Po wyborach nowy parlament powinien przystąpić do naprawy samorządu - twierdzi wiceprezes Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej Jerzy Stępień
Po wyborach 2015 r. nowy parlament powinien przystąpić do naprawy samorządu - mówił w Senacie wiceprezes Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej Jerzy Stępień.
Chodzi m.in. o zmiany w strukturze organizacyjnej gminy, by burmistrz nie dominował rady gminy - wyjaśnił.
Stępień - były sędzia i prezes Trybunału Konstytucyjnego był jednym z panelistów poniedziałkowej konferencji "Rola organizacji pozarządowych we współpracy z samorządem terytorialnym". Mówił, że po 25 latach funkcjonowania ocenia polski samorząd na "dostateczny" i wskazywał miejsca, które wymagają zmian.
"Standard europejski jest taki, że rada gminy nadzoruje prace organu wykonawczego. Tymczasem w Polsce, na skutek lobbingu prezydentów dużych miast, jak i niezrozumienia ze strony polityków, czym jest samorząd, doszło do odwrócenia ról - to organ wykonawczy kontroluje radę albo ją sobie podporządkowuje, marginalizuje czy ma z nią konflikt" - powiedział.
Za konieczne uznał postawienie na czele administracji w gminie menadżera, a nie człowieka z wyboru, bo ten może nie mieć pojęcia o zarządzaniu gminą. Jak mówił, dowodem na to, że gminy są źle zarządzane jest fakt, iż duża ich część nie sięgnęła do tej pory po fundusze unijne.
Stępień wskazywał też na potrzebę uproszczenia procedur odwoławczych od decyzji burmistrza (dziś w sprawach indywidualnych można się odwołać najpierw do samorządowego kolegium odwoławczego, potem do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, a potem do NSA). Za bolączkę samorządu uznał też nieumiejętność gospodarowania przestrzennego.
"Poczyniliśmy tutaj olbrzymie spustoszenia. One trwają i trzeba temu położyć kres, uporządkować sprawy planowania przestrzennego, prawa budowlanego i procedur z tym związanych" - powiedział.
Stępień wskazał na rolę organizacji pozarządowych; według niego nie może bez nich funkcjonować dobrze żaden samorząd. "W ogóle bez nich nie może być demokracji, dlatego że solą państwa są obywatele, nie władza" - podkreślił.
O roli organizacji pozarządowych w samorządzie mówił Aleksander Wolski z Górnośląskiej Wyższej Szkoły Handlowej. "Są one łącznikiem między światem instytucji nadrzędnych a samorządem, bo to one działają w terenie i mają rozeznanie, co jest sacrum tej społeczności, a co jest jej profanum, czego można tknąć a czego nie, na co oni się zgodzą, na co nie" - powiedział.
Jak mówił, można to wykorzystać przy konsultacjach społecznych, choć władze samorządowe mają wobec konsultacji postawę pasywną. "Obawiają się ich i podchodzą do nich jak do pewnego rodzaju sprawdzianu. A nie jest to żadna klasówka czy sprawdzian dla władzy. To platforma porozumienia" - przekonywał.
Za wady organizacji pozarządowych uznał m.in. wąskie patrzenie na problem (np. tylko na ekologię czy element, do którego są powołane), działanie wyłącznie przez cele założycieli, bo wtedy - jak mówił - "mamy do czynienia prawie z sektą", amatorszczyznę lub nadmierny profesjonalizm, niewystarczalność zasobów finansowych, co powoduje, że organizacja skupia się wyłącznie na problemach, które mają jej przynieść kapitał.
Podczas konferencji mówiono również o niskiej frekwencji w niedzielnych wyborach samorządowych. Według Stępnia wielu Polaków nadal uważa, że niewiele od nich zależy i nie ma ambicji obywatelskich.
"Najbardziej niepokojące jest to, że frekwencja się obniżyła w stosunku do tej sprzed czterech lat" - dodał.
Halina Pietrzak z UKSW wskazywała, że wiele osób nie umiało ocenić, kto z samorządowców odpowiada za rozwiązanie w społeczności jakiegoś problemu; bo wielu kandydatów się nim chwaliło. Jej zdaniem, w samorządzie potrzebna jest transparentność i zwykła ludzka uczciwość, wtedy w wyborach samorządowych będzie brało udział więcej osób. (PAP)