Głośny eksperyment z udziałem polskich naukowców wykazał, że kleszcze są przyciągane przez promieniowanie telefonów komórkowych. Ale są badacze, którzy podważają przebieg tego doświadczenia i wyciągnięte nioski.
Wystarczy wpisać do wyszukiwarki internetowej „kleszcze i smartfon”, by znaleźć cały szereg ostrzeżeń, że lepiej nie zabierać telefonów do lasu, jeśli nie chcemy ryzykować, że wrócimy ze spaceru z pasażerem wczepionym w skórę. Wszystko zaczęło się od wyników badań opublikowanych w specjalistycznym czasopiśmie „Ticks and Tick-borne Diseases”.
Autorzy badań (ośmioro badaczy z Polski i Słowacji, reprezentujących pięć uczelni) sprawdzali, jak promieniowanie elektromagnetyczne (PEM), którego źródłem są m.in. stacje radiowe, telewizyjne czy telefonii komórkowej, wpływa na zachowania kleszcza pospolitego Ixodes ricinus, znanego przede wszystkim z przenoszenia boreliozy, riketsjozy i odkleszczowego zapalenia mózgu.
W tym celu trzysta kleszczy umieszczono w trzydziestu tubach, które jeden koniec miały plastikowy, a drugi - pokryty warstwą miedzi, która miała ekranować wnętrze tuby. Po włączeniu nadajnika na 24h obserwowano, ile kleszczy przewędrowało ze środka tuby do jej lewego lub prawego końca.
"Kleszcze były przyciągane przez napromieniowany obszar. Efekt ten był znacznie silniejszy w przypadku kleszczy zakażonych" - czytamy w podsumowaniu.
A ponieważ w badaniu użyto promieniowania o częstotliwości 900 MHz, wykorzystywanej w telefonii komórkowej, stąd wniosek, że do lasu lepiej smartfonów nie zabierać.
Szereg uwag do doniesień o przyciąganiu kleszczy przez smartfony sformułował prof. Andrzej Krawczyk, który od kilkudziesięciu lat bada promieniowanie elektromagnetyczne i jego wpływu na organizmy żywe.
„Nie wykonano żadnych pomiarów PEM w badanych komorach, a zatem wiedza na temat PEM w komorach „z PEM i bez PEM” jest oparta na intuicji badaczy. Zaekranowanie komory warstwą miedzi może być nieskuteczne z powodu wielu przyczyn, choćby tej, że może nastąpić efekt wtórnej emisji PEM” – wskazuje prof. Krawczyk na stronie elektrofakty.pl.
Jego zdaniem także ograniczenie badań do jednej częstotliwości nie pozwala na generalizację wyników co do związków pola elektromagnetycznego z aktywnością kleszczy. „Na przykład, nawet w sieciach, realizujących połączenia głosowe w częstotliwości 900 MHz, transmisja danych bardzo często dokonuje się na innych (wyższych) częstotliwościach” - podkreśla.
„Mnie szczególnie uderzyły dwie sprawy: brak pomiaru natężenia PEM wewnątrz tub oraz… brak grupy kontrolnej!” – komentuje z kolei Dariusz Aksamit, fizyk medyczny z Politechniki Warszawskiej w swoim wpisie na blogu „nafalinauki.pl”. Chodzi o analogiczny zestaw rurek i kleszczy, ale w ogóle nie poddanych żadnemu PEM.
„Czy bez pola rozkład kleszczy w rurkach by się zmienił? Tego nie wiemy. Więc trudno bez większej liczby badań obronić hipotezę, że to akurat PEM sprawił, że kleszcze się przemieszczały, bo nie można wykluczyć hipotez alternatywnych: na przykład naturalnej losowej zmienności w ruchliwości kleszczy lub innego zachowania ze względu na obecność plastiku i metalu” – zauważa Aksamit.
Zwraca też uwagę, że artykuł bez odpowiedzi pozostawił pytanie, dlaczego akurat kleszcze będące nosicielami chorób zachowują się inaczej.
Dariusz Aksamit z dystansem podchodzi do ostrzeżeń, by smartfony zostawić w domu. „Nie wiem jak Wasze spacery, ale moje nie trwają 24h i nie spaceruję w jednym miejscu – a w takich warunkach osiągnięto rezultat mniej więcej 62 proc. kleszczy, które przemieściło się w stronę źródła versus 38 proc., które od niego uciekły” - podsumowuje. I zastanawia się: „Dlaczego stacje bazowe, zlokalizowane na polach, nie są oblepione kleszczami?”.
Autorzy eksperymentu, odnosząc się do zarzutów, wskazują m.in., że właśnie częstotliwość 900 MHz stanowiła novum pracy (bo że elektromagnetyzm działa na kleszcze to już wcześniej wykazano) i podkreślają, że chodziło o pokazanie, jak działa pole elektromagnetyczne, a nie smartfon.
aba/