Gdyby ograniczyć zjawisko chaosu przestrzennego, polskie gminy zaoszczędziłyby rocznie co najmniej 5,8 mld zł - wynika z raportu „Społeczno-gospodarcze skutki chaosu przestrzennego”, przygotowanego przez Polski Instytut Ekonomiczny.
Według analityków PIE całkowite roczne koszty chaosu przestrzennego w Polsce wynoszą 84,3 mld zł; ponoszą je mieszkańcy, przedsiębiorcy i samorządy. W przeliczeniu na każdego zameldowanego mieszkańca naszego kraju to 2,2 tys. zł.
Jak wskazano, skutkiem chaosu przestrzennego jest m.in. nierównomierny dostęp do usług publicznych. O ile na niską dostępność transportową skarży się 14 proc. mieszkańców największych miast, to w przypadku stref podmiejskich odsetek ten rośnie do 45 proc.
Największą część oszacowanej kwoty - 31,5 mld zł - stanowią koszty związane z obsługą transportową - podkreślił współautor raportu, Przemysław Śleszyński z Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN. W ramach tej sumy same koszty nadmiarowych dojazdów do pracy to przynajmniej 25,9 mld zł rocznie. Kwota ta byłaby znacznie wyższa, gdyby uwzględnić pozostałe nadmiarowe dojazdy do miejsc świadczenia usług, m.in. szkół, przedszkoli, handlu, miejsc rekreacji.
20,5 mld zł to koszty związane z osadnictwem i infrastrukturą techniczną, dotyczącą budowy i utrzymania nadmiarowej infrastruktury takiej, jak drogi czy sieć wodno-kanalizacyjna. Nakłady związane z rolnictwem, rynkiem nieruchomości oraz środowiskiem przyrodniczym to z kolei łączne koszty 32,3 mld zł.
Z raportu wynika, że przyczynami chaosu przestrzennego są m.in. o tzw. procesy osiedleńcze, "wyrażające się w strumieniach migrującej ludności". Wraz z przemieszczaniem się osób, zachodzą procesy budowy i rozbudowy infrastruktury – nie tylko mieszkaniowej, ale też komunikacyjnej i usługowo-handlowej oraz usług publicznych. "W latach 1989-2020 odnotowano 13,1 mln zameldowań w ruchu krajowym, przy czym ze względu na fakt, że pewna część migracji nie jest rejestrowana, liczba jest prawdopodobnie zaniżona" - podkreślono.
Wskazano też na niedostateczny stan planowania przestrzennego na poziomie lokalnym. "Zaledwie 31 proc. powierzchni Polski pokryte jest gminnymi planami zagospodarowania przestrzennego. Na pozostałym obszarze buduje się na podstawie decyzji o warunkach zabudowy. Analitycy szacują, że w skali całego kraju ok. połowy wszystkich inwestycji budowlanych powstaje na podstawie decyzji WZ, a więc de facto poza systemem planowania przestrzennego.
Kolejną przyczyną chaosu przestrzennego jest "nadpodaż terenów przeznaczonych pod budownictwo mieszkaniowe". Jak wskazano, na terenach przeznaczonych pod budownictwo mieszkaniowe mogłoby zamieszkać od 59 do 135 mln osób, co znacznie przekracza roczne saldo migracji (350-450 tys. osób).
Z badania PIE wynika, że niska dostępność infrastruktury i brak niektórych udogodnień, jak też niska jakość życia "przeszkadzają Polakom w ich najbliższym otoczeniu". Respondenci wskazują też na "brudną, zaniedbaną i chaotyczną przestrzeni publicznej".
Paula Kukołowicz z zespołu strategii PIE podkreśliła, że według cytowanego w raporcie badania Instytutu, koszty chaosu przestrzennego są odczuwane przez większość Polaków. "Chaos przestrzenny i rozproszona zabudowa zwiększają nasze potrzeby transportowe; musimy dalej i dłużej jeździć na przykład do pracy czy placówek opiekuńczo-edukacyjnych" - wyjaśniła. Zwróciła uwagę, że 45 proc. mieszkańców stref podmiejskich najczęściej wskazuje na "zbyt słabe skomunikowanie ich miejsc zamieszkania". W największych miastach odsetek osób nisko oceniających dostępność transportową spada do 14 proc.
Jak wyjaśniła ekspertka, na obszarach z rozproszoną zabudową niemożliwe jest zorganizowanie skutecznego transportu publicznego; jednocześnie częściej korzysta się tam z prywatnych środków transportu. "Skutkuje to korkami i znacznymi stratami czasu" - zauważyła. Dodała, że nawet w największych miastach odsetek osób dojeżdżających do pracy samochodem jest wysoki – wynosi 37 proc. w porównaniu do 56 proc. dla wszystkich mieszkańców miast.
maja/ woj/