Oskarżony o korupcję prezydent Piotrkowa Trybunalskiego Waldemar Matusewicz mówił w poniedziałek przed sądem, że jako marszałek województwa nie miał żadnego wpływu na działanie i odwołanie prezesa Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (WFOŚiGW) w Łodzi Marka K.
Zeznał też, że nigdy nie przyjął żadnych pieniędzy od b. prezesa Funduszu i nigdy nie żądał pieniędzy, które rzekomo miały iść na rzecz SLD.
Prezydent Piotrkowa w poniedziałek kontynuował składanie wyjaśnień w procesie toczącym się przed Sądem Okręgowym w Łodzi. Według prokuratury, Matusewicz w latach 1999-2000, kiedy był marszałkiem województwa i miał wpływ na obsadę stanowisk, zażądał ponad pół miliona zł i przyjął prawie 43 tys. zł łapówek od ówczesnego prezesa Funduszu Marka K. oraz osób powiązanych ze spółkami-córkami Funduszu.
Łapówki - zdaniem prokuratury - przyjmował zarówno w gotówce, jak i w formie opłacenia rachunków w restauracjach i hotelach. Część z tych pieniędzy miała zasilić konto SLD. Grozi mu za to kara do 8 lat więzienia.
B. marszałek województwa mówił, że "bzdurą" jest twierdzenie, że prezes Funduszu był od niego uzależniony. Według niego, marszałek samodzielnie nie podejmuje żadnych decyzji, a o obsadzie stanowisk - w tym prezesa Funduszu - decydują uzgodnienia między partiami, które mają większość w sejmiku województwa (w latach, gdy on był marszałkiem, większość miała koalicja SLD-PSL).
"Wpływ marszałka województwa na działalność Funduszu w tym na możliwość powołania i odwołania jego prezesa jest żaden" - powiedział Matusewicz. Relacjonował, że to ówczesny "baron" SLD w Łódzkiem Andrzej Pęczak zabiegał i chciał, by Marek K. został prezesem Funduszu. Wyjaśnił, że ponieważ w kierownictwie SLD był opór przeciwko tej kandydaturze to ostatecznie K. został prezesem z ramienia PSL, do którego prawdopodobnie należał.
Matusewicz powtórzył, że wielokrotnie krytykował działania prezesa Funduszu i publicznie domagał się jego odwołania. Jednak - według niego - zarówno Pęczak, jak i ówczesny lider łódzkiego PSL - bronili Marka K.
B. marszałek szeroko odnosił się do poszczególnych stawianych mu przez prokuraturę zarzutów, które - jego zdaniem - oparte są na pomówieniach b. prezesa Funduszu. Zaprzeczył, że kiedykolwiek żądał laptopa, telefonu komórkowego czy opłacenia wycieczki do Paryża. Jako "absurdalny" określił zarzut, że przyjął dwa razy po 10 tysięcy złotych od Marka K., które to pieniądze pochodziły z jedne ze spółek-córek Funduszu, a miały pójść na konto SLD.
"Nigdy nie przyjmowałem od Marka K. żadnych pieniędzy" - podkreślił. Dodał też, że Pęczak jako szef partii w regionie nigdy nie rozmawiał z nim na temat pieniędzy dla SLD.
Prezydent Piotrkowa Trybunalskiego ma zakończyć składanie wyjaśnień na rozprawie w środę. Oprócz niego na ławie oskarżonych zasiada jeszcze pięć osób oskarżonych m.in. o oszustwa oraz przyjmowanie łapówek.