Podczas posiedzenia Zarządu Związku Miast Polskich dyskutowano m.in. na temat regulacji dotyczących wsparcia budownictwa dla najuboższych, dodatków mieszkaniowych oraz ochrony lokatorów
Joanna Proniewicz, rzecznik prasowy Związku Miast Polskich przesłała materiały po posiedzeniu Zarządu ZMP, które miało miejsce w Inowrocławiu w dniach 7-8 lipca br.
Podczas posiedzenia dyskutowano m.in. na temat projektów regulacji dotyczących finansowego wsparcia budownictwa dla najuboższych, dodatków mieszkaniowych oraz ochrony lokatorów.
Projekt ustawy o wspieraniu budownictwa jest próbą systemowego uregulowania kwestii państwowego wsparcia dla przedsięwzięć mających na celu pozyskanie lokali i mieszkań dla najuboższych. - Rząd na realizację tego pomysłu przewiduje 2,3 mld zł w ciągu 7 lat, co oznaczałoby rzeczywiste i znaczące wsparcie dla budownictwa socjalnego – mówił Andrzej Porawski, dyrektor Biura ZMP. Zarząd pozytywnie zaopiniował projekt, choć zwracano uwagę m.in. na nieelastyczne kryteria dotyczące rodzaju wspieranych przedsięwzięć (art. 3), które nie są dostosowane do różnej sytuacji miast w Polsce. – To krok w dobrym kierunku – ocenił projekt ustawy Ryszard Brejza, prezydent Inowrocławia. – Daje ona dużo możliwości, których do tej pory nie było.
Zarząd poparł projekt ustawy o dodatkach mieszkaniowych, na mocy którego nie wlicza się do dochodu świadczeń pomocy materialnej dla uczniów, zasiłków pielęgnacyjnych i zapomóg itp. Podkreślano jednak, że skutki wprowadzenia w życie tej regulacji powinny być wyrównane dla gmin poprzez np. zwiększenie udziału w podatku od osób fizycznych.
Odmówiono zaopiniowania projektu ustawy o ochronie lokatorów i mieszkaniowym zasobie gminy ze względu na to jest on niezgodny z przepisami ustawy o finansach publicznych. Przedstawiciele miast uważają, że nowe zapisy rodzą poważne skutki finansowe dla gmin (2 tytuły odszkodowawcze!) i utwierdzają złe postawy mieszkańców, którzy mogą przestać płacić czynsz, bo ustawowo zapłaci za nich gmina.
W kwestii projektu zmian ustawy o pracownikach samorządowych postulowano po raz kolejny usunięcie wymogu 2-letniego stażu w administracji publicznej dla kandydatów na stanowiska kierownicze w samorządzie. Zdaniem członków Zarządu konieczna jest również zmiana dotycząca trybu i kryteriów oceny pracowników. Ustalono, że Rada Ministrów powinna określać zasady oceny, natomiast pracodawca może na tej podstawie przygotować dostosowane do własnej sytuacji sposoby, tryb i kryteria.
Niepokój wzbudziła publikacja prasowa na temat nowego projektu dotyczącego lustracji. Zakłada on, że każdy kandydujący w wyborach samorządowych musi mieć zaświadczenie z IPN dotyczące braku współpracy z organami bezpieczeństwa PRL, co w wielu przypadkach może uniemożliwić start w wyborach ze względu na czas potrzebny do uzyskania tego dokumentu. – Czy to gra, czy pomyłka – zastanawiano się. – To pole do manipulacji. O tym, kto będzie burmistrzem czy prezydentem będzie decydował dyrektor IPN... Podjęto stanowisko, że przyszłych samorządowców powinna obowiązywać taka sama reguła jak obecnych parlamentarzystów, a mianowicie konieczność składania oświadczenia lustracyjnego.
Zaakceptowano projekt zmiany ustawy Prawo o ruchu drogowym porządkujący stan prawny dotyczący kompetencji służb do dokonywania kontroli. Negatywnie odniesiono się do projektów dotyczących zmian w Prawie górniczym, zawieszaniu działalności gospodarczej i podatku dochodowym od osób fizycznych, ze względu na brak wyliczenia rekompensat finansowych dla samorządów. Wstępnie opiniowano też założenia zmian w systemie finansów publicznych. Zwracano uwagę na problem sposobu badania zdolności gmin do zaciągania zadłużenia, likwidacji funduszy ochrony środowiska oraz zakładów budżetowych.
