Inż. arch. Grzegorz Buczek polemizuje z prof. Michałem Kuleszą na temat ustawy o zagospodarowaniu przestrzennym. Profesor daje odpór
W nawiązaniu do opublikowanej w naszym serwisie rozmowy z prof. Michałem Kuleszą (Michał Kulesza: Kryteria wyboru) otrzymaliśmy list następujacej treści:
W rozmowie którą Pan przeprowadził, prof. Michał Kulesza podał nieodpowiadającą prawdzie informację: otóż przepis o wygaśnięciu miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego wprowadziła nie ustawa o zagospodarowaniu przestrzennym z 27 marca 2003 r., ale poprzednia ustawa o zagospodarowaniu przestrzennym z 7 lipca 1994 r.
Od lipca 1994 roku samorządy wiedziały dobrze, że nie odpowiadające transformacji ustrojowej plany ogólne, sporządzone bez poszanowania prawa własności na podstawie przepisów ustawy o planowaniu przestrzennym z 12 lipca1984 r., miały wygasnąć z dniem 31 grudnia 1999 r. Termin ten jeszcze dwukrotnie przedłużano, zmieniając odpowiedni przepis ustawy o zagospodarowaniu przestrzennym z 1994 r., tak więc gminy miały ponad 9 lat na sporządzenie nowych miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego.
To że niektore z nich przyjęły tych planów dużo, tak że pokrywają całe ich obszary, inne średnio, a niektóre b. mało - to były ich własne decyzje, ktore teraz skutkują oczywistą dywersyfikacją ich rozwoju. Nie ma z tym nic wspólnego skrytykowana przez prof. Kueszę ustawa o pizp, która weszła w zycie 11 lipca 2003 r., a więc już po wygaśnieciu planów ogólnych w części gmin (bo plany te wygasały w zależności od lokalnych uwarunkowań albo z dniem 31 grudnia 2002 r., albo 31. XII.2003 r.). Wystarczy przeczytać zamieszczoną na stronie internetowej Ministerstwa Infrastruktury informację zredagowaną na podstawie ogólnopolskiego badania statystycznego o postępie planowania miejscowego wynikającym z uproszczenia procedur planistycznych własnie przez nową ustawę, żeby się zorientować, że zróżnicowania lokalne w tym zakresie są pochodną różnych zachowań gmin w tej dziedzinie, a nie skutkiem złych przepisów.
Czyżby więc prof. Kulesza był za bolszewicką urawniłowką w planowaniu miejscowym i przymusem planistycznym ? Coś mi to nie pasuje do innych jego poglądów, z którymi się w znacznym stopniu zgadzam.
Z poważaniem inz. arch. Grzegorz Buczek
z-ca red. nacz. miesięcznika URBANISTA
(b. burmistrz warszawskiej Ochoty i b. radny)
A oto odpowiedż profesora Kuleszy:
Panie Redaktorze,
w odpowiedzi na list p. G.Buczka stwierdzam, że owszem, przepis o wygaśnięciu planów pierwotnie pochodził z 1994 r., nigdy jednak nie został faktycznie zrealizowany, bowiem jego wejście w życie było kilkakrotnie odsuwane. W końcu więc to dopiero ustawa z marca 2003 r. spowodowała wygaśnięcie planów pochodzących sprzed 1994 r. Tyle dyskusji o datach.
Zaś co do faktów, trzeba przede wszystkim podkreślić, że uchylając dawne plany ustawodawca nie zadbał o środki dla gmin, aby mogły sobie szybko uchwalić nowe plany. Opracowanie nowego planu to droga rzecz. Gminy nie uchwaliły sobie nowych planów, bo nie chciały albo nie mogły tego zrobić, a najczęściej - dlatego, że nie miały środków na ich opracowanie. Co z tego więc, że gminy "wiedziały" o utracie mocy obowiązującej starych planów, skoro przepisy o uchyleniu planów, ten z 1994 r. i ten z 2003 r., były pozbawione sankcji w stosunku do gmin. Jeżeli juz mówić o metodach bolszewickich, to właśnie przepis uchylający miał taki charakter. Zamiast gminom pomóc albo - choćby - skutecznie je ukarać, ustawodawca ukarał ... właścicieli gruntów, pozbawiając ochrony prawo własności. Ukarał też... sam siebie i nas wszystkich, bowiem zniweczył dorobek regulacyjny wielu pokoleń, obniżając skutecznośc zarządzania publicznego.
Plan przeciez to nie tylko dokument polityki przestrzennej, ale także prawo miejscowe, które definiuje sposób wykorzystania terenu. Zaś wartość gruntu często zależy od jego przeznaczenia planistycznego. Ustawodawca, w swoim bolszewickim zapale eliminacji starych planów, nie zadbał o uprawnienia właścicieli gruntów, dotąd chronione tamtymi planami, które ustalały m.in. przeznaczenie gruntów, np. ich budowlany charakter. Nie zadbał też o zachowanie ustaleń ochronnych, wynikających z dotychczasowych planów. Jest oczywiste, że współcześnie wiele norm ochronnych i regulacyjnych wynika wyłącznie z planu, np. przeznaczenie terenów, również prywatnych, pod drogi publiczne. Wszystko to "jak leci" poszło do kosza, bez próby odróżnienia różnych funkcji starych planów, tych, które trzeba było podtrzymać i tych, które należało wyeliminować.
Uważam, że kompletne i definitywne wygaszenie mocy obowiazującej tych planów w 2003 r. to niesłychany akt barbarzyństwa legislacyjnego. Wg mojej wiedzy nikt dotąd, nigdy i nigdzie na świecie nie dopuscił się czegoś podobnego. Niefrasobliwe wygaszenie przez Sejm mocy obowiazującej dawniejszych planów oznacza dla wielu gmin i miast powrót do swoistego "stanu dzikości" - jakby na danym terenie osadnicy wydzielili sobie działki i każdy w majestacie prawa własności robi tam, co chce. Przecież wiadomo, że plany pojawiają się w miarę rozwoju jednostek osadniczych jako akt wiedzy i polityki władz, są coraz bardziej skomplikowane, na miarę narastających problemów zagospodarowania przestrzennego, a każdy plan następny musi ustosunkować się szczegółowo do ustaleń poprzedniego, choćby po to, by precyzyjnie zdefiniować konsekwencje prawne dokonanej zmiany.
Ogólny przepis z 1994 r., uchylający - ot tak sobie - plany z okresów wczesniejszych, bez ustosunkowania sie do różnorodnych problemów stąd wynikających, był więc po prostu błędny i m.in. dlatego data jego wejścia w życie była parokrotnie przesuwana. A trzeba dodać, że przepis uchylający dotknął nie tylko stare plany, te z lat 80-tych i jeszcze wczesniejsze, ale również plany powstałe na początku lat 90-tych, zatem przygotowane juz w nowym ustroju. Byc może w 1994 r. ten problem nie był jeszcze do końca rozpoznany, ale w 2003 r. wiedziano juz dokładnie, jakie będą konsekwencje ustawowego uchylenia wszystkich dawniejszych planów, i mimo to zdecydowano się na ten ruch. Była to niesłychana, a przy tym - jak wynika z listu p. Buczka - świadoma ingerencja Sejmu w kompetencje planistyczne gmin i w prawo własności nieruchomości, prowadząca często do obniżenia wartości gruntów i budynków. A z kolei inne grunty niespodzieanie zyskały na wartości. Jak wiadomo, Sejm wszystko może, choć nigdy nie odpowiada za konsekwencje swoich aktów, nawet wtedy, gdy są one zupełnie bezmyslne.
Prof. Michał Kulesza