Dla mieszkańców regionu w sprawie Turowa najważniejsza jest pewność zatrudnienia; ludzie muszą wiedzieć, do kiedy będą pracować w kompleksie – ocenia burmistrz Zawidowa Robert Łężny.
Zawidów graniczy z gminą Bogatynia, na terenie której znajdują się kopalnia i elektrownia Turów. W Zawidowie mieszka około 4 tys. osób, z czego około 100 autobusami dojeżdża do pracy w turowskim kompleksie.
Łężny podkreślił, że dla mieszkańców w sprawie Turowa najważniejsza jest pewność zatrudnienia. "Ludzie muszą wiedzieć, do kiedy będą pracować w kompleksie i czym to się skończy. Dziś nie jest już czas na mówienie o tym, że ta kopalnia będzie działać Bóg wie jak długo, ponieważ 15 lat, w ciągu których region ma zostać przekształcony, minie bardzo szybko" - powiedział PAP burmistrz.
Samorządowiec podkreślił, że ludzie pracujący w turowskim kompleksie powinni już teraz wiedzieć, co będzie z ich zatrudnieniem i jakie mają perspektywy.
Łężny zwrócił przy tym uwagę, że "zdezorientowani" są również niektórzy mieszkańcy Czech. "Rozmawiałem ze swoim kolegą z Czech. On mówił, że nie rozumie, o co chodzi, bo w zasadzie wszystko jest uzgodnione; wiadomo gdzie jesteśmy; pozostaje tylko dwóch premierów, którzy powinni zdecydować, co należy zrobić" - mówił burmistrz. W opinii samorządowca Czesi chcą, aby sprawa Turowa była już rozwiązana.
Burmistrz podkreślił przy tym, że nie jest zwolennikiem "rozwiązań siłowych". "Protesty, wychodzenie na ulice, to chyba nie jest dobra droga. O tym, że jest źle wszyscy wiedzą; brakuje tylko rozwiązania, a taki protest nie przymusi decydentów do działania. Czy my chcemy stworzyć jakąś wojnę z Czechami? Tu potrzebne jest spotkanie dwóch panów premierów przy stole negocjacyjnym, którzy podadzą sobie rękę i ustalą, co należy zrobić dalej" - powiedział burmistrz.
Po rozaptrzeniu skargi Czech w poniedziałek TSUE postanowił, że Polska ma płacić Komisji Europejskiej 500 tys. euro dziennie za niewdrożenie środków tymczasowych i niezaprzestanie wydobycia węgla brunatnego w kopalni Turów.
pdo/ woj/