Joanna Proniewicz
POWIETRZE MIEJSKIE CZYNI WOLNYM - KONFERENCJA SPOŁECZNOŚCI LOKALNE A WOLNOŚĆ
Dokładnie w 50. rocznicę poznańskiego powstania w czerwcu 1956 r., tuż po zakończeniu uroczystych obchodów 28 czerwca br. odbyła się konferencja przygotowana w ramach IV Kongresu Miast Polskich przez Związek Miast Polskich, dotycząca zagadnienia wolności w konkretnym, lokalnym społeczeństwie. Zagadnieniu przyglądali się naukowcy różnych specjalności: historycy – prof. Henryk Samsonowicz oraz prof. Stanisław Jankowiak, socjolog – prof. Marek Ziółkowski, wicemarszałek senatu oraz polityk, dr Jan Olbrycht, eurodeputowany.
Wziąć sprawy w swoje ręce
Profesor Samsonowicz przedstawił historyczny fundament powstania społeczeństwa obywatelskiego w Europie, które charakteryzuje się samodzielnością myślenia i odpowiedzialnością za los nie tylko swój, ale także społeczności, w której żyje. Cywilizacja europejska spoczywa na paru fundamentach, są to: chrześcijaństwo i związane z nim wartości etyczne, przekonanie, że rozum ludzki jest w stanie służyć prawom człowieka – a więc odziedziczony po starożytnych Grekach i Rzymianach system prawa oraz wypracowane przez wieki pojęcia piękna, dobra czy wartości artystyczne. Fundamentem tym jest też społeczeństwo obywatelskie, czyli społeczeństwo, które samo decyduje o swoim losie. To właśnie w Europie, zresztą na stosunkowo wąskim obszarze: między Barceloną a (pierwotnie) Magdeburgiem i między Italią a środkową Anglią pojawiły się miasta typu europejskiego, w których mieszczanie przejęli władzę w swoje ręce i działali dla dobra wspólnego. Wszędzie indziej występował typ miast zwany azjatyckim, w którym miasto było po prostu ośrodkiem władzy królewskiej. Do Polski europejski typ miasta dotarł w XIII w. i został przekazany aż poza Ruś Halicką. Charakteryzuje go najlepiej zasada prawa rzymskiego „Co wszystkich interesuje, przez wszystkich winno być decydowane”. Dopiero na takim podłożu, miast samorządowych – mówił profesor Samsonowicz – powstały społeczeństwa obywatelskie.
Polonizacja okupantów
„Mówi się dużo w historii z potępieniem o anarchii w Polsce (...) Ale jednak nigdy nie można oceniać jednoznacznie pewnych zjawisk(...) Zawsze byliśmy przywiązani do tych cech, które dla społeczeństwa obywatelskiego stanowią wartość największą. Jesteśmy społeczeństwem, które zdobyło się na rzecz niespotykaną. W czasach, kiedy nie mieliśmy własnego rządu, armii, szkolnictwa, krótko mówiąc – własnego państwa myśmy potrafili polonizować naszych okupantów. Proszę nie traktować tego jako donos, ale skąd się wzięli rozmaici Zollowie, Gebetnerowie, Wolfowie czy Szeremietiewowie, Montelupi, Fergusonowie?(...)” – mówił profesor i dodał, że nie fakt, iż cudzoziemcy mieszkali na tej ziemi jest niezwykły, ale to, że oni stawali się polskimi patriotami. „Czego to było efektem? Między innymi działalnością Waszych poprzedników, działalnością, która prowadziła do tego, że w czasach niebytu hasło tu sformułowane „za wolność waszą i naszą” było hasłem, które dawało ludziom przekonanie (...), że być człowiekiem wolnym to znaczy należeć do społeczeństwa obywatelskiego.” – zakończył prof. Samsonowicz.
