Powstanie dziesięć lat temu gimnazjum w polskiej szkole miało duże znaczenie, a po latach widać jeszcze wyraźniej, co się wtedy naprawdę wydarzyło.
Mamy w tym roku szczęście do rocznic: dwudziestolecie wolnej Polski, siedemdziesięciolecie wybuchu drugiej wojny światowej, dwudziestolecie obalenia muru berlińskiego. Dziesięciolecie powstania gimnazjum w polskiej szkole, a raczej jego restytuowania po czterdziestu ośmiu latach niebytu, może się wydać – przy tamtych rocznicach – mało znaczącym epizodem. A jednak dla polskiej szkoły miało ono duże znaczenie, a po latach widać jeszcze wyraźniej, co się wtedy naprawdę wydarzyło.
Potrzeba reformowania polskiej oświaty
Istniało i nadal istnieje w naszym kraju dość powszechne mniemanie, że polska szkoła ma wysoki poziom, a nasze dzieci świetnie radzą sobie w szkołach amerykańskich i zachodnioeuropejskich. To, że takie opinie nie znajdowały uzasadnienia w badaniach międzynarodowych – to już inna sprawa1,2. Piszę o tym w innym artykule.
Rząd Jerzego Buzka wziął się ostro do reformowania państwa i wśród czterech „Wielkich Reform” znalazła się (nareszcie!) – wprowadzona w 1999 r. – Reforma Edukacji. Autorzy reformy, minister Mirosław Handke i główna autorka i promotorka – Irena Dzierzgowska, tak sformułowali jej cele:
odniesienie poziomu edukacji społeczeństwa przez upowszechnianie wykształcenia średniego i wyższego ,wyrównanie szans edukacyjnych, sprzyjanie poprawie jakości edukacji rozumianej jako integralny proces wychowania i kształcenia.
Osiągnięcie tych celów miało wspomagać wprowadzenie nowego ustroju szkolnego, sześcioletniej szkoły podstawowej, trzyletniego gimnazjum i trzyletniego liceum profilowanego, które ? jak zakładano ? ukończy ok. 80% dziewiętnastolatków.
W praktyce oznaczało to przedłużenie wspólnej edukacji ogólnokształcącej do lat szesnastu (tj. o rok), to znaczy do wieku, w którym w większości krajów kończy się obowiązek szkolny.
I wtedy powstało gimnazjum.
Po co gimnazjum?
Trudno zrozumieć, dlaczego na głowy jego twórców posypało się od razu, i nadal się sypie, tyle słów krytyki. O ile większość nauczycieli uważała za niezbędne „odchudzenie” programów nauczania (z uwagą: „tylko nie w moim przedmiocie!”), o tyle propozycja nowego ustroju szkolnego spotykała się z pytaniem: „po co?” Nie pomagała argumentacja, że podobny system stosują 164 państwa świata, w tym większość krajów UE, więc chyba jakieś powody ku temu mają.
Przeciwnicy gimnazjum powoływali się na przykład przodującej w edukacji Finlandii: tam szkoła „podstawowa” ma dziewięć klas. Ale każdy, kto widział te szkoły, wie, że klasy 1?6, a raczej 0?6 są oddzielone od klas 7?9, które tworzą odrębne szkoły „zbiorcze” z kilku szkół dla dzieci młodszych, tak jak nasze gimnazja. W krajach Unii Europejskiej ten system (szkoła podstawowa do 11?13 lat, potem lower secondary do lat 16 i upper secondary do 18?19) mają wszystkie kraje poza Danią, w której obowiązuje szkoła dziewięcioletnia do szesnastego roku życia, po której następuje trzyletnie liceum. W szkołach tych jednak małe dzieci oddziela się od dużych, lokując je na innych piętrach, wprowadzając osobne wejścia i miejsca rekreacji.
Oddzielenie dzieci i młodzieży ustrojem szkolnictwa oraz młodzieży dojrzewającej od dojrzałej posiada duże zalety i stosowane jest w krajach anglosaskich, gdzie zwraca się więcej uwagi na wychowanie i wyrobienie charakteru, niż na ilość wiadomości ? pisał już w 1939 r. twórca i wieloletni rektor SGH, minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego w rządzie Władysława Grabskiego, prof. Bolesław Miklaszewski. Podobną strukturę miała przed wojną szkoła Jędrzejewiczowska.
Objęcie nowymi strukturami systemu szkolnego grup dzieci i młodzieży w tej samej fazie rozwoju fizycznego i psychicznego nie wydawało się działaniem „na szkodę” dzieci. A jednak główny sprzeciw budziło zgrupowanie młodzieży w trudnym wieku w „gimnazjach-molochach”. Powstaje pytanie (często je zadaję nauczycielom) – ile jest tych olbrzymich gimnazjów powyżej tysiąca uczniów? Najczęściej uzyskuję odpowiedź: 10–20%.
A dwa lata temu było ich w całej Polsce tylko 3 (na 7205). Gimnazjów liczących powyżej 800 uczniów było 57, połowa gimnazjów miała mniej niż 160 uczniów, a 18% to miniszkoły poniżej 50 uczniów. A te liczby ciągle maleją z powodu niżu. Czyli gimnazja-molochy to kolejny mit polskiej edukacji!
