie poradzimy.
Co z inwestycjami w kulturę?
- Potrzeby w zakresie kultury zaspokajamy u naszego wielkiego sąsiada. Marki leżą w bezpośrednim sąsiedztwie Warszawy i do najbliższego kina mamy zaledwie kilkuminutową podróż.
Pewne potrzeby kulturalne zaspokajane są lokalnie. Mamy świetnie działający ośrodek kultury i bardzo dobrze wyposażoną bibliotekę. W ramach budowy szkoły pasywnej będzie wybudowana także sala widowiskowa.
Osobiście sceptycznie odnoszę się do budowy takiej sali. Jestem przekonany, że okres fascynacji nią będzie krótki, a utrzymanie będzie nas kosztowało bardzo dużo.
Będzie się Pan ubiegał o fotel burmistrza w nadchodzących wyborach samorządowych?
- Waham się. Gdybym dzisiaj miał podejmować taką decyzje, to byłaby ona negatywna. Jest jeszcze czas.
Dziękuję za rozmowę.
Jc/ Serwis Samorządowy