Będziemy się upierać przy tym, że to nie ma być reforma tylko szpitalnictwa ale reforma całego systemu – powiedział w rozmowie z Serwisem Samorządowym PAP Waldemar Malinowski, prezes zarządu Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych.
Serwis Samorządowy PAP: Ministra Zdrowia postawiła diagnozę aktualnej sytuacji w systemie opieki zdrowotnej: to niedostosowanie świadczeń do potrzeb zdrowotnych, utrzymywanie zbyt wielu zespołów medycznych w gotowości, brak miejsc na oddziałach opieki długoterminowej i zadłużenie szpitali. Pan się zgadza z tą diagnozą?
Waldemar Malinowski, prezes zarządu Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych: Poniekąd tak, aczkolwiek taka sytuacja i problemy, na które zwraca uwagę pani minister trwają od zawsze. Pacjent ma wytyczoną pewną linię. Najpierw musi się udać do POZ-tu, gdzie powinna się odbywać diagnostyka. Wiele lat temu zrobiłem wyliczenie pokazujące, ile pieniędzy lekarz POZ wydaje na diagnostykę ze swoich środków i wyszło, że 3,5 procent. Nie wiem jak to wygląda dokładnie dzisiaj, ale jeśli diagnostyka szwankuje na poziomie POZ-tu, to w AOS-ie pacjent nie będzie diagnozowany, tam lekarze też mają katalog konkretnych świadczeń. Niestety przychylam się do tego, że świadczenia nie oddają realnego zapotrzebowania. Celem ma być leczenie pacjenta. Boję się sytuacji, w której w szpitalach będzie dużo łóżek, na które będą przyjmowani przypadkowi pacjenci, a korek powstanie w POZ-cie na poziomie wypisywania recept.
PAP: Projektem reformy w szpitalnictwie w środę zajmie się Rada Ministrów. Liczy Pan na szybkie rozwiązanie tej sprawy?
W.M.: Liczę przede wszystkim na dobre rozwiązanie sprawy. Niemniej dopiero po posiedzeniu Rady Ministrów, jeżeli projekt zmian zostanie zatwierdzony, ujrzymy finalny dokument, który będzie poddany głosowaniu. Na dzień dzisiejszy widzimy projekt ustawy, który został zaprezentowany, jednak nie wiemy czy on się jeszcze nie zmieni.
Wiemy, że kontrowersje w nowych przepisach wzbudza sprawa spółek – ministerstwo wycofało się z zapisów o łączeniu spółek kapitałowych z SPZOZ-ami. W projekcie ustawy znalazł się zapis, że spółka musi być samorządowa, czyli z udziałem większościowym samorządu. Postulat uregulowania tej kwestii pojawił się już w czerwcu, gdy rozpoczynano prace nad nową ustawą. Pojawiła się bowiem informacja, że prywatne spółki będą prywatyzować szpitale, ale przecież to się już dzieje i nie ma ku temu przeszkód. Uważam, że jeśli ta kwestia nie zostanie sprecyzowana w nowej ustawie to wielu prezesów spółek samorządowych będzie miało żal.
PAP: Duża zmiana w przepisach dotyczy kwalifikowania porodówek do sieci szpitali. Łączenie oddziałów między szpitalami ma być dobrowolne i ma o nim decydować zespół ekspertów przy wojewodzie, w skład którego wejdzie wojewoda, organy tworzące szpitali i konsultant wojewódzki ds. ginekologii i położnictwa. Zrezygnowano z zapowiadanych wcześniej wytycznych co do liczby odbieranych porodów. Czy to dobre rozwiązanie?
W.M.: To się okaże. Oczywiście, we wcześniejszej wersji dokumentu padała liczba 400 porodów, wcześniej mówiono o 600 jako kryterium wejścia do sieci. Ta liczba porodów cały czas się przewija i tak naprawdę wielu starostów, a wcześniej dyrektorów postulowało jej wprowadzenie, by mieć jasne podstawy do konsolidacji oddziałów. Bez twardego określenia liczby porodów pomysł likwidacji oddziału trafiał na duży opor społeczny, nawet jeśli na danym oddziale rodziło się zaledwie 100 dzieci. Trzeba znaleźć jakiś złoty środek. Na pewno na danym obszarze powinna funkcjonować sieć, która pozwoli zapewnić bezpieczeństwo. Bez wątpienia NFZ powinien zabezpieczyć świadczenia w odpowiedniej ilości dla danej populacji. Nie wydaje mi się, żeby jakikolwiek starosta lub dyrektor szpitala chcieli likwidować oddziały ze szkodą dla pacjentów. Przecież oni też są mieszkańcami danego terenu, a kobiety korzystające z porodówek to ich córki, siostry czy sąsiadki.
