Wstydzę się, kiedy podaję na naborach na stanowisko inspektora, że oferujemy wynagrodzenie 2500 zł brutto - pisze Krzysztof Jędrośka, sekretarz Miasta Rydułtowy
W naszym artykule Tak zarabiają urzędnicy samorządowi przypomnieliśmy, ile wynosi pensja zasadnicza na wybranych stanowiskach we wszystkich urzędach samorządowych. Publikujemy komentarz nadesłany do Serwisu Samorządowego PAP przez Krzysztof Jędrośka, sekretarza Miasta Rydułtowy i wiceprezesa Forum Sekretarzy Gmin i Powiatów Województwa Śląskiego.
Dobrzy pracownicy...
Kiedy trzynaście lat temu obejmowałem stanowisko sekretarza w średniej wielkości mieście, sytuacja w samorządzie była dość dziwna. Zarobki całkiem przyzwoite. Chętnych do pracy w urzędzie mnóstwo. Ale niestety postrzeganie nas w społeczności lokalnej - fatalne.
Od tego czasu sporo się zmieniło. Zmieniło się u mnie w urzędzie, ale i w całej Polsce. Znacznie poprawiliśmy swój wizerunek. Wprowadziliśmy dzięki środkom unijnym wiele nowych rozwiązań, które zaskutkowały poprawieniem naszej pracy i lepszą obsługą mieszkańca.
Bardzo ważną rolę w tych zmianach odegrał czynnik ludzki, czyli kadry. Całkiem przyzwoite wynagrodzenia spowodowały, że na nasze nabory pracowników przychodzili ludzie o wysokich kwalifikacjach, z dużymi umiejętnościami. Do mojego urzędu udało się przez kilkanaście lat pozyskać wielu specjalistów. Dzięki temu mogłem jeszcze do niedawna szczycić się tym, że jesteśmy urzędem profesjonalistów, pracujących dla dobra mieszkańców. Mam obecnie kadrę wykształconą, młodą ale i doświadczoną w swoim fachu.
...i żenujące stawki
I tego właśnie się boję. Boję się nie bez kozery. Rynek pracy przez te kilkanaście lat zmieniał się powoli, ale jednak zauważalnie. Obecnie jest to już rynek pracownika. O dobrą siłę roboczą walczy się w różny sposób. O ile jeszcze mogę konkurować na rynku pracy, oferując stabilność zatrudnienia, o tyle przegrywam z kretesem z ofertą wynagrodzenia.
Przez ostatnie kilka lat wręcz wstydzę się, kiedy podaję na naborach na stanowisko inspektora, że oferujemy wynagrodzenie 2500 zł brutto. Tym bardziej że obok urzędu wisi wielkie ogłoszenie o poszukiwaniu osób do pracy z ofertą wynagrodzenia 6000 „na rękę”. I nie każą kandydatom zdawać testu, przechodzić rozmowy kwalifikacyjnej. A w przyszłości nie planują egzaminu ze służby przygotowawczej, okresowej oceny pracy i wielu, wielu „udogodnień”, które oferuję kandydatom za te wspaniałe 2500 brutto.
Powie ktoś z Was – to daj im więcej. No właśnie. Nawet już przekonałem ostatnio radę miasta. Radni widzą, co się dzieje i byliby skłonni zwiększyć wydatki budżetowe na wynagrodzenia pracowników. Niestety, nic mi to nie da.
Kaganiec rozporządzenia...
Bo przecież od wielu, wielu lat nie zmieniono rozporządzenia Rady Ministrów w sprawie wynagradzania pracowników samorządowych. I nie zająknę się nawet, że wiele by mówić o wynagrodzeniu informatyka (i informatykopochodnych). Nie będę się nad tym rozwodził, choć fajnie przecież napisać w rozporządzeniu, że informatyk urzędu ma zarobić minimum 1920 zeta brutto (ciekawe w jakich to czasach taka kwota nie raziła jeszcze informatyka w oczy). A ty, kochany burmistrzu, daj mu przecież, ile chcesz. Masz przecież ustawowe prawo do ustalania kwoty maksymalnej. Problem zaś tkwi właśnie w tym pozornie demokratycznym „daj, ile chcesz”. Pozostawienie bowiem wynagrodzenia wójta/burmistrza/prezydenta od lat na tym samym poziomie (ups ! przecież w zeszłym roku zmniejszono nawet to wynagrodzenie) skutkuje efektem lawinowym. Oczywiście można założyć, że szef urzędu zarabia mniej, niż jego pracownicy. Tylko to już byłaby sytuacja całkowicie patologiczna.
Przy założeniu zaś, że szef zarabia jednak więcej niż ja, mamy szach i mat. Otóż w moim urzędzie przez kilka (kilkanaście) lat sukcesywnie doprowadzano do ciągłego spłaszczania rozpiętości płac. Dlaczego ? Bo burmistrz uznawał , że zasługujemy na podwyżki. Potwierdzali to zresztą zewnętrzni audytorzy z różnych dziedzin (w tym i klienci/mieszkańcy), wskazując każdorazowo na wysokie kompetencje i profesjonalizm naszych pracowników. Tak więc finansowo burmistrz stał w miejscu, a pracownicy powoli dobijali do swoich przełożonych. Ostatecznie w pewnym momencie doszło do utraty naturalnej dla człowieka chęci awansu. Po co mam za parę złotych więcej mieć dużo większą odpowiedzialność? No właśnie, po co?
Od pewnego czasu zaczyna być widoczne dodatkowe zjawisko – przenoszenie się ludzi młodych do innych sektorów. Idą po prostu za forsą. Nie mają naturalnego hamulca w postaci lęku przed zmianą. Nie chcą blokować sobie możliwości życia na dobrym poziomie.
Efekt jest taki (i taki będzie), że zaczynamy sobie w samorządzie podkradać pracowników. Ci podkradani i ci jeszcze pracujący to ludzie, którzy jeszcze się łudzą, że będzie lepiej albo ci, którzy boją się ryzyka związanego ze zmianą.
Jak długo jeszcze będzie trwać taki stan rzeczy? Moim zdaniem już niedługo. Widać to każdego dnia. Rynek potrzebuje na siłę rąk do pracy, a my mamy te ręce na wyciągnięcie ręki. I do tego dobrze wykształcone. W końcu ludzie skuszeni mamoną pójdą na lep bardziej dochodowej pracy. Pozostaną nam ludzie w wieku przedemerytalnym i ci, którzy mają słabe umiejętności.
...trzeba zdjąć
Jakie jest lekarstwo? Dość proste. Nazywa się „samorząd”. Po to przecież przekazano pod koniec lat 80. ubiegłego wieku samorządom środki i uprawnienia, żeby same się rządziły. Po co więc wprowadzać centralnie ograniczenia na pensję burmistrza? Może jednak pozwolić o niej decydować radzie. Że dochodzić będzie do nadużyć? Znajomy Czech na pytanie o to, co robią jak w samorządzie dochodzi do nadużyć, odpowiedział – nie wybieramy ich w następnych wyborach. Prosty i skuteczny mechanizm demokracji. Ale to zostawię sobie może na jakieś kolejne przemyślenia.
Na razie apeluję do Rady Ministrów (a może do Sejmu) o dokonanie istotnych zmian dotyczących wynagrodzenia wójtów/burmistrzów/prezydentów. Inaczej dojdzie w naszym kraju do paraliżu administracji samorządowej. I to już niedługo.
Krzysztof Jędrośka
Wiceprezes Forum Sekretarzy Gmin i Powiatów Województwa Śląskiego
Tytuł, lead i śródtytuły od redakcji.