Słuchając dzisiejszych krytyków powołania gimnazjów (z reguły nie są to nauczyciele tych szkół), można sądzić, że przed reformą dzieci w trudnym wieku lat 13–16 w Polsce nie istniały. Zapomina się o dręczeniu maluchów z pierwszych klas przez wyrośniętych ośmioklasistów, o wymuszaniu pieniędzy i dokuczaniu. Nikt tych maluchów nie zapytał, czy nie wolą mieć trochę młodszych kolegów w swojej szkole. Nawet jeśli ci starsi są blisko (zespoły szkół), to jednak oddzieleni osobnym wejściem czy placem zabaw.
Wymieniony powyżej cel powołania gimnazjum – dostosowanie pracy szkoły do specyficznych potrzeb danej grupy wiekowej będącej w tej samej fazie rozwoju psychicznego i fizycznego – jest niezbędnym elementem powodzenia reformy i poprawienia jakości pracy szkoły. Oznacza to możliwość dostosowania metod pracy, bazy lokalowej i wyposażenia szkoły do potrzeb danej grupy wiekowej, zapewnienie bezpieczeństwa uczniów i tworzenie atmosfery potrzebnej na danym etapie rozwoju: od funkcji opiekuńczych do wspierania samodzielności.
Już po dwóch latach istnienia gimnazjum, w 2001 r., ogłoszono pierwsze wyniki badań, jak funkcjonują gimnazja. Ich autor, prof. Krzysztof Konarzewski, nie ukrywał, że przystępował do tych badań z przekonaniem, że wyniki będą miażdżące – gimnazjum nie spełniło oczekiwań. Tymczasem raport Gimnazjum po dwóch latach: zamierzenia i wyniki pokazał, że gimnazjum spełniło większość założonych celów, a satysfakcja uczniów i nauczycieli jest znacznie wyższa niż oczekiwano.
Powstanie gimnazjów ocenia pozytywnie 72% nauczycieli uczących w tych szkołach, 90% akceptuje możliwość wyboru programów, 86% – nowy system wewnątrzszkolnego oceniania, a 91% – wprowadzenie szkolnego systemu wychowawczego. Podobnie oceniają te zmiany nauczyciele szkół podstawowych, z jednym wyjątkiem: powstanie gimnazjów aprobuje tylko 42% respondentów.
Większość nauczycieli nie tworzyła własnych programów – posłużyła się gotowymi z listy MEN. Ale ok. 2/3 zmieniło system oceniania, a połowa stwierdziła, że więcej czasu poświęca na pracę wychowawczą.
Ponad połowa rodziców była wówczas zadowolona, że ich dziecko chodzi do gimnazjum, natomiast uczniowie uważali, że w gimnazjum jest trudniej, ale ciekawiej i to im się podoba. Uczniowie ocenili także, że w pierwszej klasie gimnazjum nauczyli się więcej niż w ostatniej klasie szkoły podstawowej (tak sądziło 73% badanych), a prawie 60% uznało, iż jest to wiedza bardziej przydatna w dalszej nauce i życiu (przeciwnego zdania było tylko 7%). Uczniowie bardzo dobrze ocenili lepszy dostęp do komputerów (przypomnę, że każde gimnazjum otrzymało pracownię komputerową i trzech przeszkolonych nauczycieli, co wtedy wcale nie było powszechne), wyżej niż w szkole podstawowej oceniali nauczycieli, wyposażenie szkoły, naukę języków.
Gimnazjum po dziesięciu latach
Jak można ocenić gimnazjum po dziesięciu latach? Jak wszystko – „po owocach”.
W czasie istnienia gimnazjów Polska trzykrotnie brała udział w badaniach PISA dla piętnastolatków (czyli trzeciej klasy gimnazjum), w 2000 r., 2003 r. i 2006 r.. Pierwsze badanie dotyczyło uczniów szkoły sprzed reformy, (reformą objęci byli dopiero trzynastolatkowie). Wyniki polskich uczniów były bardzo niskie, szczególnie obniżała je duża grupa odpowiedzi poniżej pierwszego poziomu alfabetyzacji uczniów szkół zawodowych.
Ale już we wstępie do omówienia wyników badań z następnego testu PISA z 2003 r. z prawdziwą przyjemnością mogliśmy przeczytać:
Pozycje zajmowane przez większość krajów nie uległy zasadniczym zmianom w porównaniu z edycją PISA 2000, chociaż w kilku przypadkach nastąpiły znaczące różnice. Ogólny wzrost osiągnięć uczniów w Polsce jest skutkiem znacznej poprawy wyników uczniów najsłabszych w następstwie gruntownej reformy systemu edukacji w roku 1999!
Mniej widoczną, ale zauważalną poprawę odnotowano w Belgii, Republice Czeskiej oraz w Niemczech.
Kolejne badanie dało jeszcze lepsze wyniki, zwłaszcza w zakresie czytania ze zrozumieniem: w tej dziedzinie zajęliśmy 9. miejsce na 57 badanych krajów. Ale ciągle brakuje nam dużej grupy uczniów z bardzo wysokimi wynikami. A to właśnie przyszła elita, która decyduje o rozwoju kraju.
A my się ciągle boimy elitarnych gimnazjów…
Janina Zawadowska - prezes Towarzystwa Rozwijania Inicjatyw Oświatowych TRIO, były dyrektor Centralnego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli.
Artykuł pochodzi z miesięcznika "Dyrektor Szkoły", którego wydawcą jest Wolters Kluwer Polska. Więcej informacji na http://www.dyrektorszkoly.pl/