2,1 mln zł miał zapłacić ksiądz za wycięcie drzew. Ale Samorządowe Kolegium Odwoławcze w Wałbrzychu unieważniło tę decyzję wójta. Pojawiły się wątpliwości, czy wszystkie wycięte przez księdza drzewa to lipy, a także, czy leśnik, który określił średnicę pni, miał do tego uprawnienia - podaje "Gazeta Wrocławska".
Duchowny wyciął drzewa z cmentarza, bo były spróchniałe i zagrażały ludziom.
- Nie wiem, na jakiej podstawie SKO uznało, że leśnik, który od lat wykonuje zlecone prace na rzecz gminy, nie ma do tego uprawnień. W tej sprawie w ogóle nie zapytano nas o zdanie, uznając, że to, co napisał ksiądz w skardze, jest święte - ripostuje wójt.
Jak dodaje, nie ma też kompletnie żadnego znaczenia, czy na cmentarzu wycięto 12 lip czy też 11 lip i jesion, szczególnie, że kara za te dwa gatunki drzew jest taka sama.
Zdaniem wójta, jeśli jego decyzja zostanie uznana za nieważną, to przeprowadzenie drugiego postępowania i ukaranie duchownego będzie jeszcze trudniejsze, bo w międzyczasie wykarczowano pnie i po wyciętych drzewach nie ma już śladu.
Sprawę rozpatrywać będzie jeszcze Wojewódzki Sąd Administracyjny.
Romuald Piela
Źródło:
"POLSKA Gazeta Wrocławska"/aba/