Wymiary wolności
Z kolei prof. Marek Ziółkowski, dziś wicemarszałek senatu zadał pytanie podstawowe: co to jest wolność? I odpowiedział, że jest przejściem od losu, który jest wyznaczony do możliwości wyboru; tworzeniem możliwości rozsądnego wyboru i pewnego poczucia sprawstwa. Są trzy warunki sine qua non tak rozumianej wolności: warunek podstawowy, najważniejszy jest polityczny. To likwidacja wszystkich ograniczeń zewnętrznych (prawa polityczne, obywatelskie, wolność słowa, wolność stowarzyszania się). Kolejny warunek jest ekonomiczny – aby móc wybierać musi być pewna nadwyżka gospodarcza, bo dopiero wtedy pojawia się możliwość podejmowania decyzji. I wreszcie ostatni warunek – kulturowy. Trzeba od razu rozróżnić pojęcie wolności – takiego działania, które nie naraża innych od swawoli czy anarchii. Podstawowym problemem społeczeństwa obywatelskiego jest połączenie wolności jednostki z wolnością społeczną. „Współczesne społeczeństwo jest społeczeństwem, w którym występują różne podmioty podejmowania decyzji. Ład nie może być ładem monocentrycznym – władza (wszystko jedno centralna czy lokalna) nie może zadekretować porządku”.
Jestem politykiem i się tego nie wstydzę
Na pytanie jak to zrobić, by wolność jednostki połączyć z odpowiedzialnością za grupę, by stworzyć przestrzeń wolności w miejscu, z którym jednostki czują się związane, uznają je za własne, a zarazem potrafią się otworzyć na „obcych”, nowych odpowiedzieć winni politycy. Politycy lokalni (nie urzędnicy) w rozumieniu szlachetnym, którzy działają publicznie, by zmieniać świat na lepsze, w taki sposób, by budować ład, rodzaj wewnętrznej organizacji. Tacy politycy będą się starali działać na rzecz swojej społeczności lokalnej, ponieważ wzmocnienie jej zwiększa przestrzeń wolności. „Musimy zmieniać świat dla ludzi i z ludźmi, a nie dla idei (...) Ludzie muszą mieć poczucie, że to ich miasto, ich burmistrz. Skuteczny polityk to jest z jednej strony ten, który skutecznie zarządza miastem czy sprawami społecznymi, ale równocześnie potrafi budować relacje ze społecznościami lokalnymi.” – mówił Olbrycht.
Niestety, życie dostarcza przykładów, że politykę uprawia się z innych powodów i w takim przypadku politycy traktują społeczności lokalne jako zagrożenie. Należy więc, ich zdaniem, zniszczyć podmiotowość tej grupy, np. przez ingerencję w pewne relacje społeczne lub nawet w przestrzeń miejską. Jaskrawym przykładem takiej ingerencji jest Paryż, który został przeorany, by mogły powstać potężne arterie. „Po co? Po to, żeby można było wprowadzać armie dla tłumienia rozruchów w Paryżu. (...) Zamysł urbanistyczny był bardzo precyzyjny i był tak naprawdę realizacją zalecenia politycznego.” – udowadniał eurodeputowany. Urbanistyka była poddawana naciskom politycznym i to w bardzo przemyślany sposób. „Wiele jest przypadków w historii, gdy architekci otrzymywali polecenie takiego kształtowania przestrzeni miasta, żeby ona nie pozwalała na integrację wewnętrzną albo powodowała pewną dezintegrację, albo też w latach 50., 60. – dziś mówimy, że to jest przypadek – budowania miast bez centrum, bez rynku, na którym można się spotkać, na którym nawiązuje się relacje. Dziś te miasta próbują zrekonstruować swoje centra, odbudować miejsce spotkania mieszkańców.”
Miasta symboliczne
Dr Olbrycht mówił też o zagrożeniu dla władzy zewnętrznej, jaką stanowiła zintegrowana społeczność miast. Wtedy należało uderzyć w miasto; nie w konkretną grupę mieszkańców, tylko w całe miasto. Do historii przechodzą symbole. Dziś mówimy: Warszawa walczyła, co trzeba było zniszczyć – całą tkankę miejską. Mówimy też nie o wydarzeniach, które działy się w Poznaniu, tylko „Poznań walczył”, wystawa w Parlamencie Europejskim nosi nazwę: „Poznań – miasto zbuntowane”. Dla władzy niebezpieczne było to, że miasto zaczęło się buntować. Miasto w swoich różnych składnikach.
