Na razie nie ma żadnych planów odejścia od systemowej nauki stacjonarnej – powiedział minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek. Dodał, że na wypadek załamania się wydolności służby zdrowia opracowane zostały różne scenariusze, a szkoły są przygotowane do przejścia na naukę zdalną.
Minister edukacji zaznaczył, że nauka stacjonarna w szkołach nie jest zagrożona.
"Oczywiście na dziś. Nie wiemy, jakie będą wzrosty zakażeń w następnych dniach, a przede wszystkim, jakie będą wzrosty hospitalizacji. Póki co nie ma żadnych planów odejścia od systemowej nauki stacjonarnej, poza przypadkami indywidualnymi w skali całego kraju, gdzie dyrektorzy szkół wraz z sanepidem podejmują decyzję o przejściu na kwarantannę i na naukę zdalną w poszczególnych klasach lub całej szkoły" – mówił Czarnek w Polskim Radiu.
Wiceszef resortu zdrowia Waldemar Kraska z kolei przyznał, że w szkołach w woj. lubelskim, mazowieckim i podlaskim pojawiają się ogniska i poinformował, że jest ich obecnie około tysiąca.
Dopytywany o apogeum liczby zakażeń, Kraska podkreślił, że najbardziej pesymistyczne scenariusze zakładają liczbę zakażeń w Polsce rzędu 35-40 tys. dziennie, a szczyt zakażeń w tej fali może nastąpić na przełomie listopada i grudnia.
O szkoły był pytany także w PR24 minister zdrowia Adam Niedzielski. "Jeżeli chodzi o liczbę ognisk w Polsce, to tych ognisk, jeżeli chodzi o szkoły, jest prawie połowa w całej liczebności ognisk identyfikowanych przez sanepid" – przyznał i dodał, że liczebność osób zaangażowanych w ogniska wynosi 70-80 proc. "Kwarantanny w szkołach mają zawsze bardziej masowy charakter" – tłumaczył.
Przyznał przy tym, że w poprzedni rok uświadomił, jak poważne są koszty zamknięcia szkół, jeżeli chodzi o zdrowie psychiczne, a ponowna readaptacja dzieci po roku przerwy do szkoły powoduje wysyp problemów.
"Trzeba zważyć sobie koszty i korzyści" – mówił Niedzielski w kontekście zamykania szkół. Zwrócił uwagę, że rzeczywiście transmisja byłaby wówczas mniejsza, ale uruchamia się lawina innych konsekwencji, np. skutki dla zdrowia psychicznego czy zmniejszenie odporności dzieci na zwykłe infekcje. "To nie jest kwestia uparcia się, ale racjonalnego zważenia kosztów i korzyści" – dodał.
woj/