Bukmacherzy obstawiają krajową wygraną PO w sejmikach - płacą tylko 1,60-1,65 zł za postawionego złotego. Mniejsze szanse dają PiS, więc wypłacają odpowiednio 1,95-2,05 zł – podaje „GW”
Bukmacherzy obstawiają krajową wygraną PO w sejmikach - płacą tylko 1,60-1,65 zł za postawionego złotego. Mniejsze szanse dają PiS, więc wypłacają odpowiednio 1,95-2,05 zł – podaje „Gazeta Wyborcza”
Wybory samorządowe to rosyjska ruletka i dla bukmacherów, i dla graczy. W sporcie można sprawdzić formę zawodników, ostatnie wyniki, pozycję w tabeli i próbować przewidzieć wynik na podstawie jakichś danych. W polityce pozostają sondaże, statystyki sprzed lat i pomysłowość analityków układających zakłady. Od ich inwencji zależy, ile ryb wpadnie do sieci.
- Bukmacherzy podchodzą do zakładów politycznych jak do jeża – mówi gazecie analityk, który pracuje dla jednej z firm bukmacherskich. - Znamy się dobrze na sporcie, dużo słabiej na samorządzie. W przypadku wyborów już na starcie gracze mają nad nami przewagę, bo przecież bukmacher nie jest w stanie przeanalizować lokalnych niuansów, które gracz może znać.
Cztery lata temu w Bydgoszczy pewnym faworytem był urzędujący prezydent Konstanty Dombrowicz, nie dawaliśmy jego rywalom większych szans. Założyliśmy, że skoro ponad 70 proc. prezydentów, wójtów i burmistrzów sięga po reelekcję, to on nie powinien być wyjątkiem. Przeliczyliśmy się, przegrał. Z analizy kuponów wynika, że wielu bydgoskich graczy to przewidziało.
W tych wyborach jest podobnie - stawiając na tych, którzy zajmują już prezydenckie gabinety, nie da się dużo zarobić.
"Gazeta Wyborcza": Jak się zakładamy o miasta