Fot.PAP/Jakub Kaczmarczyk
Władze Poznania nie mają możliwości, by rozwiązać problem romskiego koczowiska na terenie miasta – powiedział w poniedziałek wiceprezydent Poznania Jędrzej Solarski. W ostatnich dniach z koczowiska zabrano przetrzymywane w złych warunkach psy, koty i świnie.
O przeprowadzeniu interwencji z udziałem policji poinformowała Fundacja na Rzecz Ochrony Praw Zwierząt Mondo Cane. Przedstawiciele fundacji podkreślili, że na terenie koczowiska nie tylko zwierzęta żyją w dramatycznych warunkach.
"To, co zastaliśmy na miejscu, przerosło nasze najśmielsze oczekiwania. Państwo w państwie, wioska w środku miasta, rozpadające się działki ROD przerobione na +mieszkania+. Sterty starych ubrań, mebli, plastiku, wszystkiego. W +piecach+ palone wszystkim - gdzie są odpowiednie służby? W sąsiedztwie stacja benzynowa, piękne domy, blokowisko, wszystko po drugiej stronie ulicy, a za nią - trzeci świat" – napisała fundacja w mediach społecznościowych.
Wiceprezydent Solarski podał, że miejskie służby monitorują sytuację na koczowisku. "Sytuacja jest mocno skomplikowana; pochodzący z Rumunii Romowie mieszkają na gruncie, który nie jest własnością miasta. Mają skrajnie trudne warunki. Próbujemy się tymi ludźmi opiekować, zajmuje się tym Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie. Ci ludzie nie chcą zmienić trybu, warunków swojego zamieszkania. Jako samorząd nie mamy kompetencji, by deportować te osoby – to jest sprawa administracji rządowej" – powiedział.
"Cały czas próbujemy działać na rzecz pomocy tym ludziom. Objęliśmy zamieszkujące tam dzieci obowiązkiem szkolnym. Chcielibyśmy, by osób przebywających na terenie koczowiska było coraz mniej. Póki co, to się nie udaje – utrzymuje się liczba ponad stu osób mieszkających w tych skrajnie uciążliwych warunkach" – dodał Solarski.
Wiceprezydent przyznał, że władze miasta nie kontaktowały się z organami administracji rządowej w sprawie Romów z koczowiska. "My tych ludzi wyrzucić nie możemy – nie mamy też dokąd. Staramy się, by byli oni jak najmniej uciążliwi dla naszych mieszkańców, zależy nam też na tym, by nie dochodziło tam do jakichś nieszczęść" – powiedział Solarski.
Wiceprezydent Poznania podkreślił, że koczowisko jest wyzwaniem dla władz miasta od lat - dotąd nie udało się znaleźć pomysłu na jego rozwiązanie.
W połowie ub. roku władze miasta informowały, że teren przy ul. Umultowskiej i Lechickiej na którym przebywają osoby narodowości romskiej zlokalizowany jest na działkach, które nie znajdują się w zasobie Miasta Poznania lub Skarbu Państwa. Miasto podkreśliło, że obszar jest monitorowany przez wydział gospodarki komunalnej. Zajmująca teren koczowiska społeczność ma zapewniony dostęp do bieżącej wody pitnej, przenośnych toalet oraz kontenera na śmieci - systematycznie opróżnianych i serwisowanych.
rpo/ woj/