Worki z piaskiem, prośby, czekanie i kredyty. O usuwaniu skutków powodzi i próbach zapobiegania zalania miasta rozmawiamy z Henrykiem Urbanowskim, wiceburmistrza Kłodzka, przez które w 1997 i 2009 przeszła powódź.
Magdalena Mips: W tym roku Kłodzko pomagało mieszkańcom zalanych miejscowości, doskonale wiedząc, czym jest klęska powodziowa. Jak miasto Kłodzko radziło sobie z powodzią w 1997 i 2009 roku? Czy coś się zmieniło w roku 2009 w stosunku do 1997?
Henryk Urbanowski: Trudno powiedzieć, czy się zmieniło. Może to, że w zeszłym roku nie dostaliśmy żadnych środków po powodzi na poradzenie sobie z jej skutkami. Musieliśmy za to zapłacić z własnych, miejskich, pieniędzy.
Dlaczego tak się stało?
Nie dyskutuję z prawem państwowym, ale przyjęto taką zasadę, że jeśli straty sięgają powyżej 5% zapisu budżetowego, to wtedy dopiero pomagają. Gdyby nasze straty sięgnęły ponad 5 mln. zł, otrzymalibyśmy dofinansowanie. W 2009 roku były wysokości 4,5 mln w związku z czym musieliśmy poradzić sobie sami. Cięliśmy w budżecie wydatki przewidziane na inwestycje i posiłkowaliśmy się kredytami bankowymi.
A czy udało się Państwu naprawić wszystkie zniszczenia po tej ostatniej powodzi?
Nie, jeszcze nie. To, co najważniejsze tak, ale zostały nam do wyremontowania jeszcze niektóre drogi 4-rzędowe, które tymczasowo zostały uszczelnione. Połataliśmy w nich dziury, ale trzeba wymienić całą nawierzchnię.
Ile kosztowały naprawy zniszczeń popowodziowych?
Po powodzi w 2009 roku – ok. 3 mln 800 tys. Po zalaniu 1997 roku były to kwoty rzędy kilkudziesięciu mln zł, bo miasta wtedy właściwie nie było.
Czy po powodzi w 2009 roku samorząd miał do siebie jakiś żal o to, że nie udało się zabezpieczyć miasta lepiej, mając już doświadczenie z 1997 roku?
Gdyby to od nas zależało… Ja wiem, że ktoś może od razu powiedzieć, że to nasze miasto, ale rzeki i wały koryt rzecznych należą do kogo innego, odpowiada za nie marszałek, wojewoda, za oczyszczanie rzek – RZGW. My zabezpieczamy tylko te miejsca, gdzie woda wypłynie.
Tysiące worków u nas do tej pory zabezpieczają
nasze tereny. W tym roku już przed latem je ułożyliśmy w tych newralgicznych miejscach, gdzie zawsze mieliśmy szkody. Tam 1,5-metrowe warstwy worków stoją na wszelki wypadek.
Co poza ułożeniem worków z piaskiem samorząd może zrobić?
Może przeczyścić klatki ściekowe, które mogą zabrać – tylko – 1% „dużej” wody. Zrobić kanalizację, ale to jest też zabezpieczenie tylko przy normalnych opadach. Jednak w tym roku na przykład rozpisaliśmy przetarg i mamy obecnie zatrudnioną firmę, która non stop przepycha je nam, co przydaje się na przykład przy ulewnych opadach deszczu.
Reszta: rzeki, wały, drożność rzek, drzewa rosnące w korytach rzek – za to wszystko odpowiadają już wojewoda i RZGW. Jak rzeka wyjdzie z koryta, nie możemy już nic zrobić. Mamy 15 tys. worków, zapasowe worki, łopaty – są przygotowane na wszelki wypadek. Ale jeśli zdarzy się coś takiego, jak w minionym tygodniu w Bogatyni, gdzie w 45 min. zalało całe miasto, wtedy nie zdążymy nawet workować. Będziemy bezradni.
Czy próbują więc Państwo interweniować w ministerstwie lub u władz na szczeblu wojewódzkim?
Piszemy, piszemy i piszemy do RZGW – że gdzieś od południa rzeki coś zabrało, że gdzieś powódź mury powywracała. I to tak trwa i trwa – do tej pory jeszcze od 1997 roku nie wszystko udało się odpowiednio zrobić. Takie pisanie.
Czy jakimś wyjściem w związku z tym mogłoby być przeniesienie właśnie na gminę obowiązku zabezpieczania jej w większym niż dotychczas stopniu?
Dużo kwestii przenosi się ostatnio na gminę – za tym jednak powinny iść środki na ich realizację. Jeśli sama gmina miałaby zabezpieczać tylko swój teren nie zdałoby to egzaminu, o ile nie byłoby to rozwiązane systemowo. Gdyby jedna z gmin się z tego wywiązała, ale gminy będące na drodze biegu rzeki przed nią, nie – byłoby to bezskuteczne.
Rzeki powinny być zabezpieczona od źródła do ujścia. Najczęściej największy problem jest przed miastem. Koryta rzek wchodzące do miast są często zarośnięte, stąd bierze się dużo zanieczyszczeń, których nie mamy szans wyłapać później w mieście.
Czyli cały problem jest do rozwiązania na wyższym szczeblu?
Tak, na szczeblu marszałka, na szczeblu województwa. Minister zaś powinien opracować konkretny plan działania i dać środki na jego realizację.
Dziękuję za rozmowę.