Projekt zaplecza sanitarnego dla boiska ma wady: brak pisuarów w ubikacjach dla mężczyzn, nieprzystosowanie zaplecza dla osób niepełnosprawnych czy niewymiarowe drzwi.
– To poważne błędy projektowe, od dłuższego czasu staramy się o zmianę stanowiska ministerstwa – bez przeróbek budynku zaplecza nie możemy zakończyć projektu opiniami rzeczoznawców higieniczno-sanitarnych – twierdzi Rafał Skoumal, który przygotowuje adaptację ministerialnego projektu dla jednej z gmin południowej Polski.
Ministerialnego projektu boiska nie można zmieniać: takie są warunki przyznania 330 tys. zł dotacji od rządu.
Małgorzata Pełechaty, rzeczniczka ministra sportu i turystyki, zapewnia, że gminy mają dowolność w dostosowaniu projektu do swoich potrzeb. Zaplecze boiska – toalety dla młodzieży i pokoik dla trenera – to po prostu bardzo drogi kontener. – Cena (2,5 tys. zł za metr kwadratowy) powala z nóg. Za tę kwotę można zbudować dowolne zaplecze w technologii tradycyjnej – wytyka Skoumal.
Architekci dziwią się, jak to możliwe, że przy takich błędach udało się w kilku gminach uzyskać pozwolenia i otworzyć boiska Orlik.
"Rzeczpsopolita" pisze, że Izdebki na Podkarpaciu, gdzie boisko Orlika otwarto bez kłopotów formalnych 1 czerwca, w ogóle nie miały pozwolenia na budowę, choć boisko to obiekt użyteczności publicznej, ale jedynie zgłoszenie inwestycji w starostwie. – Mamy jedno zaplecze kontenerowe, 25 metrów kwadratowych, to nie musimy mieć pozwolenia – uważa wójt gminy Nozdrzec, do której należą Izdebki, Antoni Gromala.
Gazeta wytyka, że dzieci do toalety muszą przebiec przez ulicę ok. 30 m.
Wójt Gromala uznaje uwagi za polityczne: – Z boiska korzystać może 1100 dzieci z naszych wsi, z czego 900 dożywiamy. O co tu robić aferę. Trzeba się cieszyć, że boisko w ogóle jest.
Izabela Kasprzak
Źródło: Rzeczpospolita