Proces likwidowania oddziałów położniczych już trwa i nie można udawać, że jest inaczej. Chcemy jednak, by przepisy jasno określały sprowadzenie tej praktyki do pewnego obszaru. Cieszymy się, że ten postulat został wysłuchany. Mam nadzieję, że odejście od konkretnej liczby porodów i oddanie kwestii konsolidacji w gestię wojewody i organów tworzących wzbudzi mniejsze kontrowersje.
PAP: Wierzy Pan, że dodatkowe zespoły ratownictwa medycznego, które mają zasilić miejscowości ze zlikwidowanymi oddziałami położniczymi rozwiążą problem?
W.M.: I na reformę, i na powyższe rozwiązania potrzebne są pieniądze. W tej chwili już odnotowujemy kłopot z transportem sanitarnym, głównie przez zakontraktowany przez NFZ transport międzyszpitalny obejmujący cztery procedury medyczne. Cały pozostały transport leży w gestii szpitali, które podpisały swoje umowy z firmami zewnętrznymi. Dojazd takiej firmy do szpitala trwa zazwyczaj bardzo długo.
Mamy duże zastrzeżenia do ustawy o ratownictwie medycznym, bo do szpitali trafiają pacjenci, którzy nie powinni tam trafić. Trudno mi sobie wyobrazić, że ten transport medyczny niejako wymuszony przez likwidację oddziału położniczego da się zorganizować w rozsądny sposób. Z drugiej strony początkowo pomysł dowożenia uczniów autobusami też wzbudzał duży opór a jednak się udało. Jednak w tym założeniu przy każdym szpitalu musiałaby być karetka, a przy takich zasobach kadrowych ciężko mi sobie to wyobrazić. Zapewne ostatecznie to się da zorganizować, ale w tej chwili trzeba naprawić to, co już funkcjonuje.
PAP: Ministerstwo zapowiada, że nie będzie oddłużania szpitali. Szpitale, które wejdą do sieci będą mogły podpisać umowę z Bankiem Gospodarstwa Krajowego, który przejmie ich kredyty. Czy takie rozwiązanie może rzeczywiście pozytywnie wpłynąć na kłopoty finansowe samorządów związane ze szpitalami?
W.M.: Do tej pory odbyły się dwa albo trzy oddłużenia i były one bardzo źle odebrane. Zawsze będą pojawiać się głosy, że takie rozwiązanie jest niesprawiedliwe. My będziemy się upierać przy tym, że to nie ma być reforma szpitalnictwa ale reforma całego systemu. Kluczowe jest pytanie, jakie zadanie ma mieć szpital. Naszym zdaniem ma mieć takie zakresy działania, które zabezpieczą dobrą opiekę medyczną na poziomie powiatu. Jeśli w danym szpitalu powiatowym funkcjonuje tomografia, rezonans, diagnostyka itd., to od razu powinny zostać zakontraktowane przez NFZ świadczenia wykonywane dla danego powiatu w trybie ambulatoryjnym. Chodzi o przeprofilowanie szpitala powiatowego w powiatowe centrum zdrowia, gdzie będzie duży POZ i AOS, może oddziały długoterminowe, może interna i pediatria, plus oczywiście diagnostyka. Wtedy możliwe stanie się zabezpieczenie świadczeń jeśli chodzi o podstawowe zakresy a także szansa zdiagnozowania pacjenta i przekierowanie go na wyższy poziom. Konieczna jest bezwzględna współpraca na poziomie podstawowym z POZ-em, której teraz niestety nie ma.
PAP: Co ze szpitalami które nie zdecydują się na wejście do sieci?
W.M.: Kwalifikacja do sieci to 2027 rok. Do tego czasu mamy podpisane umowy, które będą obowiązywały jeszcze prawie 3 lata. To mnóstwo czasu. W nowej ustawie kwalifikacja została znacznie rozszerzona, prawdopodobnie po to, żeby sprawdzić jak system będzie funkcjonował. Najważniejsze jest, by dać ku temu odpowiednie narzędzia. Bardzo wiele będzie zależało od rozporządzeń i ustaw – ta reforma to przecież nie jest tylko kwestia ustawy o szpitalach, ale również zmiany w ustawie o pielęgniarkach i położnych, ustawie Prawo farmaceutyczne, ustawie o lekarzach i lekarzach dentystach. W mojej ocenie zmianie musi ulec ogólne podejście do zawodu lekarza.
PAP: To już kolejny projekt zmian w systemie opieki zdrowotnej. Ocenia go Pan pozytywnie?
W.M.: Myślę, że aktualny projekt nie będzie aktualny już jutro, po posiedzeniu Rady Ministrów. Sam nie wiem i myślę, że nikt nie wie, jaki będzie finalny kształt tego projektu.
/mo