Głośno mówię o politycznych nieprawidłowościach i o mechanizmach, które utrudniają pracę samorządom – podkreśla burmistrz Stąporkowa
Pochodzi z sześciotysięcznego miasteczka, powstałego na bazie zakładów odlewniczych. Tu się osiedlili jej rodzice, tu urodziła się ona i jej rodzeństwo. Tu została też wybrana po raz trzeci na burmistrza.
Pierwszy raz w wieku 28 lat. Była wtedy najmłodszym włodarzem w Polsce. Dziewczyna z sąsiedztwa, bo przecież w Stąporkowie wszyscy się znają. Nie spodziewała się takiego wyróżnienia. Z każdym rokiem ma większą mądrość i umiejętność zarządzania gminą.
– Burmistrzem nikt się nie rodzi – mówi Dorota Łukomska, burmistrz Stąporkowa. Ta funkcja jest dla niej prawdziwą szkołą życia.
Z burmistrzem Stąporkowa, Dorotą Łukomską rozmawia Anna Kobierska
Kiedy startowała pani na burmistrza, miała pani za sobą ledwo trzyletnie doświadczenie samorządowe w radzie miejskiej. Wierzyła pani, że wygra wybory uzupełniające na burmistrza?
Dorota Łukomska, burmistrz Stąporkowa: - Wierzyłam w skryciu serca, bo bardzo bliskie mi były i nadal są losy mojego miasta i gminy. Równocześnie chyba bałam się tego, bo to ogromna odpowiedzialność, a ja miałam zaledwie 28 lat i w sumie niewielkie doświadczenie zawodowe, co zresztą w kampanii zarzucali mi kontrkandydaci.
Co zatem zdecydowało o tym, że w Stąporkowie po raz pierwszy burmistrzem wybrano kobietę, w dodatku tak młodą?- To było zaskoczenie nie tylko dla mnie. Chyba dla wszystkich, bo w obrębie okolicznych powiatów byłam jedyną kobietą włodarzem. Myślę, że przez okres trzech lat zaprezentowałam się jako ta, która walczy o biednych, o poszkodowanych, o słabszych i że ważne są dla mnie wartości takie jak uczciwość. Okazało się, że mieszkańcom też się to nie podoba, że mamy wspólny mianownik.
Czy w drugiej kadencji było łatwiej?- Tak, bo ludzie bardziej mnie poznali. Choć myślę, że i tak byłam wówczas mocniej usztywniona. Dostałam jednak wiele słów i gestów wsparcia, dzięki temu łatwiej było znosić różne kalumnie komitetów kontrkandydatów i samych kontrkandydatów.
To pewno trzecia kadencja była przysłowiowa pestką?- No właśnie nie. To była chyba najbrudniejsza kampania. Wystartowało w niej ośmiu kontrkandydatów, a czterech z nich sprzysięgło się przeciwko mnie i prowadzili nierówną walkę opartą na donosach, anonimach, nieczystych zagraniach, przed którymi trudno było się bronić. Tę grę widzieli też mieszkańcy, ponieważ postawili na mnie i wybrana zostałam w pierwszej turze blisko cztery razy większą ilością głosów niż kolejny kontrkandydat.
Jest Pani postrzegana jako odważna, nawet wojownicza…- Może tak być, bo głośno i wprost mówię o politycznych nieprawidłowościach, o kulejących mechanizmach utrudniających pracę samorządom.
Trudno jest być burmistrzem w małej miejscowości?- I tak i nie. Tak, bo trudniej jest być asertywnym, wszak jestem dla wielu Dorotą, sąsiadką, koleżanką, córką znajomych… Nie, bo to, że się znamy, często stanowi siłę. Zbliża nas ku wspólnym celom.
Dziękuję za rozmowę. Rozmowa została nadesłana na nasz konkurs na wywiad z wójtem (burmistrzem, prezydentem, starostą) przeprowadzony przez pracownika urzędu. Zachęcamy do udziału!
Czytaj również:
Rodzaj żeński. Beata Moskal-Słaniewska o (nie)obecność kobiet w polityce