Dla polityków samorządowych miasta są szansą, którą oni mogą wykorzystać, ale są takie momenty, kiedy miasta są zagrożeniem i wtedy atak idzie bezpośrednio w miasto – trzeba zniszczyć jego tkankę, strukturę i jego wewnętrzne relacje.
Przyczyny Poznańskiego Czerwca
O przyczynach i skutkach pierwszego buntu społeczeństwa PRL, a także śledztwie prowadzonym w tej sprawie mówił historyk poznańskiego oddziału IPN, prof. Stanisław Jankowiak. Władza ludowa zabrała wszystkie obszary wolności. Zabrała poczucie godności, ustalając pensje w wysokości niewystarczającej do utrzymania rodziny i zmusiła do cięższej pracy maksymalizując godziny pracy. Ustaliła też normę przestrzeni przysługującą jednej osobie w wymiarze 10 m kw., przy czym trudne warunki zaczynały się poniżej 5 m. Władza ludowa próbowała doprowadzić do atomizacji społeczeństwa, by sposób je sobie podporządkować. To się w dużej mierze udało – ludzie nie czuli się gospodarzami swojego obszaru, bo mieli świadomość, że decyzje zapadają zupełnie gdzie indziej i w związku z tym towarzyszyła im świadomość niemocy. Do tego władza dodała strach. Proces dojrzewania społeczności poznańskiej do buntu rozpoczął się od przełamania strachu w wyniku przekształcenia Urzędu Bezpieczeństwa w SB – zwolna okazało się, że ludzie mogą z sobą rozmawiać również o tym, co im się nie podoba.
Śledztwo IPN
Badania nad Poznańskim Czerwcem ciągle trwają. Dotąd nie udało się do końca ustalić, co doprowadziło do protestu, ale też odpowiedzieć, jakie były jego pełne konsekwencje. Dopiero niedawno otwarto przed naukowcami pełne archiwa, dlatego jeszcze potrwa, zanim uda się doprowadzić śledztwo do końca. Pewne obszary tej historii pozostaną już na zawsze nieodkryte. Taką bolesną tajemnicą pozostanie liczba zabitych, rannych i ofiar Czerwca ’56 – choć trzeba robić wszystko, aby możliwie dokładnie poznać tę historię. „Mam świadomość – już na starcie tej drogi – że nigdy na to pytanie nie odpowiem, bo rozumiem, jaki okres kończył Poznański Czerwiec. Rozumiem, że w tamtej rzeczywistości lekarz w dobrej wierze fałszował dokumentację medyczną, żeby bronić tych, którzy mieli odwagę 28 czerwca znaleźć się na ulicy. Mam świadomość, że mnóstwo ludzi nigdy nie skorzystało z pomocy medycznej, bo wiedziało, jakie są zasady funkcjonowania tego systemu i jakie konsekwencje może mieć fakt, że ktoś został zraniony 28 czerwca.” Celem śledztwa jest jak najdokładniejsze poznanie prawdy, ale też uświadomienie winnym, że służyli złej sprawie. „Robotnicy 28 czerwca wyszli na ulice Poznania, bo zrozumieli z jednej strony, że nie ma innej drogi, wyczerpali wszystkie możliwości poprawy swojego losu, ale także dlatego, że uświadomili sobie, że stanowią siłę, która jest w stanie wymusić na władzy pewne ustępstwa.” – mówił historyk IPN, prof. St. Jankowiak.
Obecny na konferencji marszałek senatu, Bogdan Borusewicz powiedział:
„Swoją obecnością tutaj chciałem zaznaczyć, jaką wagę przywiązuję do Poznańskiego Czerwca ’56, którego mit kształtował mnie jako młodego człowieka i moją drogę życiową. (...) Moja i moich kolegów droga do Sierpnia ’80 roku została utrwalona dzięki pamięci Poznania ’56. Wtedy to był bardziej mit niż realne informacje, bo przecież do 1981 r. nie napisano nic na temat Poznania oprócz tego, co napisano w gazetach w ’56 r. I samorząd i Poznański Czerwiec są zakorzenione w moim sercu. Samorząd jest mi bliski, bo wiem, że Polska zmieniła się dzięki reformie samorządowej”.
Hanna Hendrysiak